Выбрать главу

Ambasador USA też nie próżnował. Był biały i nie ryzykował, że nazwą go housenigger jak poprzednika, a kto widział gromadę jego najbliższych współpracowników, zastanawiał się mimowolnie, jak duże przedstawicielstwo dyplomatyczne ma właściwie ten wielki zachodni kraj.

Na dworze słychać było warkot motocykli. Ich kierowcy należeli do specjalnej grupy, która przyłączyła się do policji dlatego, że lubili jeździć motocyklami i często urządzali pokazy na Dzień Policji czy w podobnych okolicznościach. Inną ich ambicją było pokazanie, że można jeździć ciężkim motocyklem tak, by nie brzmiało to jak nalot bombowy na Drezno lub seria wystrzeleń rakiet z przylądka Canaveral czy Przylądka Kennedy’ego, jak to się teraz nazywało.

Melander i Skacke nie uważali, że kwalifikują się do pokoju dla VIP-ów, więc zostali w radiowozie. Na falach policyjnego radia panowała całkowita cisza, podczas gdy komentatorzy zwykłego radia i telewizji uroczystymi głosami i ze śmiertelną powagą opisywali wcześniejszą bogatą karierę kandydata na prezydenta, nie wspominając jednak słowem o jego postawie ideologicznej ani o reakcyjnej działalności w kraju i za granicą. Można się było natomiast dowiedzieć, gdzie mieszka, jak wyglądają jego psy, że kiedyś omal nie został gwiazdą baseballu, a jego żona aktorką, że jego córki wyglądają tak, jak większość córek, że sam robi zakupy w supermarkecie i że, przynajmniej w czasie kampanii wyborczej, nosi ubrania kupione w sklepie i że raz omal nie padł ofiarą zamachu w Portland w stanie Oregon (w rzeczywistości z ratusza spadła dachówka i uderzyła go w głowę, co z miejsca zaowocowało honorowym tytułem „człowiek z dachówką”). Naród szwedzki został również poinformowany, jak duży jest jego prywatny majątek (nawiasem mówiąc, bardzo duży) i że raz przypuszczalnie stanąłby przed komisją senacką badającą oszustwa podatkowe, gdyby sam nie został przewodniczącym tej komisji. Jego żona otworzyła dom dla sierot, których ojcowie polegli na wojnie koreańskiej. On sam jako żółtodziób przekonał prezydenta Trumana do zrzucenia pierwszych bomb atomowych, a później okazał się niezbędny dla wielu administracji. Ludzie chcieli, by kandydował na burmistrza Nowego Jorku (jedna z najbardziej niewdzięcznych posad na świecie), ale odmówił udziału w wyborach. Wciąż zaczynał każdy dzień od jazdy konnej i w normalnych okolicznościach przepływał tysiąc metrów dziennie. Działał aktywnie na rzecz „rozwiązań” w Laosie, Wietnamie i Kambodży, powiedział reporter telewizyjny bez jakichkolwiek sympatii lewicowych, a poza tym był powiewem zdrowia i młodości w świecie, w którym dominowali starsi politycy. Potem pojawił się niezbyt uzasadniony szereg zdjęć Mao, Tita i Franco, wszyscy po osiemdziesiątce, i Breżniewa, lat sześćdziesiąt osiem, oraz Envera Hodży, także w podeszłym wieku, choć nie było wiadomo, ile dokładnie ma lat.

– Szkoda, że i Stalin, i Churchill, i Hitler, i de Gaulle, i Adenauer, i Ulbricht, i Napoleon nie żyją – stwierdził Skacke. – Inaczej mogliby ich też pokazać.

Kolumna była już na minutę przed czasem uformowana i obsadzona ludźmi.

Senator i szef szwedzkiego rządu siedzieli na tylnym siedzeniu kuloodpornej limuzyny. Premier wyglądał na lekko zdziwionego, kiedy Kamienna Twarz również wsiadł i zajął wysuwane siedzenie naprzeciw niego, a kiedy usiadł tak, że cygaro prawie dotykało czubka nosa przywódcy partii, mało brakowało, a naprawdę by się zirytował. Jego ochroniarz musiał jechać innym samochodem.

Szef rządu władał w pełni zrozumiałym angielskim i tłumacz nie miał wiele do roboty.

– Okej, to spadamy – zarządził Gunvald Larsson i przekręcił kluczyk w stacyjce.

Porsche zaczęło się toczyć i Martin Beck odwrócił się półbokiem, by sprawdzić, czy reszta kolumny jedzie tak, jak trzeba. Jechała.

W samochodzie z niebieskimi szybami senator wyglądał z zaciekawieniem, by zobaczyć krajobraz, ale prócz policjantów i niewyobrażalnej wprost liczby demonstrantów widział tylko niezbyt interesujący fragment szwedzkiego pejzażu rozciągający się między Sztokholmem a odległym lotniskiem. Siedział przez dłuższy czas, próbując wymyślić jakiś pozytywny komentarz, ale poddał się w końcu i odwrócił do premiera z jednym ze swoich najlepszych kampanijnych uśmiechów.

Szef rządu szwedzkiego uśmiechnął się w odpowiedzi, a jego kampanijny uśmiech też nie był taki zły, nawet jeśli senator uważał, że nie miałby z nim szans nawet na urząd szeryfa we Frankforcie w stanie Kentucky.

Kamienna Twarz siedział zupełnie nieruchomo.

Senator przestał wyglądać przez okno, a szef rządu wykorzystał wszystkie standardowe frazy i komunały już w pokoju dla VIP-ów.

Senator nieprzerwanie prostował palce prawej dłoni. Czegoś takiego jak chwyt Gunvalda Larssona nie doświadczył podczas wcześniejszych setek tysięcy uścisków dłoni.

Gunvald Larsson zjechał po chwili na pobocze i stanął. Kolumna posuwała się dalej w idealnym porządku i właściwym tempie.

– Ciekaw jestem, do czego u diabła Möller chce wykorzystać brygadę kretynów – zastanawiał się.

– Zobaczymy – odparł ze stoickim spokojem Martin Beck.

– Teraz, mój drogi panie Heydt, zobaczymy, jak gryzie szwedzka świnia – rzekł Gunvald Larsson. Swobodna parafraza słów Karola XII i Heidenstama.

Włączył silnik, nacisnął pedał gazu i minął kolumnę. Porsche naprawdę wyciągało dwieście dwadzieścia pięć kilometrów na godzinę na prostej drodze.

– Dobry wóz – zauważył Gunvald Larsson. – Ile takich mamy?

– Tuzin – odrzekł Martin Beck. – Najwyżej.

– Do czego się ich używa?

– Do wożenia naczelnego komendanta do jego letniej rezydencji.

– Wszystkich? Ten drań jeździ dwunastoma samochodami?

– Naprawdę są używane do ścigania piratów drogowych i handlarzy narkotyków.

Zbliżali się teraz do Sztokholmu, jednak widok był nadal równie mało ciekawy. Senator przez krótką chwilę wyglądał przez okno, po czym dał sobie spokój.

Czego się spodziewał? – pomyślał premier z bezwiednym złośliwym uśmiechem. Lapończyków w kolorowych strojach ze srebrnymi dzwonkami? Jeźdźców z myśliwskimi sokołami na ramieniu, pędzących na oklep na reniferach?

Potem uświadomił sobie, że Kamienna Twarz zwrócił wzrok na niego, więc od razu zaczął myśleć o bilansie płatniczym, kryzysie paliwowym i rozmowach handlowych.

Szef rządu nie wiedział, że nowy ambasador ONZ zamierza właśnie złożyć oświadczenie na Zgromadzeniu Narodowym w Nowym Jorku, zgodne z socjaldemokratycznymi tradycjami, których nie można było już nazwać reformistycznymi. Żydzi mają prawo do swojego kraju, a Palestyńczycy mają prawo walczyć o swój. To, że chodzi o ten sam kraj, nie należało do sprawy. Tak uważała Szwecja.

W chwilę później eskorta stanęła. Jeszcze jedno porsche z drukowanym napisem „Policja” po bokach minęło rząd pojazdów. Tylko parę osób poza Martinem Beckiem i Gunvaldem Larssonem wiedziało, o co chodzi. Czarno-biały sportowy wóz stanął obok limuzyny i Åsa Torell, która prowadziła, wychyliła się w bok i otworzyła drzwi po lewej stronie. Premier się przesiadł. Åsa bez słowa przycisnęła gaz do dechy i pojechała dalej w stronę centrum Sztokholmu. W tym samym czasie kolumna znów ruszyła. Goście śledzili procedurę bez większego zainteresowania. Wszystko zajęło niecałe trzydzieści sekund.

Przy północnych bramach Hagi zebrała się szczególnie duża grupa demonstrantów i w pierwszej chwili miało się wrażenie, że walczą z policją. Patrząc z bliska, widziało się jednak, że policja biernie stoi, a demonstranci wdali się w awanturę z małą grupka kontrdemonstrantów, którzy machali flagami USA, reżimu Van Thiena i Tajwanu.