Выбрать главу

– Ludzie przyzwyczajają się do siebie po tylu latach, dopasowują i stają wyrozumiali dla wad drugiej strony – stwierdziła. – Czy pan sam wierzy, że istnieją naprawdę szczęśliwe małżeństwa? Nasze było przynajmniej zgodne i żadne z nas nigdy nie myślało o rozwodzie.

– Czy orientowała się pani w działalności zawodowej męża?

– Ani trochę. Spółka filmowa nie interesowała mnie w najmniejszym stopniu i nigdy się nie wtrącałam do interesów męża.

– Co sądziła pani o filmach, które produkowała firma męża?

– Nie oglądałam ich. Wiem oczywiście, o jaki rodzaj filmów chodziło, ale nie mam uprzedzeń i nie wypowiadam się na ten temat. Walle ciężko pracował i starał się zapewnić mnie i dzieciom przyzwoity poziom życia.

„Przyzwoity” było łagodnym określeniem poziomu życia rodziny Petrusów, ale Martin Beck powstrzymał się od komentarza i zagadnął:

– Właśnie, dzieci. Są chyba już dorosłe? Czy nadal mieszkają w domu?

Chris Petrus podniosła kieliszek sherry i zaczęła obracać go w palcach.

Wypiła i odstawiła kieliszek, nim odparła:

– I tak, i nie. Nasz najstarszy syn ma dwadzieścia sześć lat i jest oficerem marynarki. Mieszka tutaj, kiedy jest w Sztokholmie, ale większość czasu spędza na morzu albo w Karlskronie. Pierre, który ma dwadzieścia dwa lata i uzdolnienia artystyczne, również chce pracować w branży filmowej, ale czasy są teraz trudne, więc na razie głównie podróżuje, by nawiązać kontakty i zrobić dobre wrażenie. Ma swój pokój na górze i mieszka tam, kiedy nie jest za granicą. Wysłałam telegram na jego ostatni adres w Hiszpanii, ale jeszcze mi nie odpowiedział. Nie wiem zatem, czy już wie, że jego ojciec nie żyje.

Wzięła papierosa ze stojącej na stole srebrnej papierośnicy i zapaliła stołową zapalniczką, również srebrną i monstrualnych rozmiarów.

– Tak, i jeszcze jest Titti. Ma dopiero dziewiętnaście lat, ale już zaczyna odnosić sukcesy jako fotomodelka. Mieszka na zmianę tutaj i w małej kawalerce na Starym Mieście. Teraz nie ma jej w domu, inaczej by ją pan poznał. Jest naprawdę śliczna.

– Nie wątpię – odrzekł uprzejmie Martin Beck i pomyślał, że w takim razie nie wdała się w ojca. – Nawet jeśli nie interesowała się pani interesami męża, spotykała pani chyba jego znajomych z branży.

Chris Petrus przeciągnęła dłonią po kędzierzawych włosach i przyznała:

– No tak, oczywiście. Często mieliśmy tu w domu obiady dla ludzi z branży filmowej. Były też oczywiście imprezy i przyjęcia, na które musiał chodzić Walter. Choć w ostatnich latach rzadko mu towarzyszyłam.

– Dlaczego?

Pani Petrus wyjrzała przez okno.

– Nie miałam ochoty – rzekła. – Zawsze było tylu ludzi, których nie znałam, i mnóstwo młodych, z którymi niewiele mnie łączyło. A Walle nie uważał, że muszę z nim chodzić. Mam własnych przyjaciół, z którymi wolę spędzać czas.

Innymi słowy, Walter Petrus nie chciał chodzić ze swoją pięćdziesięciosiedmioletnią żoną na przyjęcia, na których mógł spotykać nastolatki i dobierać się do nich, wykorzystując swój zawód i pieniądze. Miał sześćdziesiąt dwa lata, był grubym, brzydkim impotentem, jego reputacja producenta filmowego została mocno nadszarpnięta, ale w niektórych kręgach nadal odcinał kupony od nagradzanej produkcji, powszechnie znanej jako ambitna i artystyczna. Świat filmu ma jednak taką siłę przyciągania dla wielu młodych dziewczyn, że są gotowe na wszelkie ofiary i poniżenia za szansę, by do niego wejść. Walter Petrus na pewno się nie wahał, czy zrobić użytek z tej gotowości.

– Zakładam, że miała pani czas, by zastanowić się, kto mógł zabić pani męża – ocenił Martin Beck.

– Nie umiem sobie wyobrazić, że było to coś innego niż czyn kompletnego szaleńca. To straszne, że wciąż jest na wolności.

– Nie było w jego otoczeniu nikogo, kto miał powód, by…

Przerwała mu i po raz pierwszy od początku rozmowy w jej glosie było słychać wzburzenie.

– Nikt oprócz kompletnego szaleńca nie może mieć powodu, by zrobić coś takiego. Nie mamy wariatów w kręgu znajomych. I muszę powiedzieć, komisarzu, że cokolwiek ludzie sądzili o moim mężu, nie było nikogo, kto by go aż tak nienawidził.

– Nie chciałem krytykować pani męża ani znajomych – rzucił Martin Beck. – Chciałem tylko spytać, czy ktoś mu nie groził albo może się czuł źle traktowany…

Znowu mu przerwała.

– Walie nie traktował ludzi źle. Był uprzejmy i robił, co mógł, dla swoich pracowników. Pracował w trudnej branży, w której człowiek czasami musi być bezwzględny, żeby samemu nie zatonąć, jak mawiał. Ale absurdalna jest myśl, że ktoś mógłby zrobić coś tak strasznego.

Opróżniła swój kieliszek sherry i zapaliła papierosa, a Martin Beck czekał, aż się uspokoi.

Wyglądał przez szklaną ścianę.

Przez trawnik szedł mężczyzna w niebieskim kombinezonie.

– Ktoś idzie – zauważył Martin Beck.

Pani Petrus spojrzała w stronę mężczyzny.

– To Hellström, nasz ogrodnik – wyjaśniła.

Człowiek w niebieskim ubraniu skręcił w prawo przy basenie i znikł z ich pola widzenia.

– Czy zatrudniacie więcej osób oprócz pani Pettersson i ogrodnika? – zapytał Martin Beck.

– Nie. Pani Pettersson zajmuje się domem i dwa razy w tygodniu przychodzi pomoc do sprzątania. Kiedy wydajemy przyjęcia, wynajmujemy oczywiście dodatkowe osoby. A Hellström jest nie tylko naszym ogrodnikiem, opiekuje się kilkoma ogrodami w okolicy. Nie mieszka tutaj, tylko w małym domku na działce sąsiada.

– Czy zajmuje się też samochodem?

Skinęła głową.

– Samochodami. Walle ma bentleya, a ja małego jaguara. Hellström zajmuje się oboma samochodami i czasami zawoził Wallego do miasta. Walle nie znosił prowadzić, więc Hellströmowi przypadła też funkcja szofera. Zdarzało się, że jechałam do miasta w tym samym czasie co Walle, ale najchętniej własnym samochodem, a Walle wolał bentleya.

– Czy pani mąż nigdy nie prowadził sam?

– Rzadko. Czasami musiał, ale robił to bardzo niechętnie.

Wodziła palcem po kieliszku, patrząc w stronę wejścia. Potem wstała, mówiąc:

– Tylko zawołam panią Pettersson. Jedyną wadą tego domu jest brak dzwonka do kuchni.

Wyszła i usłyszał, jak woła do pani Pettersson, by przyniosła karafkę sherry. Potem wróciła i usiadła na sofie.

Martin Beck zaczekał z następnym pytaniem, aż pani Pettersson postawi na stole karafkę i wyjdzie. Wypił łyk piwa, które zaczynało się już robić letnie i zwietrzałe, i zaatakował:

– Wiedziała pani, że mąż ma kontakty z innymi kobietami?

Odpowiedziała od razu, patrząc mu prosto w oczy.

– Wiedziałam oczywiście o jego związku z kobietą, u której był, kiedy go zabili. Była jego kochanką od kilku lat. Nie sądzę, by miał inne związki, może jakieś przypadkowe, ale przecież nie był już młodzieniaszkiem. Jak mówiłam wcześniej, nie mam uprzedzeń i pozwalałam Wallemu na prowadzenie takiego życia, jakie mu odpowiadało.

– Czy spotkała pani Maud Lundin?

– Nie. I nie mam na to ochoty. Walle miał pewien pociąg do tanich kobiet i zakładam, że pani Lundin była w tym typie.

– A czy pani miała relacje z innymi mężczyznami? – zapytał Martin Beck.

Patrzyła na niego przez chwilę, nim oznajmiła:

– Nie sądzę, by to miało jakiś związek ze sprawą.

– Ma, inaczej bym nie pytał.

– Jeśli pan myśli, że mogłam mieć kochanka, który zabił Wallego z zazdrości, mogę powiedzieć, że jest pan w błędzie. Miałam wprawdzie kochanka kilka lat temu, ale on i Walle byli dobrymi przyjaciółmi i mój mąż akceptował nasz związek, dopóki zachowywaliśmy dyskrecję. Nie powiem, jak się nazywa.