Buldożer Olsson podczas odczytywania wywiadu studiował z zainteresowaniem jedno ze swoich dossier i w równych odstępach czasu rzucał znaczące spojrzenia na zegar.
Teraz wstał, by wygłosić mowę końcową.
Rhea obserwowała go zmrużonymi oczami.
Pomijając beznadziejne ubranie, był mężczyzną, który emanował niezwykłą pewnością siebie oraz intensywnym zainteresowaniem wszystkim, co robił.
Buldożer przejrzał linię obrony Bekacza, ale nie zamierzał pozwolić na to, by wpłynęła na jego działanie. Zamiast tego postanowił wyrażać się prosto i zwięźle zgodnie z założoną wcześniej linią. Wypiął pierś – w rzeczy samej głównie brzuch – spojrzał na swoje niewyczyszczone brązowe buty i oświadczył aksamitnym głosem:
– Chcę ograniczyć swoją wypowiedź do przedstawienia udowodnionych faktów. Rebecka Lind weszła do banku PK uzbrojona w nóż i wyposażona w dużą torbę na ramię, w której zamierzała schować łup. Długie doświadczenie w prostych napadach na bank, a w rzeczy samej popełniono ich w ostatnich latach setki, przekonuje mnie, że Rebecka działała według schematu. Jej brak doświadczenia w tej dziedzinie sprawił, że od razu została schwytana. Osobiście jak najbardziej współczuję oskarżonej, która w tak młodym wieku pokusiła się o popełnienie ciężkiego przestępstwa, ale mimo to jestem zmuszony przez wzgląd na powszechne poszanowanie prawa domagać się kary bezwarunkowego więzienia. Postępowanie dowodowe jest, jak wynika z tego długiego procesu, nie do podważenia. Żadna argumentacja nie może go obalić.
Buldożer skręcał przez chwilę krawat w palcach, po czym dodał:
– Niniejszym przekazuję sprawę sądowi do rozpatrzenia.
– Czy adwokat Hedobald Braxén jest gotowy wygłosić mowę końcową? – zapytał sędzia.
Bekacz wyglądał na zupełnie niegotowego. Przerzucał nieskładnie papiery, popatrzył przez chwilę na swoje cygaro i włożył je do kieszeni. Potem rozejrzał się po sali, jak gdyby nigdy wcześniej tutaj nie był. Przyglądał się z zaciekawieniem wszystkim obecnym, jak gdyby nigdy wcześniej żadnego z nich nie widział.
Podniósł się wreszcie i zaczął się przechadzać kulejącym krokiem przed barierką.
Większość tych, którzy znali Bekacza, siedziała w dużym napięciu, gdyż wiedzieli, że może on równie dobrze mówić przez kilka godzin, jak i zakończyć mowę po pięciu minutach. Buldożer Olsson spoglądał znacząco na zegar.
Bekacz wpatrywał się intensywnie w twarze ławników i sędziego. Jego utykanie, z początku niezauważalne, w miarę trwania rozprawy zdawało się nasilać.
W końcu się odezwał:
– Jak już wskazałem na wstępie, ta młoda dama, która siedzi na ławie, albo raczej krześle dla oskarżonych, jest niewinna i jakakolwiek mowa obronna na jej rzecz jest właściwie zbędna. Mimo to powiem jednak kilka słów.
Wszyscy zastanawiali się nerwowo, co Bekacz ma na myśli, mówiąc: „kilka słów”.
Niepokój był jednak nieuzasadniony. Bekacz rozpiął marynarkę, beknął, wypiął brzuch i kontynuował:
– Jak zauważył prokurator, w tym kraju popełnia się dużo napadów na banki. Rozgłos wokół nich i spektakularne często działania policji, by je powstrzymać, nie tylko uczyniły prokuratora znanym człowiekiem, o którym często się pisze, ale nawet jego krawaty trafiają na łamy prasy. Wywołały także histerię, która sprawia, że kiedy zwykły człowiek wchodzi do banku, wszyscy od razu myślą, że w celu napadu lub popełnienia innego niewłaściwego lub odrażającego czynu.
Bekacz przerwał i stał przez chwilę ze wzrokiem utkwionym w podłodze. Prawdopodobnie starał się skoncentrować.
– Społeczeństwo nie dało Rebece Lind wiele pomocy i radości – stwierdził. – Ani szkoła, ani jej rodzice czy ogólnie starsze pokolenie nie dalo jej wsparcia ani zachęty. Nie można obwiniać jej o to, że nie starała się odnaleźć w panującym systemie społecznym. Kiedy, w przeciwieństwie do wielu młodych ludzi, próbowała znaleźć pracę, mówiono jej, że nic dla niej nie ma. Kusi mnie, by wgłębić się w kwestię, dlaczego nie ma pracy dla młodego pokolenia, ale dam sobie spokój. Kiedy w końcu Rebecka znajduje się w trudnej sytuacji, zwraca się do banku. Nie ma najmniejszego pojęcia o funkcjonowaniu bankowości i przyjmuje za dobrą monetę błędną informację, że bank PK jest mniej kapitalistyczny lub zarządzany przez naród. Kiedy kasjerka widzi Rebeckę, od razu myśli, że dziewczyna przyszła obrabować bank, po części dlatego, że nie rozumie, co taka osoba może robić w banku, a po części dlatego, że jest skołowana niezliczonymi dyrektywami, jakimi w ostatnich latach zarzucono pracowników banków. Natychmiast włącza alarm i zaczyna wrzucać pieniądze do torby, którą dziewczyna położyła w okienku. Co dzieje się potem? Cóż, zamiast jednego z tych osławionych detektywów prokuratora, którzy nie mają czasu na zajmowanie się drobnymi sprawami, zjawiają się dwaj umundurowani policjanci z patrolu. Podczas gdy jeden z nich, według jego słów, rzuca się na dziewczynę jak pantera, drugiemu udaje się rozsypać pieniądze na podłodze. Oprócz tego przesłuchuje kasjerkę. Z przesłuchania wynika, że Rebecka wcale nie groziła pracownikom banku ani nie żądała pieniędzy. To wszystko można zatem nazwać nieporozumieniem. Dziewczyna zachowała się naiwnie, ale, jak wiadomo, nie jest to przestępstwem.