Выбрать главу

– Słucham – rzekł ze stoickim spokojem szef wydziału bezpieczeństwa, odpinając teczkę z dokumentami.

– Tak, ta organizacja USCH czy jak się nazywa, co o niej wiemy?

– Nie, nie nazywa się USCH – zaprzeczył Malm, przygładzając włosy.

– A powinna – stwierdził Gunvald Larsson.

Naczelny komendant głośno się roześmiał. Wszyscy oprócz Gunvalda Larssona spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

– Nazywa się ULAG – sprostował Malm.

– Właśnie – podchwycił komendant. – Co o niej wiemy?

Möller wyjął z teczki arkusz papieru i wyjaśnił lakonicznie:

– Prawie nic. To znaczy wiemy, że dokonali kilku zamachów. Wszystkie udane. Pierwszy raz ujawnili się w marcu zeszłego roku, kiedy prezydent Kostaryki został zastrzelony przy zejściu z trapu samolotu w Tegucigalpa. Zamach był niespodziewany i środki bezpieczeństwa okazały się niewystarczające. Gdyby ULAG sam nie przyznał się do zamachu, wszyscy by myśleli, że to morderstwo popełnione przez jakiegoś psychopatę.

– Zastrzelony? – powtórzył pytającym tonem Martin Beck.

– Tak, ewidentnie przez snajpera, który leżał ukryty w furgonetce. Policji nie udało się trafić na ślad winnego.

– A następny raz?

– W Malawi, gdzie przywódcy dwóch państw afrykańskich spotkali się na konferencji dotyczącej ustalenia granicy. Cały budynek nagle eksplodował i zginęło ponad czterdzieści osób. To się stało we wrześniu. Środki bezpieczeństwa były zakrojone na dużą skalę.

Möller otarł pot z czoła. Gunvald Larsson pomyślał z zadowoleniem, że jego kondycja nie jest chyba taka zła.

– Potem dokonali dwóch zamachów w styczniu. Najpierw zginął minister z Wietnamu Północnego oraz generał i trzech ludzi z jego sztabu, kiedy ich samochody zostały obrzucone granatami. To się zdarzyło w drodze na konferencję z dygnitarzami z Wietnamu Południowego. Konwój miał eskortę wojskową. Najpierw złośliwe języki twierdziły, że za zamachem stoją inne siły, ale ULAG przyznał się w audycji radiowej. Już w tydzień później organizacja zaatakowała w jednym ze stanów w północnych Indiach. Kiedy prezydent państwa wizytował stację kolejową, co najmniej pięciu mężczyzn obrzuciło granatami pociąg i halę dworca. Potem terroryści oddali kilka serii strzałów z pistoletów maszynowych. To był najbardziej krwawy atak. Kilkuset uczniów zebrało się, by powitać prezydenta i prawie pięćdziesięcioro z nich zginęło. Wszyscy policjanci i ochroniarze, którzy tam się znajdowali, też zginęli albo zostali ciężko ranni. Prezydenta rozerwało na strzępy. Wtedy też jedyny raz ktoś widział sprawców. Byli zamaskowani i ubrani w coś w rodzaju mundurów komandosów. Odjechali kilkoma samochodami i nie dało się ich wyśledzić. Potem był jeszcze jeden przypadek w Japonii w marcu, kiedy znany i kontrowersyjny polityk odwiedził szkołę. Wtedy też budynek wyleciał w powietrze, a polityk zginął wraz z wieloma innymi osobami. Wszyscy sądzą, że to również sprawka ULAG, ale audycja radiowa, której słuchali, była tak niewyraźna, że niczego nie dało się stwierdzić z całkowitą pewnością.

– Czy to wszystko, co wiesz o ULAG? – zapytał Martin Beck.

– Tak.

– Czy sami sporządziliście ten raport?

– Nie.

– To kiedy go dostaliście?

– Jakieś dwa tygodnie temu.

– Czy mogę zapytać, skąd to macie? – odezwał się Gunvald Larsson.

– Tak, możesz, ale ja nie muszę odpowiadać.

Wszyscy jednak już wiedzieli. Möller rzekł ze zrezygnowaną miną:

– CIA.

Jedynym, który zareagował, był komendant sztokholmski.

– Co to właściwie znaczy? – spytał.

Möller nie odpowiedział. Martin Beck, który zdawał sobie sprawę z tego, że komendant pyta, bo naprawdę nie wie, rzekł:

– To znaczy Central Intelligence Agency.

– Po angielsku – dodał złośliwie Gunvald Larsson.

– Nie jest tajemnicą, że wymieniamy informacje z USA – odparł dotknięty Möller.

– Wymiana informacji to ładne wyrażenie – zauważył Gunvald Larsson. – Dobrze brzmi.

– A zatem wcześniej wydział bezpieczeństwa nie wiedział nic o ULAG? – drążył Martin Beck.

– Nie – odparł nieporuszony Möller. – Nic ponad to, co wyczytałem w gazetach. Nie wyglądają na jakąś grupę komunistyczną.

– Ani arabską – wtrącił Gunvald Larsson.

– Nie – powiedział Möller zupełnie obojętnym tonem.

– Właśnie.

– Posłuchajmy teraz Larssona – rzekł naczelny komendant. – Co jeszcze wiesz o ULAG czy jak to się tam nazywa?

– Mnóstwo. Typowe jest na przykład, że mamy służbę bezpieczeństwa, która z założenia powinna monitorować takie rzeczy jak międzynarodowe grupy terrorystyczne, ale mają gdzieś te z nich, które nie są ani socjalistyczne, ani palestyńskie.

– To nieprawda – zaprzeczył Möller.

– Przypuszczalnie jest również nieprawdą, że pozwoliliście dwóm faszystowskim terrorystom wejść i zastrzelić ambasadora Jugosławii, nie kiwnąwszy nawet palcem, by temu zapobiec. A potem ich wypuściliście.

– Nie wyraziłbym tego w ten sposób – odrzekł Möller.

Nie wykazywał oznak pogorszenia nastroju i Gunvald Larsson zaczął rozumieć, że ten człowiek jest zbyt nieczuły, by można było z niego kpić. Dlatego przeszedł do rzeczy i stwierdził:

– Wiem o ULAG tyle, co Möller ma w tym dokumencie, i trochę więcej. Brałem udział w większej części dochodzenia po zamachu z piątego czerwca i mogę poprzestać na uwadze, że są kraje, w których policja bezpieczeństwa nie zadowala się odbitkami okólników z CIA.

– Streszczaj się, Gunvald – wtrącił Martin Beck.

Gunvald Larsson spojrzał na niego z ukosa. Nie przepadał za Martinem Beckiem, ale podziwiał go jako policjanta, przede wszystkim za jego przenikliwość. Ponadto sam był świadomy, że ma skłonność do rozwlekania się, którego z biegiem czasu nie udało mu się całkiem zwalczyć.

– Jeśli przyjrzymy się temu zamachowi, łatwo wyciągnąć pewne wnioski – ciągnął. – Na przykład taki, że oni zawsze zwracają się przeciw prominentnym politykom, ale też, że ci politycy nie mają poza tym ze sobą wiele wspólnego. Prezydent Kostaryki był prawie socjaldemokratą, a ci dwaj z Afryki czystymi nacjonalistami. Wietnamczycy, którzy wbrew temu, co powiedział Möller, nie byli z Wietnamu Północnego, lecz związani z PRR, czyli rządem tymczasowym w Wietnamie Południowym, byli komunistami. Prezydent stanu w Indiach był liberalnym socjalistą, a Japończyk ultrakonserwatystą. Prezydent, którego zgonu stałem się przypadkowym świadkiem, był faszystą rządzącym starą, dobrze zakonserwowaną dyktaturą. Z którejkolwiek strony na to spojrzeć, nie ma wyraźnego politycznego wzoru. Ani ja, ani nikt inny nie potrafi tego sensownie wyjaśnić.

– Może po prostu wykonują zlecenia – podpowiedział Martin Beck.

– Myślałem o tym, ale to się wydaje mało prawdopodobne. Jakoś mi nie pasuje. Inną uderzającą rzeczą jest znakomite planowanie i przeprowadzanie zamachów. Stosowali różne metody i wszystkie świetnie się sprawdziły. Ci ludzie znają się na swojej robocie i są niezwykle groźni. To dowodzi, że są dobrze trenowani i kształceni. Poza tym mają chyba dostęp do ważnych źródeł. I muszą mieć jakąś bazę.

– Gdzie? – zainteresował się Martin Beck.

– Nie wiem – zaczął Gunvald Larsson. – Mógłbym zgadywać, ale wolałbym tego nie robić. Jednak niezależnie od tego, jaki mają końcowy cel, trudno mi wyobrazić sobie coś gorszego od grupy terrorystycznej, której ciągle udają się zamachy.

– Opowiedz teraz, co tam się stało – polecił naczelny komendant.

– Zrozumienie tego, co się stało, zajęło mi trochę czasu – tłumaczył Gunvald Larsson. – Eksplozja była niezwykle silna i poza prezydentem i gubernatorem zabiła dwadzieścia sześć osób. W większości policjantów ochroniarzy, ale także paru kierowców taksówek i dorożkarzy stojących pobliżu. Nawet jedną osobę, która szła inną ulicą i została trafiona w głowę szczątkami samochodu. Siła eksplozji wzięła się stąd, że ładunek wybuchowy umieszczono w jednym z głównych przewodów gazowych miasta. Bombę musiał zdetonować przez radio ktoś, kto znajdował się dość daleko.