Выбрать главу

Miał świadomość, że jego przyjaciół wśród policjantów łatwo policzyć – o ile wiedział, był tylko jeden. Wiedział też, że uważano go za krnąbrnego i uciążliwego, a jego zatrudnienie często wisiało na włosku.

Ten fakt nie budził w nim najmniejszych obaw.

Każdy inny policjant z jego stopniem służbowym i uposażeniem odczuwałby przynajmniej pewien niepokój wobec ciągłej groźby zawieszenia lub wręcz zwolnienia z pracy, ale Gunvald Larsson nigdy nie przeżył z tego powodu bezsennej nocy.

Jako bezdzietny kawaler nie miał nikogo, kto byłby od niego zależny. Z rodziną, której snobistycznym życiem klasy wyższej pogardzał, dawno zerwał wszelkie więzi.

Nie martwił się o swoją przyszłość.

W ciągu lat pracy w policji często rozważał możliwość powrotu do dawnego zawodu. Teraz zbliżał się do pięćdziesiątki i zdawał sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie już nigdy nie wypłynie w morze.

W miarę, jak zbliżał się dzień jego wyjazdu, Gunvald Larsson odkrywał, że właściwie cieszy się z zadania, które wprawdzie było postrzegane jako ważne, ale nie zapowiadało się na szczególnie trudne.

To oznacza przynajmniej kilka tygodni zmiany w codziennej rutynie pracy. Zaczął wyczekiwać podróży jak urlopu.

Ostatniego wieczoru przed wyjazdem Gunvald Larsson stał w swojej sypialni w Bollmora ubrany tylko w spodenki i przeglądał się w dużym lustrze po wewnętrznej stronie drzwi szafy.

Był zachwycony wzorem na spodenkach, żółtymi łosiami na niebieskim tle, i miał ich jeszcze pięć par. Pół tuzina tego samego rodzaju, choć zielonych z czerwonymi łosiami, leżało spakowanych w walizce ze świńskiej skóry, stojącej na łóżku z otwartym wiekiem.

Gunvald Larsson miał metr dziewięćdziesiąt sześć wzrostu, silną i muskularną budowę ciała oraz duże dłonie i stopy. Po prysznicu stanął jak zwykle na wadze łazienkowej, która pokazała sto dwanaście kilogramów. W ciągu ostatnich pięciu, a może czterech lat przybrał kilkanaście kilo i patrzył z niezadowoleniem na oponę nad gumką od spodenek.

Wciągnął brzuch i pomyślał, że może powinien trochę częściej odwiedzać policyjną siłownię. Albo zacząć pływać, kiedy basen w nowym budynku komendy będzie gotowy.

Właściwie był dość zadowolony ze swojego wyglądu.

Miał czterdzieści dziewięć lat i wciąż gęste włosy, a ich nasada nie przesunęła się do góry, podwyższając czoło. Było niskie z dwiema wyraźnymi bruzdami.

Włosy miał krótko ostrzyżone i tak jasne, że nie było widać pasemek siwizny. Teraz, gdy były mokre i świeżo uczesane, leżały równo i lśniły nad szerokim ciemieniem, ale po wyschnięciu podniosą się, sprawiając wrażenie szczeciniastych i krnąbrnych. Miał krzaczaste brwi w tym samym jasnym odcieniu co włosy i duży kształtny nos z szerokimi nozdrzami. Porcelanowoniebieskie oczy wydawały się małe w wyrazistej twarzy i trochę zbyt blisko osadzone, co czasami, kiedy miał zamyślone i nieobecne spojrzenie, przydawało mu zwodniczego rysu naiwności. Kiedy się złościł, co zdarzało się często, u nasady nosa pojawiała się gniewna zmarszczka, a porcelanowoniebieskie spojrzenie mogło przerazić zarówno najbardziej zatwardziałych przestępców, jak i podwładnych. Jego wybuchy gniewu były teraz równie znane i wzbudzające postrach w sześciu sztokholmskich rewirach, jak wcześniej, jeśli nie na siedmiu morzach, to przynajmniej wśród załogi i podoficerów na statkach, którymi dowodził.

Ogólnie był, jak już zostało powiedziane, zadowolony ze swojego wyglądu.

Jedynym, który nigdy nie naraził się na gniew Gunvalda Larssona, był Einar Rönn, pierwszy asystent wydziału kryminalnego w Sztokholmie i jego jedyny przyjaciel. Rönn był łagodnym i małomównym Norlandczykiem z wiecznie cieknącym czerwonym nosem, który dominował w jego twarzy do tego stopnia, że inne szczegóły wyglądu prawie nie przyciągały uwagi. Nosił w sobie niewygasłą tęsknotę za rodzinnymi stronami w okolicach Arjeplog w Laponii.

W przeciwieństwie do Gunvalda Larssona był żonaty i miał syna. Jego żona miała na imię Unda, syn nazywał się Mats, a on nosił jeszcze jedno imię, które niechętnie ujawniał.

Jego matka była w młodości wielbicielką wielkiego idola filmowego tamtych czasów i dała pierworodnemu synowi imię Valentino.

Ponieważ Larsson i Rönn pełnili służbę w tym samym wydziale, widzieli się prawie codziennie, ale często spędzali razem także czas wolny. Kiedy mogli wziąć w tym samym czasie urlop, jechali do Arjeplog, gdzie oddawali się głównie wędkowaniu.

Żaden z ich kolegów nie pojmował, jak mogła zawiązać się przyjaźń między dwiema tak różnymi osobowościami, i wielu dziwiło się, jak Rönn ze stoickim spokojem i przy użyciu paru słów potrafi zmienić rozjuszonego Gunvalda Larssona w łagodnego baranka.

Gunvald Larsson zrobił przegląd garniturów w swojej dobrze zaopatrzonej garderobie.

Znał klimat kraju, który miał odwiedzić, i pamiętał kilka tygodni obezwładniającego upału wczesnym latem w tamtym porcie wiele lat temu. Żeby znieść upał, musiał być lekko ubrany, a miał tylko dwa wystarczająco przewiewne garnitury.

Sprawdził je dla pewności i odkrył ku swej zgryzocie, że w jeden w ogóle się nie mieścił, a spodnie drugiego mógł dopiąć tylko na siłę i na głębokim wdechu. Poza tym opinały się na udach. Marynarkę dało się przynajmniej bez trudu zapiąć, lecz była ciasna w ramionach i ograniczałaby jego ruchy albo mogła pęknąć w szwach.

Odwiesił bezużyteczny garnitur, a drugi położył na wieku walizy. Musi wystarczyć. Dał go uszyć cztery lata temu z cienkiej egipskiej bawełny, w kolorze nugatu z białymi prążkami.

W walizce oprócz spodenek miał spakowane wcześniej buty, kapcie, przybory toaletowe, skarpetki, chusteczki, koszule, piżamę i jedwabny szlafrok w niebieskim odcieniu jego oczu.

Gunvald Larsson nie pił alkoholu, ale kupił butelkę Lysholms Linierullad Akvavit, na wypadek gdyby spotkał kogoś, kto lubi wódkę i zasłużył na prezent. Zawinął butelkę w podkoszulek, zielony w czerwone łosie, i włożył pod ubrania.

Uzupełnił bagaż trzema parami spodni w kolorze khaki, satynową marynarką i przyciasnym garniturem. Do kieszeni po wewnętrznej stronie wieka włożył jedną z ulubionych powieści, Błękitny ślad Juliusa Regisa.

Potem zatrzasnął wieko, zapiął mosiężne sprzączki szerokich pasków, zamknął walizkę na klucz i postawił w przedpokoju.

Einar Rönn miał go podwieźć następnego ranka na sztokholmskie lotnisko Arlanda, równie ponure i źle zlokalizowane, jak większość szwedzkich aeroportów, które świetnie dawały pełnym nadziei gościom bardziej spaczony obraz Szwecji, niż kraj właściwie na to zasługiwał.

Za bardzo bał się o swoje emw, by je zostawiać na długoterminowym parkingu.

Wrzucił niebiesko-żółte spodenki w łosie do kosza z brudnymi rzeczami do prania w łazience, włożył piżamę i poszedł spać.

Nie cierpiał na gorączkę podróżną i zasnął niemal natychmiast.

Rozdział 2

Ekspert do spraw bezpieczeństwa nie sięgał Gunvaldowi Larssonowi wyżej niż do połowy ramienia, ale był dobrze zbudowany i elegancki w jasnoniebieskim garniturze ze starannie wywiniętymi i wyprasowanymi spodniami. Poza tym miał na sobie różową koszulę, błyszczące czarne buty ze spiczastymi noskami i jedwabny fioletowy krawat. Wrażenie luksusu psuła tylko kabura pistoletu, wybrzuszająca się pod lewą pachą. Ekspert do spraw bezpieczeństwa nazywał się Francisco Bajamonde Cassavetes y Larrinaga, miał prawie czarne włosy, skórę koloru jasnej mokki i oliwkowe oczy. Pochodził ze znakomitej rodziny i zajmował eksponowane stanowisko. Gunvald Larsson także pochodził z klasy wyższej, choć wcale nie chciał się do tego przyznawać. Ze swoimi stu dwunastoma kilogramami był zdecydowanie bardziej wielki i gburowaty niż dystyngowany.