Выбрать главу

– Ech – odrzekła Åsa Torell – on tak mówi o wszystkich, także o kobietach.

Znów zwróciła się do tej drugiej.

– Maud, to jest komisarz Beck. Szef komisji do spraw zabójstw.

Kobieta skinęła głową w stronę Martina Becka, który odpowiedział jej tym samym ruchem. Jeszcze nie ochłonął po niespodziewanym spotkaniu z Åsą. Pięć lat temu był w niej prawie zakochany.

Poznał ją ponad osiem lat temu, kiedy jej narzeczony, a jego młodszy współpracownik Åke Stenström został zastrzelony razem z ośmioma innymi pasażerami w autobusie. Åsa długo opłakiwała Åkego i z czasem postanowiła zostać policjantką. Teraz była asystentką wydziału kryminalnego u Pärssona w Märsta.

Martin Beck i Åsa spędzili razem pewną letnią noc w Malmö pięć lat temu. To była piękna noc, ale nigdy się nie powtórzyła. Teraz się z tego cieszył. Åsa była urocza i mieli dobrą koleżeńską relację, kiedy spotykali się czasem podczas służby, ale odkąd poznał Rheę, nie wyobrażał sobie, że mogłaby go pociągać seksualnie jakakolwiek inna kobieta. Åsa wciąż była niezamężna – sprawiała wrażenie całkowicie pochłoniętej pracą i stała się bardzo dobrą policjantką.

Martin Beck wzdrygnął się w duchu na myśl, że jego uczucia do Åsy mogły go nawet doprowadzić do małżeństwa z nią. Nie potrafił sobie wyobrazić czegoś gorszego od małżeństwa z koleżanką z pracy. Nigdy nie pozwoliłoby mu to zapomnieć, że jest policjantem.

– Sądzę, że chcesz porozmawiać z Maud – zauważyła Åsa. – My już trochę rozmawiałyśmy. Pójdę, jeśli chcesz.

– Zejdź na dół do Pärssona – odrzekł Martin Beck. – Na pewno cię tam potrzebuje.

Åsa skinęła pogodnie głową i wyszła.

Martin Beck wiedział, jak skuteczna jest Åsa i jak dobrze nawiązuje kontakt z osobą przesłuchiwaną, więc zamierzał przeprowadzić z Maud Lundin tylko krótką rozmowę.

– Na pewno jest pani zmęczona i zdenerwowana po tym, co się stało – zaczął. – Nie będę pani długo męczył, ale chciałbym się czegoś dowiedzieć o pani relacji z Walterem Petrusem. Jak długo się znaliście?

Maud Lundin założyła włosy za ucho i spojrzała mu prosto w oczy.

– Trzy lata – oświadczyła. – Poznaliśmy się na przyjęciu, a potem zaprosił mnie parę razy na obiad. To było wiosną. Latem miał kręcić nowy film i zatrudnił mnie jako charakteryzatorkę. Potem dalej się spotykaliśmy.

– Ale teraz pani dla niego nie pracowała – stwierdził Martin Beck. – Jak długo była pani tam zatrudniona?

– Pracowałam tylko przy tamtym filmie. Potem upłynęło trochę czasu, nim zaczął nową produkcję, a ja dostałam dobrą pracę w salonie.

– W jakiego rodzaju filmie była pani zatrudniona?

– To był film, jakie robi się tylko na eksport. Nie są pokazywane w Szwecji.

– Jaki miał tytuł?

Love in the Midnight Sun.

– Jak często spotykała się pani z Walterem Petrusem?

– Mniej więcej raz w tygodniu. Czasami dwa. Przeważnie przyjeżdżał tutaj, ale czasami wychodziliśmy coś zjeść i potańczyć.

– Czy jego żona wiedziała o tej znajomości?

– Tak. Ale nie przejmowała się tym, dopóki nie zamierzał się z nią rozwieść.

– Miał takie plany?

– Czasami. Wcześniej. Ale chyba uważał, że jest dobrze tak, jak jest.

– A pani? Też uznała pani, że tak jest dobrze?

– Pewnie bym nie odmówiła, gdyby mi zaproponował małżeństwo, ale ogólnie uważałam, że jest dobrze. Był miły i hojny.

– Czy ma pani jakieś podejrzenia, kto go zabił?

Maud Lundin pokręciła głową.

– Najmniejszych – stwierdziła. – To mi się wydaje bez sensu. Nie pojmuję, że tak się stało.

Siedziała przez chwilę w milczeniu, a on się jej przyglądał. Sprawiała wrażenie dziwnie mało poruszonej.

– Czy on wciąż tam jest? – spytała.

– Nie, już nie.

– Czy w takim razie mogę tu zostać na noc?

– Nie, jeszcze nie skończyliśmy naszych czynności.

Spojrzała na niego ponurym wzrokiem i wzruszyła ramionami.

– Nieważne – skwitowała. – Mogę przenocować na mieście.

– Jakie sprawiał wrażenie, kiedy się rozstaliście rano? – zainteresował się Martin Beck.

– Normalne. Nie zauważyłam niczego szczególnego. Zwykle wychodzę przed nim, on nie lubi spieszyć się rano. Czasem jechaliśmy razem do miasta, on zawsze taksówką, ale ja zwykle dojeżdżam rowerem do stacji i wsiadam w pociąg.

– Dlaczego jeździł taksówką? Chyba miał samochód?

– Nie lubił prowadzić. Miał bentleya, którym czasami jeździł sam, ale przeważnie robili to inni.

– Jacy inni?

– Jego żona albo ktoś z biura. Czasami ogrodnik.

– Ile osób zatrudnia w biurze?

– Tylko trzy. Specjalistę od finansów, sekretarkę i pracownika, który zajmuje się umowami, sprzedażą i podobnymi sprawami. W czasie produkcji zatrudnia dodatkowych ludzi według potrzeby.

– Jaki gatunek filmów produkował?

Nie odpowiedziała od razu. Potem podniosła wzrok i rzekła z ociąganiem:

– Cóż, nie wiem dokładnie, jak je opisać. Szczerze mówiąc, były to filmy pornograficzne. Ale bardzo artystyczne. Raz zrobił ambitny film, z dobrymi aktorami i w ogóle. Był oparty na znanej powieści i chyba nawet dostał nagrodę na jakimś festiwalu. Ale nie zarobił na nim dużo pieniędzy.

– Teraz jednak dobrze zarabiał na swoich filmach?

– Bardzo dobrze. Ten dom kupił dla mnie. I zobaczyłby pan jego dom w Djursholm. Prawdziwa luksusowa willa, z parkiem, basenem i wszystkim.

Martin Beck zaczynał rozumieć, jakiego pokroju człowiekiem był Walter Petrus, nie miał jednak wyraźnego obrazu siedzącej koło niego kobiety.

– Czy pani go kochała? – zapytał.

Maud Lundin rzuciła mu rozbawione spojrzenie i wyznała:

– Szczerze mówiąc, to nie. Ale był dla mnie miły. Rozpieszczał mnie i nie wtrącał się do tego, co robię, kiedy się nie spotykamy.

Milczała przez chwilę, po czym dodała:

– Nie był przystojny. Nie był też dobrym kochankiem. Miał problemy z potencją, jeśli rozumie pan, co mam na myśli. Byłam przez osiem lat żoną prawdziwego mężczyzny. Zginął w wypadku samochodowym pięć lat temu.

– Więc miała pani innych mężczyzn oprócz Petrusa?

– Tak. Od czasu do czasu. Kiedy spotykałam kogoś, kto mi się podobał.

– I nigdy nie był zazdrosny?

– Nie, ale chciał, żebym mu opowiadała, jak to robię z innymi. Szczegółowo. Lubił to. Przeważnie zmyślałam, żeby mu sprawić przyjemność.

Martin Beck spojrzał na Maud Lundin. Siedziała wyprostowana i patrzyła mu prosto w oczy.

– Czy można powiedzieć, że właściwie była z nim pani dla pieniędzy? – zapytał.

– Tak – odrzekła. – Można tak to podsumować. Ale nie uważam siebie za dziwkę, nawet jeśli pan tak o mnie myśli. Potrzebuję dużo pieniędzy. Lubię rzeczy, które można za nie kupić. A czterdziestoletniej kobiecie bez szczególnego wykształcenia nie jest łatwo zdobyć je inaczej niż przez mężczyznę. Jeżeli ja jestem dziwką, to jest nimi również większość mężatek.

Martin Beck wstał, mówiąc:

– Dziękuję za rozmowę i za pani szczerość.

– Nie musi pan dziękować. Zawsze jestem szczera. Czy mogę już jechać do przyjaciółki? Jestem zmęczona.

– Oczywiście. Proszę tylko najpierw zostawić komisarzowi Pärssonowi informację, gdzie możemy panią znaleźć.

Martin Beck odprowadzał ją wzrokiem, gdy wychodziła z pokoju. Trzymała się prosto, wyglądała na opanowaną i spokojną. Była wysoka, silna i dobrze zbudowana. Musiała być wyższa o głowę od małego, tłustego reżysera filmowego.