— Przez cały dzień starały się na… upić, sir.
— Istotnie, Vimes. Może właśnie dlatego grupa krasnoludów była mniej niż ostrożna podczas obfitego spożywania piwa, które zostało znacząco… wzmocnione? Pewne obszary na placu Sator, jak rozumiem, lekko pachną jabłkami, Vimes. Można zatem dojść do wniosku, że to, co piły, było raczej mieszanką mocnego piwa i jabłkownika, który, jak pan wie, jest destylowany z jabłek…
— Głównie z jabłek, sir — podpowiedział Vimes.
— Rzeczywiście. Koktajl taki znany jest podobno jako Puszek. Co do trolli, można się domyślać, że trudno znaleźć coś, co uczyniłoby ich piwo jeszcze groźniejszym, niż chyba jest normalnie. Nie wiem jednak, czy pan słyszał, Vimes, że mieszanina rozmaitych soli metali tworzy napój zwany luglarr albo Wielki Młot?
— Trudno powiedzieć, żebym słyszał, sir.
— Vimes, niektóre kamienie brukowe na placu są wytrawione przez tę ciecz!
— Bardzo mi przykro, sir.
Vetinari zabębnił palcami po stole.
— Co by pan zrobił, Vimes, gdybym zadał panu bezpośrednie pytanie?
— Odpowiedziałbym oczywistym kłamstwem, sir.
— A więc tego nie zrobię. — Vetinari uśmiechnął się blado.
— Dziękuję, sir. Ja również nie.
— Gdzie są więźniowie?
— Rozprowadziliśmy ich na dziedzińce komisariatów, sir — wyjaśnił Vimes. — Kiedy się budzą, spłukujemy ich do czysta wodą, zapisujemy nazwiska, wydajemy pokwitowanie na odebraną broń oraz coś gorącego do picia, a potem wyrzucamy ich na ulicę.
— Ta broń ma dla nich wielkie znaczenie kulturowe — stwierdził Vetinari.
— Tak. Wiem o tym, sir. Osobiście jestem silnie kulturowo uprzedzony wobec rozwalenia mojego mózgu i odrąbania mi kolan. — Vimes stłumił ziewnięcie i syknął cicho, gdy zaprotestowały połamane żebra.
— No tak… Czy w starciu ponieśliśmy jakieś straty?
— Nic, co się nie zagoi, sir. Muszę jednak zameldować, że pan A.E. Pesymal doznał złamania ręki i licznych stłuczeń.
Vetinari naprawdę wyglądał na zdumionego.
— Inspektor? Co on robił?
— Hm… atakował trolla, sir.
— Przepraszam, ale… pan Pesymal atakował trolla?
— Tak, sir.
— Całego trolla?
— Tak jest, sir. Zębami, sir.
— A.E. Pesymal? — Vetinari wciąż nie mógł uwierzyć.
— Właśnie on, sir.
— Pan A.E. Pesymal? Jest pan pewien? Niewysoki? Bardzo czyste buty?
— Tak jest, sir.
Vetinari porwał sensowne pytanie z ich gromadzącego się tłumu.
— Dlaczego?
Vimes odchrząknął.
— No więc, sir…
Tłum trolli przypominał nieruchomy obraz. Trolle stały, siedziały albo leżały tam, gdzie się znalazły, kiedy uderzył Wielki Młot. Było wśród nich kilku wolniej absorbujących, które stawiały słaby opór, a jeden, któremu została butelka ukradzionej sherry, walczył do jej ostatniej kropli, aż w końcu funkcjonariusz golem Dorfl podniósł go i parę razy uderzył jego głową o ziemię.
Vimes szedł przez to wszystko, a oddział wlókł albo przetaczał drzemiące trolle i ustawiał w równe rzędy, by czekały na wozy. I wtedy…
Dzień wcale nie wydawał się coraz lepszy. Cegła wypił piwo. No, może nawet więcej niż jedno. Ale co niby w tym złego?
A teraz, akurat przed nim, w takim paskudnym hełmie i wszystkim, stał… tak, to mógł być krasnolud, o ile skwierczące, szumiące ścieżki jego mózgu w ogóle były zdolne do rozpoznania czegokolwiek. Ale niech to piekło pochłonie, uznał, to przecież nie troll, a o to właśnie chodzi, nie? A tu zaraz była jego maczuga, akurat w ręku…
Wiedziony instynktem Vimes odwrócił się i zobaczył czerwone ślepia trolla, który zamachnął się maczugą. Za wolno, za wolno próbował odskoczyć, poczuł, jak maczuga trafia go w bok, unosi w górę i rzuca na ziemię. Słyszał krzyki, gdy troll potoczył się naprzód ze wzniesioną maczugą, by uczynić Vimesa jednością ze skałą macierzystą.
Cegła uświadomił sobie, że coś go atakuje. Przerwał to, czym się zajmował, i poprzez skwierczące w mózgu iskry spojrzał na prawe kolano. Jakiś mały gnom czy coś innego uderzało go tępym mieczem, kopało i wrzeszczało jak jakieś wariactwo. Pomyślał, że to przez picie, tak samo jak to uczucie, że wypuszcza uszami płomienie. No więc strzepnął tego gnoma jednym machnięciem ręki.
Bezradny Vimes patrzył, jak A.E. Pesymal turla się po placu, a troll wraca do bezpośredniego walenia maczugą. Ale pojawił się Detrytus, chwycił trolla jedną ręką wielkości łopaty i zaraz, niczym gniew boży, nadleciała pięść Detrytusa.
Dla Cegły zapadła ciem…
— Chce pan, abym uwierzył, że pan A.E. Pesymal własnoręcznie zaatakował trolla? — rzekł lord Vetinari.
— Użył obu własnych rąk, sir. I stóp także. Wydaje mi się również, że usiłował go gryźć.
— Czy to nie oznacza pewnej śmierci?
— Zdawało się, że go to nie martwi, sir.
Kiedy ostatnio Vimes go widział, A.E. Pesymal był opatrywany przez Igora. Uśmiechał się na wpół świadomie. Strażnicy podchodzili przez cały czas, żeby powiedzieć coś w rodzaju „Nieźle, chłopie!” i klepnąć go w plecy.
Dla A.E. Pesymala świat się odwrócił.
— Czy mogę spytać, Vimes, dlaczego jeden z moich najbardziej skrupulatnych i bardzo stanowczo cywilnych urzędników znalazł się na pozycji umożliwiającej mu takie działanie?
Vimes poruszył się niepewnie.
— Prowadził inspekcję. Chciał się wszystkiego o nas dowiedzieć, sir.
Rzucił Vetinariemu spojrzenie, które mówiło: Jeśli posuniesz się dalej, będę musiał kłamać.
Vetinari odpowiedział mu takim, które mówiło: Wiem!
— A pan nie jest poważnie ranny? — zapytał Patrycjusz.
— Tylko kilka otarć, sir — odparł Vimes.
Vetinari rzucił mu spojrzenie mówiące: Połamane żebra. Jestem pewien.
Vimes odpowiedział mu takim, które mówiło: Nic.
Vetinari podszedł do okna i spojrzał na budzące się miasto. Przez pewien czas milczał, a potem westchnął.
— Taka szkoda, moim zdaniem, że wielu z nich tutaj się urodziło — stwierdził.
Vimes milczał. Zwykle to wystarczało.
— Może powinienem podjąć jakieś działania przeciwko temu nieszczęsnemu krasnoludowi? — ciągnął Vetinari.
— Tak, sir.
— Myśli pan? Rozsądny władca dwa razy się zastanowi, nim zastosuje wobec kogoś przemoc tylko dlatego, że nie podoba mu się, co ów ktoś mówi.
Vimes nadal powstrzymywał się od komentarzy. Osobiście codziennie i z pewną dozą entuzjazmu stosował przemoc wobec ludzi tylko dlatego, że nie podobało mu się, co mówią — na przykład „Oddaj mi swoje pieniądze!” albo „No i co mi zrobisz, glino?”. Ale może władcy muszą myśleć w inny sposób.
— Ktoś inny się nie zastanawiał — powiedział głośno.
— Dziękuję za to, Vimes. — Patrycjusz odwrócił się gwałtownie. — A odkryliście już, kto to był?
— Śledztwo wciąż trwa, sir. Ta sprawa z ostatniej nocy chwilowo je przerwała.
— Czy są jakieś dowody, że zrobił to troll?
— Są… zagadkowe dowody, sir. My… układamy łamigłówkę, można powiedzieć.
Tylko że nie mieli żadnych krawędzi, a pomogłoby, gdyby znaleźli wieko pudełka, dodał do siebie. A że na twarzy Vetinariego wciąż dostrzegał wyraz zachłanności, mówił dalej: