Выбрать главу

– Jak to jest, że ten typ może chodzić uzbrojony w obcym kraju?

– Specjalne pozwolenie.

– Specjalne pozwolenie? Kto je wydał?

– Ten, który już nie żyje – odrzekł Möller.

Szef wydziału bezpieczeństwa oddalił się, a Gunvald Larsson pogrążył w rozmyślaniach. Jego wiedza prawnicza nie była imponująca i zastanawiał się, w jakim stopniu zezwołenia na czyny niezgodne z prawem wydane przez osobę zmarłą mogą być ważne, a jeśli tak, to jak długo. Nie znalazł odpowiedzi na to pytanie i po chwili przyłapał się na tym, że współczuje człowiekowi o kamiennej twarzy.

Co za cholerna robota, pomyślał. Zwłaszcza kiedy trzeba chodzić z niezapalonym cygarem w gębie.

Uśmiech senatora byl powściągliwy, tak jak cale przyjęcie, które nie trwało do świtu.

Mimo to Gunvald Larsson wrócił do domu w Ballmora dopiero o wpół do drugiej w nocy. Wziął prysznic, włożył świeżo upraną piżamę, położył się, przeczytał pół strony Juliusa Regisa i zasnął.

O tej porze senator zdążył już przespać prawie pół godziny w bezpiecznym schronieniu ambasady. Kamienna Twarz też zrobił swoje na ten dzień i odpoczywał z cygarem, bronią i puszką piwa starannie ułożonymi na nocnym stoliku.

Następnego ranka spekulowano z ożywieniem, czy król odwoła lunch, czy nie. Mógł z pewnością to zrobić z uwagi na wydarzenia z poprzedniego dnia i fakt, że sam dopiero co wrócił z wizyty oficjalnej w Finlandii.

Dwór jednak nie przekazał takiej wiadomości i grupa specjalna mogła zrobić użytek z całego skomplikowanego planowania przygotowanego na tę okoliczność. Tak jak powiedział adiutant, król nie bał się o swoje życie. Wyszedł do Logården i osobiście przywitał senatora, zapraszając go do pałacu.

Jedynym, co wskazywało na kontakt dworu z ambasadą USA, była obecność Kamiennej Twarzy w kuloodpornym samochodzie. Kiedy senator wszedł na schody określane przez służby bezpieczeństwa jako „czuły punkt”, wóz zaparkował na samym dziedzińcu pałacu. Martin Beck, przechodząc, zobaczył przez niebieskawą szybę, jak ochroniarz odkłada cygaro i wyjmuje puszkę budweisera i coś, co bez wątpienia wyglądało na pudełko ze śniadaniem.

Pomijając ten szczegół, nie zdarzyło się nic nieprzewidzianego. Lunch był prywatnym spotkaniem króla i to, co zostało przy tej okazji powiedziane i zrobione, nie wyszło poza krąg uczestników. Ochroniarz zjadł swój skromny posiłek w samochodzie tylko dlatego, że król nie chciał siedzieć przy stole z uzbrojonym człowiekiem, co Martin Beck w pełni rozumiał.

Demonstranci przed pałacem byli nieliczni w porównaniu z tym, czego się spodziewano, i podczas spotkania w Logården mniej więcej tyle samo osób krzyczało: „Chcemy naszego króla.” i „Yankee go home”.

Czynnik czasu był ważny dla policji, a szczególnie dla Gunvalda Larssona, który wraz z szefem policji porządkowej dowodził całością sił ochrony ogólnej. Gunvald Larsson spoglądał często na swój zegarek i za każdym razem stwierdzał z pewnym zdziwieniem, że wszystko odbywa się zgodnie z harmonogramem. Osoby na wysokich stanowiskach politycznych i państwowych zwykle trzymają się ustalonego programu i ani monarcha, ani senator nie zmieniali schematu nawet o minutę. Senator wszedł po północnych stopniach Logården w wyznaczonej chwili i król też był już na miejscu. Uścisnęli sobie dłonie i weszli przez wschodnie wejście do pałacu dokładnie tak, jak zostało wyliczone. Fama głosiła, że król cierpi na dysleksję i nie potrafi poprawnie pisać – podobno przy jakiejś okazji napisał „kórl” zamiast „król” – ale nie miał żadnych trudności z trzymaniem się harmonogramu z opóźnieniami nieprzekraczającymi trzydziestu sekund.

W chwili, gdy wraz z dostojnym i powszechnie nielubianym gościem wszedł do pałacu, minął najbardziej krytyczny moment i Martin Beck wraz z wieloma innymi wydał westchnienie ulgi.

Posiłek zakończono również zgodnie z planem. Senator wsiadł do opancerzonego samochodu z piętnastosekundowym opóźnieniem.

Möllera jak zwykle nie było widać, ale z pewnością znajdował się gdzieś w pobliżu. Uformowano kolumnę, która ruszyła w długą drogę do Arlandy. Möller ogrodził dziedziniec pałacu kordonem swoich najlepszych ludzi – miał do dyspozycji wielu dobrych pracowników – i tym razem teren został przeszukany na czas i bardzo dokładnie.

Kolumna zrobiła niewielki objazd, by ominąć teren wybuchu, na którym pracownicy gazowni byli jeszcze daleko od ukończenia naprawy uszkodzeń.

Tym razem jechała szybciej niż poprzedniego dnia, a Gunvald Larsson tak jak wtedy prowadził dość niekonwencjonalnie szybkie porsche, przejeżdżając tam i z powrotem wzdłuż kolumny.

Był bardzo milczący i myślał głównie o Heydcie i jego kumplach, którzy z całą pewnością zapadli się na dłuższy czas pod ziemię.

– Jest parę dobrych tropów – powiedział do Martina Becka. – Samochód i rysopis Heydta.

Martin Beck kiwnął głową.

W jakiś czas później Gunvald Larsson mruknął jakby do siebie:

– Tym razem nie umkniesz. Trzeba zrobić dwie rzeczy: znaleźć firmę, która sprzedała lub wypożyczyła ten zielony samochód, a potem czekać, aż wyjdą. Musimy wysłać tam od razu paru ludzi. Ale kogo?

Po długim namyśle Martin Beck powiedział:

– Rönna i Skackego. To nie będzie łatwe zadanie, ale Skacke jest uparty jak muł, a Rönn ma duże doświadczenie.

– Wcześniej tak nie myślałeś.

– Ludzie się zmieniają z biegiem czasu. Ja też.

W pomieszczeniu dla VIP-ów na lotnisku podano lampkę szampana. Gunvald Larsson, który nie pił, znów wylał zawartość do najbliższej doniczki.

Wzdłuż trasy stało wielu demonstrantów, ale znacznie mniej niż poprzedniego dnia. Większość miała za sobą ciężką noc w namiocie w deszczowej pogodzie, a nieprzewidziany rozwój wypadków jakby odebrał im zapał. Nie było żadnych incydentów, tylko mnóstwo plakatów, które szybko zniszczyła dżdżysta pogoda.

Uśmiech senatora był raczej pełen ulgi niż powściągliwy. Podchodził do kolejnych osób, ściskając im dłonie. Kiedy jednak stanął przed Gunvaldem Larssonem, włożył rękę do kieszeni, zadowalając się skinieniem głowy i najbardziej czarującym uśmiechem z kampanii wyborczej. Kamienna Twarz patrzył przez jego ramię na Gunvalda Larssona z rodzajem ponurego porozumienia. To była jedna z niewielu sytuacji, w której zdobył się na coś, co przypominało ludzką reakcję.

Senator wygłosił neutralną i rutynową mowę dziękczynną, krótką, zwięzłą i prostą, wspominając w niej jeszcze raz o „tragicznym epizodzie”.

Potem poszedł do jeepa Säpo, który miał go zawieźć na lotnisko. Był zaparkowany dość daleko w bardzo dobrze strzeżonym miejscu. W samochodzie jechali również Martin Beck, Möller i ten sam sekretarz stanu, który brał udział we wczorajszej ceremonii powitalnej, a teraz szybko awansował na ministra bez teki, oraz mężczyzna z kamienną twarzą i cygarem.

Dirty motherfuckin swine! – wrzasnął jakiś kolorowy dezerter z tłumu gapiów, kiedy senator wchodził po trapie do kabiny samolotu.

Senator spojrzał na tego, który krzyczał, uśmiechnął się i pomachał z zadowoleniem ręką.

W dziesięć minut później samolot byt już w powietrzu.

Wzniósł się stromo w górę i skręcił, kreśląc długą, lśniącą jak aluminium linię, by wejść na właściwy kurs, i po niespełna minucie znikł z pola widzenia.

W drodze powrotnej Gunvald Larsson powiedział:

– Mam nadzieję, że samolot z tym draniem się rozbije, ale to chyba zbyt wygórowane życzenie.

Martin Beck spojrzał z boku na Gunvalda Larssona. Nigdy wcześniej nie widział go tak poważnego.