Gunvald Larsson wcisnął gaz do dechy i wskazówka prędkościomierza powędrowała w okolice dwustu dziesięciu kilometrów na godzinę. Pozostałe samochody zdawały się stać w miejscu.
Żaden z nich się nie odezwał, dopóki porsche nie zaparkowało na dziedzińcu komendy.
– Teraz zaczyna się prawdziwa praca – rzekł Gunvald Larsson.
– Znaleźć Heydta i zielony samochód?
– I jego kompanów. Tacy jak Heydt nigdy nie działają sami.
– Pewnie masz rację – zgodził się Martin Beck.
– Zielony wózek z literami GOZ na tablicy – zastanawiał się Gunvald Larsson. – Sądzisz, że mogła dobrze pamiętać te litery po takim długim czasie?
– Ona nigdy nie mówi czegoś na pewno, jeżeli nie jest tego pewna – odparł Martin Beck.
– Ale każdy może się w czymś takim pomylić.
– Nie jest daltonistką?
– Mowy nie ma.
– Jeśli samochód nie był skradziony, musiał być wzięty z wypożyczalni albo po prostu kupiony. W każdych okolicznościach na pewno jest do wyśledzenia.
– Właśnie – przytaknął Martin Beck. – To będzie przyjemne zajęcie dla Skackego i Rönna. Jeżeli oni zajmą się chodzeniem, możemy posadzić Melandera przy telefonie.
– A co my dwaj będziemy robić?
– Czekać – odrzekł Martin Beck. – Czekać i obserwować, co się dzieje. Tak jak chłopcy z ULAG. Wiedzą teraz, że coś poszło nie tak, i na pewno są wyjątkowo ostrożni. Zaszyli się gdzieś, by przeczekać.
– Tak, to brzmi prawdopodobnie.
Mieli rację, ale tylko w siedemdziesięciu pięciu procentach.
W piątek dwudziestego drugiego listopada po południu sytuacja przedstawiała się następująco:
Reinhard Heydt był w Huvudsta, a dwaj Japończycy rozważali sytuację w mieszkaniu w Södermalmie.
Samolot, który miał odtransportować Herrgotta Nöjda do Skanii, nie mógt wylądować na zamglonym jak zwykle lotnisku Malmö Sturup i musiał lecieć na Kastrup w Danii. Kiedy Nöjd stał na przenośniku, którym miał się dostać do autobusu jadącego promem samochodowym między Dragør i Limhalm do dworca kolejowego w Malmö, skąd ewentualnie mógł wziąć taksówkę do Anderslöv, spotkał Levallois, który zdążał w przeciwną stronę, mianowicie do samolotu, który miał za chwilę wystartować do Paryża. Nigdy wcześniej się nie widzieli i nigdy więcej nie mieli się spotkać. Dlatego żaden z nich nie zareagował.
Senator spal w wygodnym fotelu lotniczym, kiedy jego prywatny samolot leciał z rykiem na zachód.
Kamienna Twarz dłużej nie wytrzymał. Wyjął pudełko zapałek z reklamą Stallmästaregården i zapalił cygaro.
Martin Beck i Gunvald Larsson udzielali instrukcji swoim współpracownikom, Rönn ziewał, Melander wytrząsał popiół z fajki, patrząc demonstracyjnie na zegar, a Skacke, gotów do pogoni za nowymi zasługami, słuchał z uwagą.
Kilkaset metrów dalej Rebecka Lind znów stała przed sądem, czekając na formalne aresztowanie. Sprawę opóźniono, przydzielając ją Buldożerowi Olssonowi. Ten uważał, że jest zbyt łatwa, a poza tym wzdrygał się na myśl, że znów będzie musiał wysłuchiwać tyrad Bekacza, i wymówił się nagłą niedyspozycją, chociaż siedział w swoim gabinecie.
Zastępowała go kobieta, która od razu wniosła o areszt i tak zwane kompleksowe badanie psychiatryczne, procedurę, która często trwała kilka miesięcy.
Rebecka Lind milczała. Wydawała się zupełnie osamotniona, chociaż miała po lewej stronie strażniczkę, która wyglądała na miłą, a po prawej Hedobalda Braxéna.
Kiedy prokurator skończyła przedstawiać sprawę, wszyscy czekali niecierpliwie na to, co powie Braxén, ponieważ funkcjonariusze sądowi chcieli iść do domu, a reporterzy byli gotowi biec do najbliższego telefonu.
Musieli jednak długo czekać, nim Bekacz zabrał głos. W tym czasie obserwował ze smutkiem swoją klientkę, beknął dwa razy i popuścił pasek o jeszcze jedną dziurkę. Potem wydał kolejny naturalny odgłos.
W końcu powiedział:
– Wersja pani prokurator jest całkowicie błędna. Jedyne, co się niewątpliwie zgadza, to fakt, że Rebecka Lind zastrzeliła szefa rządu. Do tej pory prawie cały naród mógł być świadkiem tego czynu w telewizji, która godzinę temu pokazywała przebieg zdarzenia po raz szesnasty. Jako adwokat i doradca prawny Rebecki poznałem ją dość dobrze i jestem przekonany, że jej psychika jest zdrowsza i mniej wynaturzona niż u kogokolwiek na tej sali, włączając mnie samego. Wierzę, że uda mi się to udowodnić podczas rozprawy, która, mam nadzieję, odbędzie się w przyszłości. Rebecka Lind w ciągu swego młodego życia niejeden raz była konfrontowana z systemem, którego arbitralności wszyscy musimy się poddawać. Ani razu nie dostała od społeczeństwa, czy też filozofii, która je uformowała, pomocy i zrozumienia. Kiedy prokurator domaga się badania psychiatrycznego, uzasadniając to brakiem motywu dla czynu, w najlepszym wypadku jest to przejaw czystej naiwności. W rzeczy samej czyn Rebecki miał podłoże polityczne, chociaż ona sama nie należy do żadnego ugrupowania i pewnie żyje w szczęśliwej nieświadomości systemu politycznego, który narzuca praktycznie wszystko, co się dzieje wokół nas każdego dnia. Nie zapominajmy, że nadal obowiązuje niedorzeczna doktryna, iż wojna jest logicznym następstwem polityki, i że sformułowali ją dobrze opłacani teoretycy na usługach społeczeństwa kapitalistycznego. To, co zrobiła wczoraj ta młoda kobieta, było czynem politycznym, nawet jeśli nieświadomym. Chciałbym powiedzieć, że Rebecka Lind widzi korupcyjną zgniliznę społeczeństwa wyraźniej niż tysiące innych młodych ludzi. Ponieważ nie ma powiązań politycznych i prawie żadnego pojęcia o tym, co oznacza system gospodarki mieszanej, jasność jej widzenia jest jeszcze większa. W ostatnim czasie, nie, właściwie odkąd pamiętam, dużymi i silnymi narodami w bloku kapitalistycznym rządzą ludzie, którzy według przyjętych norm prawnych są zwykłymi przestępcami, którzy z chciwości i żądzy władzy wprowadzili te narody w otchłań egoizmu, lenistwa i myślenia opartego w całości na materializmie i bezwzględności wobec bliźnich. Tylko w bardzo nielicznych przypadkach tacy politycy zostają ukarani, ale kary są formalne i następcy winnych kierują się tymi samymi motywami. Jestem w tej sali prawdopodobnie jedyną osobą dość starą, by pamiętać takich polityków jak Harding, Coolidge i Hoover. Ich działania zostały potępione, ale czy od tamtego czasu coś znacząco zmieniło się na lepsze? Przeżyliśmy Hitlera i Mussoliniego, Stroessnera, Franco i Salazara, Czang Kaj-szeka i Iana Smitha, Smutsa, Vorstera i Verwoerda, i generałów w Chile. Ludzi, którzy nawet jeśli nie doprowadzili swoich narodów na skraj katastrofy, dla własnych interesów traktowali obywateli w taki sam sposób jak władza wojskowa gnębi okupowany kraj.
Sędzia spoglądał z irytacją na zegar, ale Bekacz nieporuszony mówił dalej:
– Ktoś powiedział, że nasz kraj jest małym, ale głodnym państwem kapitalistycznym. To prawidłowa ocena. Dla myślącej osoby o czystym sercu, jak na przykład ta młoda kobieta, która niedługo zostanie aresztowana i której życie zostało już zniszczone, system taki jak ten musi być niezrozumiały i wrogi człowiekowi. Ona jednak zdaje sobie sprawę z tego, że ktoś musi ponosić za to odpowiedzialność, i kiedy nie można dotrzeć do tej osoby zwykłymi ludzkimi metodami, ogarnia ją rozpacz i niepohamowana nienawiść. Przemawiam tak długo dlatego, że moje prawnicze doświadczenie mówi mi, iż Rebecka nigdy nie będzie sądzona i że to, co teraz powiedziałem, pozostanie jedyną mową na jej obronę. Jej sytuacja była w rzeczy samej beznadziejna i decyzja, by raz w życiu oddać cios tym, którzy zniszczyli jej życie, jest zrozumiała.
Bekacz zrobił krótką pauzę, po czym wstał i kontynuował: