– Tu się mylisz. Wszyscy demonstranci zostaną dopuszczeni w zasięg jego wzroku.
– O ile rząd się nie przestraszy i ci nie zabroni. Co zrobisz, jeśli nagle zadzwoni premier i powie, żeby przewieźć wszystkich demonstrantów na stację Rasunda i tam ich zatrzymać?
– Wtedy naprawdę odmówię.
Patrzyła na niego długo, siedząc z podbródkiem opartym o podniesione kolana i dłońmi splecionymi wokół kostek. Włosy miała potargane po saunie i prysznicu, a jej twarz o nieregularnych rysach była zamyślona.
Pomyślał, że jest ładna.
W końcu powiedziała:
– Jesteś świetnym facetem, Martin. Ale masz podłą pracę. Jakich łudzi wsadzasz za morderstwa i inne przestępstwa? Tak jak ten ostatni? Jakiś biedny robotnik, próbujący się odegrać na łajdaku kapitaliście, który zniszczył mu życie? Jaką karę dostanie?
– Dwanaście lat, jak sądzę.
– Dwanaście lat – powtórzyła. – Tak, pewnie sobie zasłużył.
Nie wyglądała na zadowoloną. Potem zmieniła temat tak nagle, jak to miała w zwyczaju.
– Dzieci są u Sary piętro wyżej, więc możesz spać bez ryzyka, że będą ci skakać po brzuchu. Natomiast ja mogę przejść po tobie, kiedy będę się kładła.
Nierzadko kładła się wtedy, kiedy on już zasnął. I znów zmieniła temat.
– Mam nadzieję, że jesteś świadomy, że ten dostojny gość ma na sumieniu dziesiątki tysięcy istnień ludzkich. Był jedną z najaktywniejszych sił stojących za strategicznym bombardowaniem Wietnamu Północnego. I angażował się już w wojnę koreańską oraz wspierał MacArthura, kiedy ten chciał zrzucić bombę atomową na Chiny.
Martin Beck skinął głową.
– Wiem – rzucił. Potem ziewnął.
– Połóż się – poleciła stanowczo. – Dostaniesz śniadanie, kiedy się obudzisz. O której mam cię zbudzić?
– O siódmej.
– Okej.
Martin Beck położył się i zasnął prawie natychmiast.
Rhea sprzątała przez chwilę w kuchni. Potem weszła do sypialni i pocałowała go w czoło. Nie zareagował.
W mieszkaniu było ciepło, więc zdjęła koszulę, zwinęła się w swoim ulubionym fotelu i przez chwilę czytała. Miała problemy ze snem i często budziła się na długo przed porankiem. Bezsenność jest irytującą przypadłością, która często prowadzi do zmiennych i nieobliczalnych nastrojów. Wcześniej próbowała zaradzić kłopotom za pomocą czerwonego wina, ale teraz zaczęła czytać nocami nudne kompendia i inne książki w podobnym stylu.
Rhea Nielsen była ciekawa, często w bardzo otwarty sposób. Kiedy przeczytała artykuł o wywiadzie środowiskowym, który sama napisała kilka lat wcześniej, rozejrzała się i spostrzegła teczkę Martina Becka.
Otworzyła ją bez większego namysłu i zaczęła przeglądać dokumenty, dokładnie i z zainteresowaniem. Na koniec otworzyła teczkę, którą Martin Beck dostał przed wyjściem od Gunvalda Larssona.
Długo studiowała zawartość, z napiętą uwagą i nie bez pewnego zdziwienia.
W końcu włożyła wszystko do teczki i poszła do łóżka.
Przeszła po Martinie Becku, ale spał tak głęboko, że się nie obudził.
Potem położyła się blisko niego, przytulając twarz do jego twarzy.
Rozdział 15
Martin Beck spodziewał się komplikacji, które zaczęły się już następnego ranka.
Eric Möller wkroczył osobiście i rzucił na biurko Melandera plik fotokopii.
– Tu jest nasz plan ochrony osobistej – powiedział. – Załatwione. Będziemy potrzebowali czterystu osób, co oznacza, że włączę część ludzi z prowincji i…
Melander spokojnie palił fajkę, czekając na ciąg dalszy.
– …i z innych stron.
– Z jakich innych stron?
Möller nie odpowiedział. Zamiast tego zapytał:
– Czy jest tutaj Beck?
Melander wskazał bez słowa cybuchem fajki.
Martin Beck, Gunvald Larsson i Benny Skacke znajdowali się w pokoju. Rozmawiali o czymś, ale umilkli natychmiast, kiedy wszedł szef Säpo. Beck i Larsson skinęli głowami, a Skacke rzekł niepewnie:
– Cześć.
Möller jak zwykle był trochę zdyszany. Usiadł na wolnym krześle, poluzował pasek i otarł pot z czoła czystą chustką.
– Pojawiła się nowa, choć nie całkiem niespodziewana trudność – poinformował.
– Aha – westchnął Martin Beck.
Möller wyjął grzebień i próbował zaprowadzić jakiś porządek w niesfornym wianku rudych włosów. Rezultat nie był szczególnie udany. W końcu oznajmił:
– Dostaliśmy sprawdzone informacje z sąsiednich krajów, przede wszystkim z Norwegii i Danii, że możemy spodziewać się stamtąd tysięcy zorganizowanych demonstrantów. Może przyjechać nawet pociąg wypełniony ludźmi, ale głównie wynajęte autobusy i oczywiście prywatne samochody.
– Aha.
– Przyszedłem tutaj w konkretnej sprawie.
– Ach tak.
– Mianowicie, żebyśmy dostali pozwolenie na zatrzymanie tych transportów przy granicy i odesłanie ich do domu.
Gunvald Larsson dotąd się nie odzywał. Teraz walnął otwartą dłonią w stół i zaoponował donośnym głosem:
– Nie!
– Chcę zatem uzyskać to pozwolenie – ciągnął nieporuszony Möller.
– I usłyszałeś odpowiedź – odrzekł Martin Beck.
– Myślałem, że ty jesteś tutaj szefem.
– Mam takie samo zdanie jak Gunvald.
– Chyba nie rozumiecie – stwierdził szef Säpo. – Bóg jeden wie, ilu własnych demonstrantów możemy się spodziewać.
– Jeśli On wie – osądził Gunvald Larsson – to pomyliłeś adres. Kościół jest przy Hantverkargatan.
– Na pewno wielu tysięcy – ciągnął bez mrugnięcia okiem Möller. – Wystarczy w zupełności, by zająć wszystkich policjantów porządkowych. I Norwegia, i przede wszystkim Dania mają duże komunistyczne ruchy młodzieżowe, zorganizowane jak grupy FNL lub na inne sprytniejsze i mniej rzucające się w oczy sposoby. Możemy po prostu nie dać sobie z nimi rady.
– Ja sądzę, że damy – odparł Martin Beck. – Szef policji porządkowej się nie boi.
– Ja też się nie boję – oznajmił Möller. – Ja właściwie nigdy się nie boję. Ale chcę, żeby wszystko odbyło się bez zakłóceń. Skupiamy wszystkie siły, by dać sobie radę z wizytą senatora, i nie chcę, żeby go zalały fanatyczne aspołeczne elementy z trzech państw. Poza tym nie podoba mi się plan policji porządkowej. Kto da gwarancje, że to zadziała?
– My – skwitował Martin Beck. – Twoim zadaniem, o ile mi wiadomo, jest zapewnienie ochrony osobistej.
Möller poluzował pasek o jeszcze jedną dziurkę.
– Wiem – przyznał. – Plan jest jasny. Właśnie go położyłem na biurku Melandera. Możliwe, że będę potrzebował specjalnego komanda na tę uroczystość złożenia wieńca. On zamierza wtedy wysiąść z opancerzonego samochodu i będzie całkiem odsłonięty, ale to nie jest wielka trudność. W najgorszym wypadku mogę wziąć ludzi od was.
– To rzeczywiście będzie najgorszy przypadek – rzekł Gunvald Larsson.
– Ważniejsza jednak jest inna kwestia – ciągnął Möller. – Właśnie złożyłem formalny wniosek, a wy mówicie „nie”. Bez uzasadnienia.