Trzeba mocniej przycisnąć dziewczynę, z którą rozmawiała Åsa. To będzie zadanie dla wydziału narkotykowego.
Sam od kilku dni zamierzał znów pojechać do willi i porozmawiać z panią Pettersson i ogrodnikiem Hellströmem, ale to mogło czekać. Jutro musi być w swoim gabinecie.
Åsa mogłaby porozmawiać ze służbą w Djursholm.
Zastanawiał się, czym zajmuje się Åsa – nie widział jej przez cały dzień.
– Jedzenie gotowe! – krzyknęła Rhea. – Napijesz się piwa czy wina?
– Poproszę piwo! – odkrzyknął.
Wyszedł z wanny i przestał myśleć o jutrzejszym dniu.
Rozdział 8
Naczelny komendant uśmiechnął się do Gunvalda Larssona, ale w tym uśmiechu nie było chłopięcego uroku. Odsłonił tylko dwa rzędy ostrych zębów, z trudem skrywając niechęć do gościa. Stig Malm też tam był, to znaczy stał za swoim szefem i starał się sprawiać wrażenie, że to wszystko na razie go nie dotyczy.
Malm osiągnął swoje stanowisko dzięki czemuś, co można określić jako zręczne zabieganie o karierę, a co w potocznym języku nosi nazwę wazeliniarstwa. Wiedział, jak niebezpiecznie jest obrażać zwierzchników, ale był też świadomy, że zgubne bywa również gnębienie podwładnych. Mógł nadejść dzień, kiedy oni z kolei dostaną szansę, by znaleźć się na górze.
Dlatego obserwował na razie sytuację z neutralnym nastawieniem.
Naczelny komendant wzniósł nieznacznie dłonie, po czym znów opuścił je na blat stołu.
– Tak, Larsson – zaczął. – Nie musimy chyba mówić, jak bardzo się cieszymy, że wyszedłeś z tej strasznej przygody bez większego uszczerbku.
Gunvald Larsson spojrzał na Malma, który wcale nie wyglądał na zadowolonego.
Kiedy Malm spostrzegł, że jest obserwowany, próbował zatrzeć złe wrażenie, mówiąc z szerokim uśmiechem:
– Tak, naprawdę, Gunvald. Napędziłeś nam niezłego stracha.
Naczelny komendant odwrócił głowę i spojrzał lodowatym wzrokiem na najbliższego współpracownika.
Malm najwyraźniej przesadził. Natychmiast stłumił uśmiech i spuścił wzrok. Pomyślał ze smutkiem: Cokolwiek bym zrobił, zawsze jest źle.
Naprawdę miał podstawy do pewnej mizantropii. Jeżeli on albo komendant podjęli jakąś niezbyt udaną akcję, którą popołudniówki mogły wrzucić na pierwsze strony, zawsze obrywał za to Malm. Jeżeli zbłaźnił się któryś z podwładnych, także Malm stawał się kozłem ofiarnym. Nie musiało oczywiście tak być, gdyby sam miał trochę więcej odwagi cywilnej, ale Stig Malm nigdy o tym w ten sposób nie myślał.
Teraz przemówił naczelny komendant, który z jakiegoś powodu sądził, że długie pauzy podnoszą jego autorytet.
– Wydaje się trochę dziwne, że pozostałeś tam jeszcze przez jedenaście dni po zamachu, chociaż miałeś zarezerwowany lot już na następny dzień. Powinieneś był zatem lecieć szóstego czerwca, jednak wróciłeś do domu dopiero osiemnastego. Jak to wytłumaczysz?
Gunvald Larsson miał na to pytanie dwie odpowiedzi. Od razu wybrał tę, która lepiej pasowała do jego sytuacji.
– Zamówiłem nowy garnitur.
– Uszycie nowego garnituru zajmuje jedenaście dni? – zdumiał się komendant.
– Tak, jeśli ma być zrobiony porządnie. Można oczywiście uszyć szybciej, ale wtedy nie da się uniknąć niedoróbek.
– Mhm – rzekł poirytowany komendant. – Mamy, jak wiesz, rewidentów i takie rzeczy jak garnitur trudno byłoby wrzucić do budżetu. Czemu zresztą nie mogłeś kupić go tutaj?
– Nie kupuję garniturów – odparł Gunvald Larsson. – Szyję je na miarę. A w Europie nie ma krawca, który potrafiłby to zrobić tak, jak chcę.
– Ale to z kosztami i rewidentami jest sprytne – ocenił Malm.
Był przekonany, że użył właściwego i bezpiecznego wyrażenia, lecz naczelny komendant stracił nagle zainteresowanie garderobą Gunvalda Larssona. Stwierdził:
– Dziwny z ciebie człowiek, Larsson, ale z biegiem lat wyrobiliśmy sobie opinię, że jesteś dobrym policjantem.
– Tak – przytaknął Malm. – To prawda.
– Przecież już to powiedziałem – rzekł poirytowany komendant. – Chociaż jesteś dziwny.
– I krnąbrny – uzupełnił szef biura.
Komendant zwrócił się teraz do Malma i oznajmił z wszystkimi oznakami wzbierającej wściekłości:
– Nie toleruję ani krnąbrności, ani nadgorliwości. Powinieneś to rozumieć, Stig.
Malm wyraźnie znalazł się na linii strzału i musiał teraz jak najszybciej z niej zejść. Rozejrzał się za drogami odwrotu.
Gunvald Larsson puścił do niego oko.
Malm osłupiał, bo ostatnie, co można było powiedzieć, to to, że są ze sobą na dobrej stopie. Wręcz przeciwnie, ich wcześniejsza współpraca prowadziła do poważnych konfliktów.
– Jak Stig wie, nie spędziłem tych jedenastu dni wyłącznie u krawca – rzucił od niechcenia Gunvald Larsson.
W rzeczywistości Malm nie miał pojęcia, czym zajmował się Larsson. Typowe dla kierownictwa GZP było, że wcześniej nikt z nich nie miał czasu choćby porozmawiać z Gunvaldem Larssonem aż do dziś, ponad sześć tygodni od jego powrotu do domu. A teraz chodziło głównie o rozliczenie kosztów podróży.
Naczelny komendant nie zamierzał już dłużej dręczyć Malma. Zapewnił jakby mimochodem:
– Dobrze, Stig. Dobrze, że znajdujesz czas dla naszych ludzi.
I zwrócił się zaciekawiony do Gunvalda Larssona.
– A zatem, co robiłeś?
– Cóż, oczywiście przede wszystkim burdele. Zawsze uważałem, że powinniśmy dokładnie sprawdzać wszystkie burdele na świecie jako obiekty usługowe dla marynarzy i innych Szwedów za granicą.
Gunvald Larsson był w burdelu raz, w wieku dwudziestu dwóch lat, i od razu zdecydował, że ta pierwsza wizyta będzie zarazem ostatnią.
Malm spodziewał się, że komendant dostanie ataku szału, rzuci w Gunvalda Larssona przyciskiem do papieru lub czymś podobnym, ale jego zwierzchnik zupełnie niespodziewanie dostał ataku śmiechu, który udało mu się opanować dopiero po paru minutach.
– Zabawny jesteś, Larsson – wysapał w końcu. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak się uśmiałem.
Gunvald Larsson pomyślał, że ktoś powinien się przyjrzeć poczuciu humoru naczelnego komendanta, po czym kontynuował:
– Cóż, ponieważ i tak tam byłem i musiałem czekać na garnitur, skorzystałem z okazji, by spróbować zbadać, co się stało.
– Co nie było chyba szczególnie konstruktywne – stwierdził komendant. – Tamtejsza policja przeprowadziła bardzo dokładne śledztwo. Dostaliśmy ponadto wszystkie informacje. Dotarły do nas, kiedy jeszcze tam byłeś, więc równie dobrze mogli dać dokumentację tobie. Ty jednak byłeś zajęty burdelami…
Naczelny komendant znów wybuchnął śmiechem. Malm rzucił zmieszane spojrzenie na pozostałych i pogładził w zadumie kręcone włosy. Gunvald Larsson zaczekał, aż komendant przestał rechotać i otrze łzy z kącików oczu. Wtedy odpowiedział:
– Osobiście jestem przekonany, że służba bezpieczeństwa popełniła sporo błędów i wnioski z policyjnego śledztwa nie są prawidłowe, zwłaszcza odnośnie do kilku znaczących szczegółów. Poza tym mam jeden egzemplarz raportu w swoim pokoju. Dostałem go przed wyjazdem.
W pokoju zapadła na chwilę cisza. Potem Malm odważył się zauważyć:
– To może być ważne dla listopadowej wizyty.
– Źle, Stig – poprawił naczelny komendant. – To jest nie tylko ważne, to jest niezwykle ważne. Musimy natychmiast zwołać zebranie.
– Właśnie – zgodził się Malm.
Lubił zebrania. Stanowiły część samego życia. Bez nich niczego nie dałoby się zrobić. Społeczeństwo by się rozpadło.