Zdarzali się postępowi sędziowie, ale stanowili nieliczne wyjątki, a większość adwokatów już dawno dała za wygraną, żałując, że nie poświęcili się bardziej lukratywnemu doradztwu prawnemu w świecie biznesu. Pieniądze leżały tam, a poza tym można było się znaleźć na zdjęciu w „Hant i Veckan”.
– Może to zabrzmi dziwnie – zaczął Martin Beck – ale myślę, że nie doceniasz Braxéna.
W czasie krótkiej drogi do ratusza Rhea wzięła go niespodziewanie za rękę. To nie zdarzało się często i zawsze oznaczało, że jest niespokojna i przeżywa silne napięcie emocjonalne. Jej dłoń, tak jak wszystko w niej, była silna i wzbudzająca zaufanie.
Buldożer Olsson wszedł jednocześnie z nimi do poczekalni na minutę przed czasem.
– Napad na bank przy Vasagatan jest załatwiony – rzekł zdyszanym głosem. – Ale w zamian mamy dwa kolejne. Jeden wskazuje na Wernera Roosa.
Jego wzrok spoczął na Kvastmo i ruszył do niego, nawet nie kończąc zdania.
– Ty możesz iść do domu – powiedział. – Albo wrócić na służbę. Odebrałbym to jako osobistą przysługę.
Buldożer w taki sposób rozumiał łajanie ludzi.
– Co? – spytał Kvastmo.
– Możesz wracać na służbę – powtórzył Buldożer. – Każdy człowiek powinien się znajdować na właściwym miejscu.
– Moje zeznanie usadziło twoją gangsterkę, co? – puszył się Kvastmo. – Ale miałem wszystkie szczegóły w małym palcu. Albo i obu.
– Tak – potwierdził Buldożer. – Było naprawdę błyskotliwe.
Kvastmo oddalił się, by na nowo podjąć walkę ze światem gangsterskim na innym froncie.
Przerwa się skończyła i rozprawę wznowiono.
Bekacz wezwał swojego pierwszego świadka, dyrektora banku Rumforda Bondessona. Po dopełnieniu formalności adwokat zabrał głos:
– Nie każdemu jest dane zrozumienie tych zasad, albo raczej braku zasad, które tworzą fundament społeczeństwa kapitalistycznego. Przeciętny wyborca słyszał o większości z nich, podobnie jak o fenomenie wyborów powszechnych, kiedy socjaldemokraci i inne mieszczańskie i kapitalistyczne partie kuszą ludzi pieniędzmi. Używają ich w ogromnych ilościach, żeby ludzie formalnie dobrowolnie głosowali na polityka, wspierającego obecną wyższą klasę społeczną, to znaczy gospodarkę kapitalistyczną, partyjnych biurokratów i szefów związków zawodowych, których łączy wspólny interes, mianowicie pieniądze. I żeby ludzie dawali upoważnienie tej samej polityce, nieważne, na którą z tych socjalmieszczańskich partii zagłosują.
Buldożer Olsson zaczytał się w jakimś dokumencie. Teraz wrócił do rzeczywistości i rozkładając ręce, rzekł:
– Sprzeciw. To jest rozprawa, nie wiec wyborczy.
– W szkole mówiono nam o Jonaszu w brzuchu wieloryba – ciągnął niewzruszony Bekacz. – Potem okazało się, że waleń to nie ryba, tylko ssak. Osobiście nie widziałem jednak żadnego walenia, nie licząc obrazków. I raz u klienta, w więzieniu. To znaczy w telewizji. Sam nie mam telewizora, bo uważam, że przeszkadza mi w myśleniu. Natomiast mam córkę w…
Sprawdził w dokumentach.
– …w wieku Rebecki Lind, choć sam jestem dość leciwy. Jedna z jej przyjaciółek jest zresztą spokrewniona z murarzem, który nazywa się Lexer Ohberg. Nie jest on jednak krewnym aktora Ohberga, tego, który grał w filmie o Elwirze Madigan, to znaczy nie grał Elwiry Madigan, tylko porucznika Sparrego i jednocześnie reżyserował film. Podobnie jak rzeźbiarz w drewnie, Ernst Jönsson z Trelleborga, nie jest spokrewniony z aktorem Edvardem Perssonem.
– Czemu miałby być? – zapytał sędzia, trochę wyprowadzony z równowagi.
– Trudno powiedzieć – odrzekł Bekacz.
– Rozmowa z adwokatem Braxénem przypomina rozmowę gęsi z prosięciem – zauważył Buldożer.
Potem wrócił do studiowania swojej teczki, od czasu do czasu coś notując lub wykonując dziwny gest. Nie zareagował nawet na niespodziewane pytanie sędziego:
– A co to ma wspólnego ze sprawą?
– Tu również bym rzekł, że odpowiedź na pytanie nie jest łatwa.
Potem wskazał nagle niezapalonym cygarem na świadka i zadał pytanie inkwizytorskim tonem:
– Czy spotkał pan Rebeckę Lind?
– Tak.
– Kiedy?
– Jakiś miesiąc temu. Ta młoda dama przyszła do głównej siedziby banku. Była zresztą ubrana tak samo jak dzisiaj, ale miała ze sobą niemowlę w czymś w rodzaju nosidełka z przodu.
– I przyjął ją pan?
– Tak, miałem akurat wolną chwilę, a poza tym interesuje mnie współczesna młodzież.
– Szczególnie żeńska?
– Tak, czemu miałbym się tego wypierać?
– Ile pan ma lat, panie Bondesson?
– Pięćdziesiąt dziewięć.
– Czego chciała Rebecka Lind?
– Wziąć pożyczkę. Wyraźnie nie miała rozeznania w podstawowych kwestiach finansowych. Ktoś jej powiedział, że banki pożyczają pieniądze, więc przyszła do najbliższego dużego banku i poprosiła o rozmowę z dyrektorem.
– I co pan jej odpowiedział?
– Że banki są przedsiębiorstwami i nie pożyczają pieniędzy bez odsetek i zabezpieczenia. Odrzekła, że ma kozę i trzy koty.
– Dlaczego chciała pożyczyć pieniądze?
– Żeby pojechać do Ameryki. Nie wiedziała dokładnie, gdzie ani co będzie robić, kiedy tam dotrze. Mówiła jednak, że ma zapisany adres.
– O co jeszcze pytała?
– Czy istnieje jakiś bank, który nie jest przedsiębiorstwem jak inne i którego właścicielem jest naród, i dokąd zwykli ludzie mogą pójść, kiedy potrzebują pieniędzy. Zażartowałem żartem, że Kreditbank albo bank PK, jak się teraz nazywa, przynajmniej formalnie jest własnością państwa, czyli narodu. Wydawała się zadowolona z odpowiedzi.
Bekacz podszedł teraz do świadka, wycelował cygaro w jego pierś i zapytał:
– Czy potem nastąpiła dalsza wymiana zdań?
Dyrektor banku Bondesson nie odpowiedział i sędzia w końcu go upomniał:
– Zeznaje pan pod przysięgą, panie Bondesson. Nie musi pan jednak odpowiadać na pytania, które ujawniają pana działania przestępcze.
– Tak – odparł Bondesson z widoczną niechęcią. – Młode dziewczęta interesują się mną, a ja nimi. Zaproponowałem, że rozwiążę jej doraźne problemy.
Rozejrzał się dokoła i zauważył unicestwiający wzrok Rhei Nielsen oraz blask łysiny Buldożera Olssona, zatopionego w dokumentacji.
– A co na to Rebecka Lind?
– Nie pamiętam. Zresztą i tak do niczego nie doszło.
Bekacz powrócił do swojego stołu. Wertował przez chwilę swoje dokumenty, po czym rzekł:
– Podczas przesłuchania na policji Rebecka Lind zeznała, że użyła następujących słów: „Mam gdzieś starych świntuchów” i „Myślę, że jest pan obrzydliwy”.
Powtórzył donośnym głosem:
– Starych świntuchów.
Ruchem cygara dał do zrozumienia, że dla niego przesłuchanie jest skończone.
– Zupełnie nie rozumiem, co to ma wspólnego ze sprawą – stwierdził Buldożer, nie podnosząc wzroku.
Bekacz przeszedł przez salę, pochylił się nad stołem Buldożera i oznajmił:
– Jak wszyscy widzą, prokurator od przerwy na lunch zajmuje się czytaniem dossier kogoś o nazwisku Werner Roos. Pytam zatem przewodniczącego sądu, co to ma wspólnego ze sprawą.
– Ciekawe, że adwokat zajmuje się Wernerem Roosem – rzekł Buldożer, zrywając się na nogi.
Wbił wzrok w Bekacza i spytał ostrym tonem:
– Co pan wie o Wernerze Roosie?
– Czy mogę prosić strony o zajęcie się bieżącą sprawą? – zasugerował sędzia.
Świadek oddalił się z obrażoną miną.
Potem przyszła kolej na Martina Becka. Formalności odbyły się zwykłym trybem, ale tym razem Buldożer był uważniejszy i śledził przepytywanie świadka z widocznym zainteresowaniem. Bekacz zaczął: