– Czy Rebecka stawiała opór?
– Nie.
– Wcale?
– Nie. Kiedy zająłem się dzieckiem, oświadczyła tylko: „Proszę uważać, by jej nie upuścić”.
– Dotąd wszystko wydaje się jasne – rzekł Bekacz. – Później wrócę tylko do ewentualnych dalszych aktów przemocy. Teraz chciałbym pomówić o czymś innym.
– Tak – odrzekł Kristiansson.
– Ponieważ personel specjalnego wydziału zajmującego się ochroną bankowych pieniędzy nie przybył na miejsce – zaczął Bekacz i umilkł, władczo zerkając na prokuratora.
– Pracujemy przez całą dobę – odparł Buldożer. – A to zostało uznane za mało znaczący wypadek, jeden z wielu.
– Pan Olsson pewnie rzadko spędza bezsenne noce, myśląc o niewinnych, których wtrącił do więzienia lub zakładu w wyniku fałszywych i nieuprawnionych oskarżeń.
Bekacz najwyraźniej stracił wątek, beknął i rzucił:
– Tak, tak, tak, tak.
Jego błędny wzrok spoczął w końcu na Karlu Kristianssonie, który stał na środku sali i wyglądał jak cielę w białej kurtce Millwall z niebieskimi wełnianymi mankietami i stylizowanym lwem po lewej stronie piersi oraz niebieskim napisem „The Lions” na plecach. Poza tym był tak umundurowany, jak trzeba.
– To oznacza, że policjanci, którzy byli w pobliżu, przeprowadzili pierwsze przesłuchania – ocenił w końcu Bekacz. – Kto rozmawiał z kasjerką?
– Ja.
– I co powiedziała?
– Że dziewczyna podeszła do okienka z dzieckiem w nosidełku i położyła torbę na marmurowym kontuarze. Kasjerka zobaczyła nóż i zaczęła wrzucać banknoty do torby.
– Czy Rebecka wyjęła nóż?
– Nie. Miała go przy pasku. Prawie na środku pleców.
– Jak kasjerka mogła w takim razie go widzieć?
– Nie wiem. A, prawda, zobaczyła go, kiedy Rebecka się odwróciła, i wtedy krzyknęła: „Nóż, nóż, ona ma nóż!”
– Czy to była finka, czy sztylet?
– Nie, wyglądał jak mały nóż kuchenny. Taki, jakiego używa się w domu.
– Co Rebecka powiedziała do kasjerki?
– Nic. Przynajmniej nie od razu. Potem się roześmiała i rzekła: „Nie myślałam, że tak łatwo jest pożyczyć pieniądze”. I dodała: „Może zostawię jakieś pokwitowanie czy coś takiego”.
– Podobno pieniądze były rozrzucone na podłodze – zauważył Bekacz. – Jak to się stało?
– Tak, wiem. Kvastmo stał i trzymał mocno dziewczynę, kiedy czekaliśmy na posiłki. A potem kasjerka zaczęła liczyć pieniądze, żeby sprawdzić, czy czegoś nie brakuje. Wtedy Kenneth krzyknął do mnie: „Stop, to jest bezprawne”.
– A potem?
– Potem krzyknął: „Kalle, pilnuj, by nikt nie ruszał łupu”. Trzymałem dziecko, więc mogłem złapać tylko jeden uchwyt torby i bach, upuściłem ją. To były głównie pojedyncze banknoty, więc się rozsypały na wszystkie strony. Wtedy nadjechał radiowóz. Podaliśmy dziecko chłopakom, którzy w nim siedzieli, i zabraliśmy zatrzymaną do kryminalnego na Kungsholmen. Ja prowadziłem, a Kenneth siedział z tyłu z tą dziewczyną.
– Czy doszło tam do jakiejś awantury?
– Tak, trochę. Najpierw się rozpłakała i zapytała nas, co zrobiliśmy z jej dzieckiem. Potem płakała jeszcze bardziej i Kvastmo założył jej kajdanki.
– Czy pan coś mówił?
– Tak, powiedziałem, że to na pewno nie jest potrzebne. Po pierwsze dlatego, że Kvastmo jest dwa razy większy od niej, po drugie, nie stawiała żadnego oporu.
– Powiedział pan coś jeszcze w tym samochodzie?
Kristiansson milczał przez kilka minut. Bekacz popadł w stan niemego wyczekiwania. Nawet mu się nie odbijało, nie powtórzył pytania ani nie zaczął mamrotać o krzywoprzysięstwie i znaczeniu mówienia całej prawdy, jak często robią adwokaci.
Kristiansson uważnie obserwował swoje nogi w spodniach od munduru, po czym rozejrzał się z miną winowajcy i rzekł:
– Tak, poprosiłem: „Nie bij jej, Kennethi”.
Reszta była prosta. Bekacz wstał i podszedł do Kristianssona.
– Czy Kenneth Kvastmo często bije aresztantów?
– Zdarzało się.
– Czy widział pan naramiennik Kvastmo i ten prawie oderwany guzik?
– Tak. Wspomniał o tym. Żalił się, że żona nie dba o jego rzeczy.
– Kiedy to się stało?
– Dzień wcześniej.
– Świadek do dyspozycji prokuratora – rzekł spokojnie Bekacz.
Buldożer utkwił wzrok w oczach Kristianssona. Ile spraw zostało zepsutych przez tępych policjantów? A ile uratowano? Mimo wszystko bilans był dodatni. Ale ci zwykli policjanci, czy asystenci policji, jak ich teraz nazywano, byli złem koniecznym – i dla przestępców, i dla tych, którzy ich zwalczali.
– Nie mam pytań – odparł Buldożer lekkim tonem.
Potem dodał równie pogodnym głosem:
– Oskarżenie oddala zarzut użycia przemocy wobec funkcjonariusza.
Bekacz poprosił o przerwę. Podczas niej zapalił wreszcie cygaro, po czym udał się w długą drogę do toalety. Wrócił po chwili i przystanął, by porozmawiać z Rheą Nielsen.
– Z jakimiż to kobietami się zadajesz? – zwrócił się Buldożer do Martina Becka. – Najpierw wyśmiewa mnie przed sądem, a teraz stoi i rozmawia z Bekaczem? Wszyscy przecież wiedzą, że oddech Bekacza może powalić orangutana z odległości pięćdziesięciu metrów.
– Z dobrymi – odrzekł Martin Beck. – Albo raczej z dobrą.
– Aha, ożeniłeś się po raz drugi. Ja też. To dodaje życiu trochę uroku.
Rhea podeszła do nich.
– Rhea – zaczął Martin Beck. – To jest prokurator Olsson.
– Wiem.
– Wszyscy nazywają go Buldożerem – ciągnął Martin Beck. – Myślę, że twoja sprawa nie idzie najlepiej.
– Tak, połowa zarzutów upadła. Ale reszta trzyma się dobrze. Założymy się o butelkę whisky?
Rhea podrapała się w szyję i spojrzała filuternie na Martina Becka, który pokręcił głową.
– Butelkę whisky – kusił Buldożer.
Rhea przechyliła głowę i zdawało się, że chce coś powiedzieć. Jednak w tej samej chwili znów wywołano sprawę i Buldożer Olsson popędził do sali rozpraw.
Obrona wezwała swojego ostatniego świadka, Hedy-Marie Wiren, opaloną kobietę po pięćdziesiątce – jak można było się tak opalić w tym kraju, w którym nawet pogoda zdawała się sprzysięgać przeciw biednym mieszkańcom. Bekacz też najpierw o to zapytał:
– Jak udało się pani tak opalić?
– Wyspy Kanaryjskie – odrzekła lakonicznie świadek.
– Z wywiadu, z którym wszyscy z czasem się zapoznacie, wynika, że Rebecka Lund, tak, tak, wiem, że nazywa się Lind, ale mam cechę, jakiej prokurator nigdy nie miał i która z pewnością mu nie grozi. Mianowicie wyobraźnię i zdolność wczuwania się w emocje i myśli innych ludzi.
– Czy jest kwestią wyobraźni przekręcanie nazwiska Lind na Lund? – zapytał Buldożer, wachlując się krawatem. – Czy jest to wczuwanie się w emocje innych ludzi?
– Pozwolę sobie w zamian zapytać prokuratora o coś innego – oświadczył Bekacz. – Czy pan Olsson wie, gdzie w tej chwili znajduje się czteromiesięczna córeczka Rebecki Lind?
– Skąd, u licha, miałbym to wiedzieć? Mamy przecież komisję opieki nad dzieckiem.
– Albo komisję opresji dziecka, jak wolą to nazywać młodzi rodzice.
Bekacz w zupełnym roztargnieniu zapalił cygaro.
Zwrócenie uwagi na to zachowanie kosztowało sędziego jedenaście coraz bardziej niecierpliwych chrząknięć. Przywołano woźnego. Złemu zachowaniu zaradzono.
– Czy ktoś na tej sali wie, gdzie znajduje się teraz dziecko, Camilla Lind-Cosgrave?
Na sali zapadła martwa cisza.