Выбрать главу

Wozy strażackie i ambulansy wciąż stały na Dannemoragatan.

Dwanaście minut na wszystko to było bardzo mało czasu, ale szczęśliwie wydłużył się do czternastu minut i trzydziestu sekund.

Hełm Rönna był źle dopasowany do kształtu jego głowy, dlatego dopiero w ostatniej chwili zdjął czapkę i położył w roztargnieniu na górze worków z piaskiem.

Jedna z ciężarówek nie zdążyła pozbyć się swojego ładunku, ponieważ zaciął się rozrusznik, ale nie miało to większego znaczenia. Jedynym skutkiem wybuchu bomby była gigantyczna chmura piasku i kawałków białego włókna szklanego oraz awaria instalacji gazowej, której prowizoryczna na prawa zajęła parę godzin.

W chwili, gdy eksplozja wywołała drgania domów przy kilku przecznicach, jak podczas łagodnego trzęsienia ziemi, nielubiany senator siedział już w parlamencie, pijąc wodę Ramlösa, a Kamienna Twarz okazał pierwszą ludzką reakcję, wyjmując z ust cygaro, kładąc je na brzegu stołu i wlewając w siebie porządny tyk whisky z własnej butelki. Potem znów przykleił cygaro i wyglądał tak jak zwykle.

Senator spojrzał na ochroniarza, i wyjaśnił:

– Ray próbuje rzucić palenie. Dlatego nigdy go nie zapala.

Drzwi się otworzyły. Teraz weszli Martin Beck i Gunvald Larsson. Premier popatrzył na nich niewdzięcznym wzrokiem i oświadczył:

– Dziękuję, ale panów tutaj nie potrzeba.

– Tym lepiej – odparł Gunrald Larsson. – Szukamy tylko Säpo-Möllera.

– Eric Möller też nie ma tu nic do roboty. Zapytajcie jego ludzi. Pełno ich w budynku. Co to był za okropny huk, który przed chwila słyszeliśmy?

– Nieudana próba wysadzenia opancerzonego samochodu.

– Bomba?

– Tak, mniej więcej.

– Dopilnujcie, by natychmiast aresztować winnego.

– Bombowy rozkaz – skomentował Gunvald Larsson w drodze do windy.

– Przypomina mi Malma – rzekł Martin Beck.

Przypadkiem zjeżdżali tą samą windą, co C.-H. Hermansson, który miał rumieńce na policzkach, lecz niezwykle hardy wzrok.

– Pora jechać do domu – oznajmił Gunvald Larsson.

– Tak, to prawda. I zostać tam do poniedziałku rano.

Zapytali kilku agentów Möllera i wszyscy odpowiedzieli:

– Na pewno jest gdzieś w pobliżu. Nie wiadomo dokładnie gdzie.

Reinhard Heydt nie rozumiał, co się stało, nawet po przeczytaniu piątkowych gazet.

Nie był osamotniony w swojej niewiedzy. Naczelny komendant i Stig Malm natychmiast wezwali do siebie Martina Becka i Gunvalda Larssona. Rönn uznał, że zrobił swoje, i pojechał do domu przy Vittangigatan w Vällingby, gdzie Unda i Mats kłócili się właśnie głośno o to, czy płatki kukurydziane są lepsze od owsianych, czy na odwrót.

Kochali jednak Rönna jako dobrego męża i ojca i widząc, jaki jest zmęczony, natychmiast ucichli.

– Cześć, tato – powiedział Mats. – Jak poszło?

– Dobrze. Tylko zgubiłem czapkę.

– Kupię ci jutro nową – obiecała Unda.

Rönn chętnie kupiłby sobie nakrycie głowy sam, wolał jednak milczeć niż protestować.

Wszyscy spojrzeli na łóżko, a on położył się na nim, nie zdejmując butów.

Żona i syn pomogli mu się rozebrać.

– Widzisz, że postarałam się o dobrego tatę dla ciebie – rzekła Unda.

– Najlepszego – zgodził się Mats.

Rönn słyszał, co mówią, ale zasnął, nim zdążył zareagować.

Spał mocno i bez snów.

Kiedy się zbudził następnego ranka, pomyślał o grillowanym lipieniu, pasztecikach z mięsem i marynowanym śledziu, w takiej właśnie kolejności. Potem wszedł do kuchni, w której czekała na niego kasza na śniadanie.

Nieco później pojechał metrem do Kungsholmen.

Rozdział 22

Gunvald Larsson i Martin Beck zostali wkrótce postawieni przed Poncjuszem Piłatem – minęło zaledwie pół godziny od przybycia senatora do parlamentu. Ciszę radiową już zakończono i centrala alarmowa została zasypana meldunkami.

Jednym, którego zasypywano – ale w bardziej poniżający sposób – był Stig Malm.

– Tak, jesteś naprawdę świetnym ekspertem od łączności – sarknął naczelny komendant. – Mogłem równie dobrze siedzieć w moim domku letnim, kiedy to wszystko się stało. A co właściwie się stało?

– Nie wiem dokładnie – odrzekł Malm.

Miał wyraźnego stracha.

– Mój drogi… – zaczął.

– Nie życzę sobie, byś się do mnie zwracał: „mój drogi”. Jestem twoją wyższą władzą policji tego kraju. Chcę być informowany o wszystkim, co w tej policji się dzieje. Słyszałeś? O wszystkim. A teraz ty jesteś szefem łączności. Co się stało?

– Jak już mówiłem, nie wiern dokładnie – wymamrotał Malm.

– Oficer łączności, który o niczym nie wie – zagrzmiał komendant. – Wspaniale. To co ty właściwie wiesz? Wiesz, kiedy podcierasz sobie tyłek?

– Tak, ale…

Jeżeli Malm naprawdę chciał coś powiedzieć, komendant natychmiast mu przerwał:

– Nie rozumiem, dlaczego szef policji porządkowej, i Möller, i Beck, i Larsson, i ten Packe albo Macke czy jak tam się nazywa, nie znajdą czasu, by tu przyjść i złożyć raport albo chociaż zadzwonić…

– Centrala nie łączy rozmów, o ile nie dzwoni twoja żona – rzekł znaczącym tonem Malm.

Pozbierał się już trochę, ale nie był jeszcze tym pewnym siebie człowiekiem, za jakiego się uważał.

– No, teraz opowiedz o zamachu.

– Naprawdę nic o tym nie wiem. Podobno Beck i Larsson tutaj jadą.

– Podobno? Oficer łączności, który o niczym nie wie. To prawie wysublimowane. A kto będzie osłem ofiarnym?

Ten sam człowiek, co zawsze, pomyślał Malm. Głośno zaś oznajmił:

– Nasz człowiek nie nazywa się Macke, tylko Benny Skacke. I mówi się „kozioł ofiarny”. Poza tym „wysublimowany” znaczy mniej więcej „nadzmysłowy”.

Malm zaczynał brać się w garść.

Naczelny komendant wstał gwałtownie i podszedł szybkim krokiem do jednej z ciężkich okiennych zasłon.

– Nikt nie będzie mnie poprawiał – rzucił z wściekłością. – Jeżeli mówię „osioł ofiarny”, to tak właśnie ma być. Jeśli coś jest do poprawki, poprawię to sam.

Wspinając się na zasłony, pomyślał z rezygnacją Malm. Mam nadzieję, że karnisz znowu spadnie mu na głowę.

Ktoś zastukał do drzwi. Weszli Martin Beck i Gunvald Laisson.

Martin Beck nie był niski, ale przy Gunvaldzie Larssonie wyglądał niepozornie.

Larsson ogarnął wzrokiem scenę i się odezwał:

– No tak, już pora. Nie przeszkadzajcie sobie.

Odwrócił się do Malma i zapytał:

– Opowiedziałeś to o burdelach?

Malm skinął głową i odparł:

– Wcale go to nie rozbawiło. Powiedział, że są po prostu barwione.

– Mówiłeś, jak wygląda penis, kiedy się pieprzysz z ich dziwkami? W paski?

– Nie – odrzekł Malm. – Nie mówiłem. Jesteś wulgarny, Larsson.

– Naprawdę? – zapytał mężczyzna przy zasłonie.

– Oczywiście. Dokładnie tak, jak polkagris.

Komendant śmiał się do rozpuku. Usiadł przy biurku, przyciskając obiema dłońmi przeponę.

– Nie masz poczucia humoru, Stig – stwierdził Gunvald Larsson do Malma.

– To prawda, że nie ma – wysapał komendant.

– Malm, musisz przejść kurs uzupełniający w sztuce rozśmieszania – rzekł Gunvald Larsson.

– A są takie? – zapytał Malm.