Выбрать главу

Z łazienki wyszedł do kuchni, w której ostatnio jadł, potem do sypialni, gdzie prawie miesiąc temu miał z Levallois centralę operacyjną. Teraz w środku było dość zimno i pusto.

Ponieważ nie wychodził, nie wiedział, o czym piszą w gazetach, ale miał dość szczegółowe informacje z radia i telewizji. Były jednak białe plamy.

Jak, na miłość boską, ten Martin Beck zdołał zatrzymać Kaitena?

Potrafił jeszcze zrozumieć, że ktoś mógł zaskoczyć i aresztować Kamikaze, choć teoretycznie wydawało się to niemożliwe. Kamikaze tak jak inni był szkolony do zachowań w sytuacjach krytycznych i zdał wszystkie testy, ale Heydt osobiście uważał go za jeden z najsłabszych punktów grupy. Ale Kaiten?

Kaiten zabił setki ludzi na wiele różnych sposobów. Nawet nieuzbrojony był groźniejszy od większości policjantów lub żołnierzy z bronią, bo zabijał gołymi rękami z równą łatwością, jak zwykli ludzie zgniatają jajko. Jedno jego kopnięcie zwykle wystarczało, by pozbawić życia.

Telewizja i radio poświęciły wiele uwagi zatrzymaniu i rozprawom o aresztowanie.

Ciągle wracali do tej sprawy i robili to nadal.

Teraz stało się jasne, że Ołsson był co najwyżej autorem planu i administratorem. Najbardziej niebezpieczny był policjant najczęściej wymieniany w mediach, Martin Beck. Najwyraźniej to on oszukał Heydta podczas zamachu w zeszłym miesiącu. Takich policjantów było bardzo niewielu. Nie mieściło mu się w głowie, że znalazł się choć jeden w kraju takim jak Szwecja.

Heydt przechodził długimi, cichymi krokami z pokoju do pokoju w niezbyt wielkim mieszkaniu. Miał bose stopy i był ubrany tylko w biały podkoszulek i krótkie białe spodenki. Nie miał tu zbyt wielu ubrań, a ponieważ bardzo dbał o higienę, codziennie prał bieliznę w łazience.

Reinhard Heydt miał dwa problemy, które wymagały natychmiastowego rozwiązania, ale jeszcze się nie zdecydował. Już dawno postanowił, że ten właśnie dzień, czwartek dziewiętnastego grudnia, będzie ostatnim na podjęcie decyzji.

Jedna kwestia dotyczyła sposobu opuszczenia kraju. Wiedział, kiedy chce wyruszyć w drogę, ale wahał się jeszcze nad wyborem trasy. Dziś jednak się zdecyduje. Prawdopodobnie wyjedzie przez Oslo i Kopenhagę, tak jak planował od początku, ale inne możliwości nadal były otwarte.

Druga sprawa była jeszcze bardziej delikatna. Nie myślał o niej przed aresztowaniem Kaitena i Kamikaze.

Czy ma zlikwidować Becka?

Jaki byłby z tego pożytek?

Reinhard Heydt nigdy nie myślał w takich kategoriach jak rewanż i zemsta. Nie miał skłonności do takich uczuć jak rozczarowanie, zazdrość czy żądza odwetu, a poza tym był stuprocentowym realistą. Całym jego postępowaniem kierowały pobudki praktyczne. Nigdy też nie odczuwał upokorzenia, podniecenia czy strachu.

Na obozie treningowym nauczył się podejmować samodzielne decyzje – długo je rozważać i wprowadzać w życie bez wahania.

Nauczył się też, że staranne planowanie to co najmniej połowa pracy.

Wciąż jeszcze nie podjąwszy decyzji, wziął z półki w przedpokoju pierwszą część książki telefonicznej. Usiadł w łóżku i znalazł właściwą stronę. Nie było to trudne. Przeczytał:

Beck, Martin, komisarz krym., Köpmangatan 8, 22 80 43.

Potem zdjął z półki w szafie zrolowane kopie planu miasta. Miał dobrą pamięć i wiedział mniej więcej, gdzie się znajduje Köpmangatan, blisko Pałacu Królewskiego, i przypomniał sobie, jak sam szedł tą ulicą półtora miesiąca temu. Plan miasta był bardzo dokładny i od razu znalazł właściwy dom. Stał w czymś w rodzaju zaułka, nie bezpośrednio przy ulicy, a otaczające go budynki wyglądały obiecująco.

Rozłożył kopię planu na podłodze. Pochylił się i wyjął spod łóżka karabin. Jak cały sprzęt ULAG, był doskonały – angielskiej produkcji, wyposażony w noktowizor, który dawał dobremu strzelcowi możliwość działania w każdych warunkach oświetleniowych.

Heydt wyjął z szafy aktówkę, złożył i wpakował do niej broń. Potem usiadł na łóżku i myślał.

Wyłączenie Martina Becka z obiegu miało podwójny sens. Po pierwsze, policja zostanie pozbawiona swojego najlepszego i najbardziej skutecznego człowieka, po drugie – jej uwaga zostanie skierowana na Sztokholm.

Było też pewne minusy. Przede wszystkim należało się liczyć z szeroko zakrojoną akcją policji, po drugie, z większym uszczelnieniem wszelkich możliwych dróg wyjazdu. Z drugiej strony, zdążyliby wprowadzić te środki tylko wtedy, gdyby zabójstwo Becka zostało odkryte bardzo szybko.

Jeśli komisarz kryminalny Martin Beck w ogóle miał zostać sprzątnięty, należało to zrobić w jego mieszkaniu. We wczesnym stadium swojego researchu Heydt dowiedział się, że Beck jest rozwiedziony i mieszka sam.

To była trudna decyzja.

Heydt spojrzał na zegarek. Miał jeszcze kilka godzin przed podjęciem ostatecznej decyzji w obu kwestiach.

Potem zastanawiał się, czy policja jest naprawdę taka tępa, że dotąd nie znaleźli samochodu. Jak tylko Levallois przyniósł złe wieści o zdjęciu i rysopisie, Heydt kazał mu pojechać zielonym oplem do Göteborga i zaparkować go koło przystani angielskiego statku w Skandiahatnnen. Potem Francuz, nadal ściśle według polecenia, kupił zupełnie legalnie używanego beżowego volksvagena, zarejestrowanego i gotowego do jazdy. Ten mało rzucający się w oczy samochód stał potem przez jakiś czas zaparkowany w pobliżu alei Huvudsta.

Myślał o tym przez kilka sekund i doszedł do wniosku, że to nie jest jakaś pułapka. Potem znów zaczął spacerować po mieszkaniu, długimi krokami, płynnie i prawie bezgłośnie.

Było wręcz dziwne, że taki duży mężczyzna robi wokół siebie tak mało hałasu. Zważył się na wadze łazienkowej i stwierdził, że do stu kilo brakuje mu niespełna kilograma.

Ale Kaiten ważył sto dwadzieścia i nie miał w ciele ani grama zbędnego tłuszczu.

Rankiem tego dnia Martin Beck wysłał Benny’ego Skacke do Malmö. Skacke chciał jechać samochodem, by zarobić kilometrówkę, ale Martin Beck ogólnie źle znosił długie samochodowe wojaże i postanowił jechać nocnym pociągiem. Było w tym trochę egoizmu, bo nawet jeśli Święta poszły w diabły, chciał przynajmniej móc spędzić pół wieczoru z Rheą. Jeżeli przyjdzie. Tego nigdy nie był pewny.

Rönn i Melander pojechali do Helsingborga pociągiem, z najbardziej ponurymi minami, jakie kiedykolwiek u nich widział.

Gunvald Larsson, który lubił prowadzić, pojechał bardzo wcześnie do norweskiej granicy swoją dziwną enerdowską limuzyną z Eisenacher Motorwerke. Samochód był naprawdę marki EMW, ale prawie wszyscy brali to za błędny zapis BMW.

Jeżeli Rönn i Melander byli kwaśni jak ocet, to Larsson sprawiał wrażenie ożywionego, a Skacke wręcz wesołego. Benny Skacke chętnie gromadził zasługi, a tu miał kolejną w zasięgu ręki.

Martin Beck nie mógł się skontaktować z Rheą, ale zostawił krótką wiadomość w centrali telefonicznej opieki społecznej. Potem zamierzał iść do domu, ale nim zdążył sięgnąć po płaszcz, zadzwonił telefon. Rozdarty między poczuciem obowiązku a bardziej ludzkimi instynktami, wrócił do biurka i podniósł słuchawkę.

– Beck.

– Hammargren – powiedział ktoś z göteborskim akcentem.

Nazwisko nic Martinowi Beckowi nie mówiło, ale przypuszczał, że ówczłowiek jest policjantem.