– Åsy?
Znajomość osób nie była mocną stroną Malma.
– Åsy Torell – podpowiedział Martin Beck. – Wydział kryminalny w Märsta.
– Ach tak, ona – rzekł obojętnie Malm.
Nie cenił zbyt wysoko kobiet policjantek.
– Czy to chciałeś mi powiedzieć?
– Nie – odparł Malm. – Niestety nie.
– O co więc chodzi?
– Szef lotnictwa właśnie dzwonił do naczelnego komendanta.
Szybko działa, pomyślał Martin Beck. Głośno zaś westchnął:
– Aha.
– Generał sprawiał wrażenie…
– Wściekłego?
– Nie, nie, powiedzmy, że był rozczarowany niechęcią policji do współpracy.
– Ach tak.
Malm chrząknął z zakłopotaniem.
– Przeziębiłeś się?
Co za cholerny szef, pomyślał Martin Beck. Potem uderzyła go myśl, że teraz jest właściwie na odwrót. On mógł się uważać za szefa Malma.
– Mam sporo roboty. Czego chcesz?
– Cóż, uważamy, że nasze związki z obroną są i delikatne, i ważne. Dlatego byłoby pożądane, gdyby rozmowy z siłami zbrojnymi prowadzono w duchu wzajemnego zrozumienia. Tak, rozumiesz chyba, że nie ja to mówię.
Martin Beck zaśmiał się i zażartowat:
– A kto to jest? Jakaś automatyczna sekretarka?
– Martin – zaczął błagalnym tonem Malm. – Znasz moją sytuację. Nie jest łatwo….
– Dobrze – przerwał Martin Beck. – Coś jeszcze?
– Na razie nie.
– To cześć.
– Cześć.
Podczas rozmowy do pokoju wszedł także Benny Skacke. Spojrzał pytająco na Martina Becka, który wyjaśnił:
– Szef biura Malm. Ciekawa osobowość, na którą z pewnością się natkniesz w swojej karierze.
Gunvald Larsson stał z boku przy planie miasta. Nie odwracając głowy, skomentował:
– Nie przesadzaj. Malm to tylko tępy biurokrata. Cała administracja jest pełna takich jak on.
Znów zadzwonił telefon. Odebrał Melander. Tym razem był to Möller, który chciał porozmawiać o swojej walce z czymś, co nazywał siłami wywrotowymi w społeczeństwie. Mówiąc prościej – z komunistami.
Pozwolili Melanderowi prowadzić rozmowę. Był w tym bezkonkurencyjny. Odpowiadał krótko i cierpliwie na wszystko, zawsze wyrażał się jasno i nigdy nie podnosił głosu. Do końca rozmowy dzwoniący nie znalazł posłuchu. Został jednak potraktowany uprzejmie i nie miał powodu do narzekań.
Pozostali analizowali trasę przejazdu kolumny.
Program wizyty nielubianego senatora był bardzo prosty.
Jego specjalny samolot, prawdopodobnie sprawdzany dziesięć razy dziennie przez wybranych mechaników, miał wylądować na sztokholmskiej Arlandzie o godzinie pierwszej.
Przy samolocie miał powitać gościa przedstawiciel rządu, po czym przechodzili do pomieszczenia dla VIP-ów. Rząd zrezygnował z wojskowej kompanii honorowej. Zamiast tego przedstawiciel rządu i gość ze Stanów Zjednoczonych mieli wsiąść do opancerzonego samochodu i pojechać do siedziby parlamentu przy placu Sergela. Później tego samego dnia senator, a ściśle mówiąc, czterej oficerowie z amerykańskiego niszczyciela, który właśnie zawinął do portu w Oslo, mieli złożyć wieniec upamiętniający zmarłego króla.
Było sporo zamieszania w sprawie złożenia hołdu zmarłemu monarsze. Wszystko zaczęło się od pytania, czy senator ma jakieś specjalne życzenia. Ten odpowiedział, że chciałby odwiedzić obóz lapoński, w którym Lapończycy żyją tak jak pięćset lat temu. Życzenie to zmartwiło trochę tych członków rządu, którzy zdecydowali się zaprosić tego człowieka, ponieważ obnażało jego niewiedzę o Szwecji w ogólności i Lapończykach w szczególności. Musieli wytłumaczyć, że coś takiego nie istnieje, i przedstawili kontrpropozycję, czy senator nie chciałby obejrzeć okrętu wojennego „Wasa” z XVII wieku. Senator odpowiedział, że nie interesują go stare statki i zamiast tego chciałby złożyć hołd zmarłemu niedawno królowi, który był uważany za najwybitniejszego współczesnego Szweda nie tylko przez senatora, lecz również przez wielu innych Amerykanów.
To życzenie nikogo specjalnie nie ucieszyło. Kilku ministrów było lekko zszokowanych tym wybuchem niepohamowanego rojalizmu w związku ze śmiercią starego króla i obwołaniem nowego. Uważali, że już tego wystarczy, i przez kanały dyplomatyczne dociekali, co senator właściwie rozumie przez „niedawno” (od śmierci Gustawa VI Adolfa minął prawie rok), a potem z naciskiem dawali do zrozumienia, że rząd nie jest zainteresowany współudziałem w idealizowaniu zmarłych królów. Senator był jednak nieugięty. Uparł się złożyć wieniec i tak musiało być.
Ambasada USA zamówiła wieniec tak duży, że musiały przy nim współpracować dwie firmy florystyczne. Senator sam ustalił jego wielkość i wybrał gatunki kwiatów. Czterej oficerowie marynarki przybyli do Sztokholmu już dwunastego listopada i byli to atletycznie zbudowani mężczyźni. Żaden z nich nie mierzył poniżej metra dziewięćdziesiąt w skarpetkach. Świadczyło to o przezorności, gdyż nikt by nie uwierzył, że marynarze mniejszej postury byliby w stanie ruszyć z miejsca ten kwiatowy dar.
Po tej ceremonii, w której premier po wielu wahaniach obiecał wziąć udział, kolumna jechała do siedziby parlamentu. Po południu gość miał się spotkać z paroma przedstawicielami rządu na nieformalnych rozmowach.
Wieczorem rząd jako gospodarz wydawał wykwintną kolację w Stallmästaregården, gdzie nawet przywódcy partii opozycyjnych z żonami mieli sposobność porozmawiać z człowiekiem, który kiedyś omal nie został prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Kaliber polityczny senatora był tego rodzaju, że przywódca szwedzkiej lewicy, czyli przewodniczący partii komunistycznej, podziękował za obiad w takim towarzystwie.
Po obiedzie senator miał przenocować w gościnnym apartamencie ambasady.
Program na piątek był nadzwyczaj prosty.
Król zapraszał na lunch do pałacu. Dwór nie poinformował jeszcze o szczegółach, lecz wstępnie mówiono, że król wyjdzie i powita gościa w Logården, po czym obaj wejdą do pałacu.
Po lunchu senator miał z jednym lub kilkoma członkami rządu pojechać prosto na lotnisko Arlanda, pożegnać się i wrócić do USA. Koniec, kropka.
Nie było w tym niczego skomplikowanego ani godnego szczególnej uwagi.
Właściwie zakrawało na absurd, że tylu policjantów różnych służb będzie musiało się zajmować ochranianiem jednej osoby.
Teraz stali przed mapą.
Wszyscy oprócz Melandera, który nadal rozmawiał przez telefon.
Rönn zachichotał nagle i bez wyraźnego powodu. A Gunvald Larsson zapytał:
– Co ci jest, Einar?
A Skacke:
– Odbiło ci, Einar?
Gunvald Larsson spojrzał na niego nieprzyjaźnie. Skacke poczerwieniał i nie odzywał się przez jakiś czas.
– No cóż – powiedział Rönn. – Pomyśleć, że ten senator chciał zobaczyć Lapończyków. Mógł przecież przyjść do mnie i popatrzeć na Undę. Tylko popatrzeć, oczywiście.
Unda była żoną Rönna, Laponką z pochodzenia, niską, przysadzistą, z czarnymi lśniącymi włosami i piwnymi oczami. Mieli synka Matsa, który w marcu skończył dziesięć lat. Chłopiec miał jasne włosy i niebieskie oczy, zupełnie jak Rönn, ale za to odziedziczył po matce wybuchowy temperament, co sprawiało, że Rönn reprezentował spokój w rodzinie, w której każdy drobiazg mógł doprowadzić do gwałtownej kłótni.
Melander zakończył rozmowę, wstał i podszedł do kolegów.
– Mhm – zamruczał. – Teraz tak jak wy przeczytałem cały materiał dotyczący tej grupy sabotażystów.
– I gdzie byś umieścił ładunek wybuchowy? – zapytał Martin Beck.