— Pipo już nie żył.
— Ale cię kochał.
— Nic nie rozumiesz, Mówco! Byłeś dwadzieścia dwa lata świetlne stąd! Zresztą to nie o sobie mówiłam, że jestem bezwartościowa, ale o Marcao.
— Sama w to nie wierzysz, Novinho. Ponieważ wiesz o jego szlachetnym, wielkodusznym czynie, który nadaje sens życiu tego biedaka.
Novinha nie pojmowała własnego przerażenia, ale musiała go powstrzymać, zanim określi ten czyn, choć sam jeszcze nie wie, jaką szlachetność Cao wydaje mu się, że odkrył.
— Jak śmiesz nazywać mnie Novinhą! — krzyknęła. — Od czterech lat nikt się tak do mnie nie zwracał!
W odpowiedzi uniósł dłoń i musnął palcami jej policzek. Gest był nieśmiały i przypomniał jej Liba, a tego nie mogła już znieść. Odepchnęła jego rękę i wkroczyła do pokoju.
— Wyjdź! — krzyknęła do Mira.
Chłopiec wstał i wyszedł bez słowa. Widziała wyraźnie, że po wszystkim, na co napatrzył się w tym domu, zdołała go jednak zaskoczyć swoim wybuchem.
— Niczego ode mnie nie uzyskasz! — oznajmiła Mówcy.
— Nie przybyłem po to, by brać coś od ciebie — odparł spokojnie.
— I nie chcę tego, co mógłbyś dać! Dla mnie jesteś człowiekiem bez wartości, słyszysz? To ty jesteś bezwartościowy! Lixo, ruina, estrago — vai fora d'aqui, nao tens direito estar em minha casa! Nie masz prawa przebywać w moim domu!
— Nao eres estrago — szepnął. — Eres solo fecundo, e vou plantar jardim ai. I zanim zdążyła odpowiedzieć, zamknął za sobą drzwi i zniknął.
Właściwie nie miała pojęcia, co powinna na to odpowiedzieć. Jego słowa były oburzające. Nazwała go estrago, a on zareagował tak, jakby to siebie określiła ugorem. Zwracała się do niego z pogardą, używając obraźliwie poufałego tu zamiast o Senhor czy mniej formalnego voce. W ten sposób mówiło się do dziecka albo psa. A przecież, gdy jej odpowiedział tym samym tonem, z tą samą poufałością, zabrzmiało to całkiem inaczej. „Jesteś żyzną ziemią, a ja posadzę w tobie ogród”. Tak mógłby przemawiać poeta do swej pani, czy nawet mąż do żony. Tu stawało się czułe, nie aroganckie. Jak śmiał, szepnęła do siebie, jak mógł dotknąć policzka, którego on dotykał. Jest bardziej okrutny, niż sobie wyobrażałam, że może być Mówca. Biskup Peregrino miał rację. Jest niebezpieczny, niewierny, jest Antychrystem, bezczelnie wkracza w zakątki mojego serca, które są święte, gdzie nikomu nie wolno było wejść. Depcze te kilka pędów, które żyją jeszcze na kamienistym gruncie; jak śmie; chciałabym umrzeć, zanim go zobaczyłam; unicestwi mnie, zanim skończy.
Usłyszała czyjś płacz. Quara. Oczywiście, zbudziły ją te krzyki. Nigdy nie spała zbyt mocno. Novinha otworzyła drzwi, by wyjść i uspokoić córkę, ale wtedy płacz ucichł i usłyszała delikatny, męski głos śpiewający kołysankę. Nie znała języka; chyba niemiecki, albo nordycki. Nie rozumiała go w każdym razie, ale wiedziała, kto to śpiewa i wiedziała także, że Quara jest już spokojna.
Novinha nie czuła takiego przerażenia od dnia, gdy dowiedziała się, że Miro chce zostać Zenadorem i pójść w ślady dwóch ludzi zamordowanych przez prosiaczki. Ten człowiek rozplata sieć naszej rodziny i wiąże nas znowu w całość. Ale czyniąc to pozna moje tajemnice. Dowie się, jak zginął Pipo, powie prawdę, a wtedy Miro zrozumie i to go zabije. Nie chcę już składać ofiar prosiaczkom; są bogiem zbyt okrutnym, bym nadal go czciła. Jeszcze później, gdy leżała za zamkniętymi drzwiami i próbowała zasnąć, znów usłyszała śmiech. Tym razem Olhado i Quim śmiali się wraz z Mirem i Elą. Wyobrażała ich sobie, w pokoju rozjaśnionym radością. Lecz gdy usnęła i obraz zmienił się w sen, to nie Mówca siedział między jej dziećmi i uczył je radości; to był Libo, znowu żywy, i wszyscy wiedzieli, że to jej prawdziwy mąż, mężczyzna, którego poślubiła w sercu, choć nie zgodziła się na ślub w kościele. Nawet przez sen radość była większa, niż potrafiła znieść, i łzy zmoczyły jej poduszkę.
ROZDZIAŁ 9
WADA WRODZONA
CIDA: Nośnik Descolady nie jest organizmem bakteryjnym. Przedostaje się do wnętrza komórki i pozostaje tam na stałe, jak mitochondria. Reprodukcja następuje podczas rozmnażania komórki. Rozszerzył swoje działanie na nowy gatunek w ciągu zaledwie kilku lat od naszego przybycia, co sugeruje jego wysokie zdolności adaptacyjne. Z pewnością zaatakował już całą biosferę Lusitanii, mógł więc stać się czymś w rodzaju epidemii, permanentnym zakażeniem.
GUSTO: Jeśli istnieje permanentnie i we wszystkim, to nie jest infekcją. Jest częścią zwykłego życia.
CIDA: Ale niekoniecznie musi być wrodzony. Ma zdolność zarażania. Ale masz rację; jeśli jest endemiczny, to wszystkie miejscowe gatunki musiały znaleźć sposoby zwalczania go…
GUSTO: Albo się przystosowały i włączyły go w normalny cykl życiowy. Może go POTRZEBUJĄ.
CIDA: Potrzebują czegoś, co rozbija ich molekuły genetyczne i losowo składa z powrotem?
GUSTO: Może właśnie dlatego żyje tu tak mała ilość odrębnych gatunków. Descolada istnieje pewnie od niedawna, jakieś pół miliona lat, i nie zdołały się przystosować.
CIDA: Żałuję, że umieramy, Gusto. Następny ksenobiolog będzie prawdopodobnie pracował na standardowych adaptacjach genetycznych i nie pójdzie tym tropem.
GUSTO: Czy to jedyny powód, jaki potrafisz wymyślić, by żałować naszej śmierci?
Ender wrócił od Ribeirów do domu dopiero późnym wieczorem i przez ponad godzinę usiłował doszukać się sensu we wszystkim, co się wydarzyło, zwłaszcza po powrocie Novinhy. Mimo to rankiem zbudził się wcześnie, a jego umysł był już zajęty pytaniami, na które musiał odpowiedzieć. Zawsze tak było, kiedy się przygotowywał do Mowy o śmierci; nie potrafił się powstrzymać od prób ułożenia w całość historii przerwanego życia tak, jak zmarły sam je widział, czy też życia, które chciał przeżyć, nawet jeśli mu się nie udało. Tym razem jednak odczuwał większe niż zwykle podniecenie — bardziej niż kiedykolwiek interesowali go ci, którzy jeszcze żyli.
— Naturalnie, że jesteś mocniej zaangażowany — stwierdziła Jane, gdy próbował to wyjaśnić. — Pokochałeś Novinhę, zanim jeszcze odleciałeś z Trondheimu.
— Pokochałem może młodą dziewczynę, ale ta kobieta jest okrutna i samolubna. Widziałaś, co się stało z jej dziećmi.
— To ma być Mówca Umarłych? Osądzający ludzi według pozorów?
— Może pokochałem Grega?
— Zawsze miałeś silną skłonność do osób, które na ciebie siusiają.
— I Quarę. Ich wszystkich, nawet Mira. Naprawdę lubię tego chłopaka.
— A oni cię kochają, Ender. Zaśmiał się.
— Ludziom zawsze się wydaje, że mnie kochają, dopóki nie zacznę Mówić. Novinha jest bardziej wyczulona i znienawidziła mnie, zanim jeszcze powiedziałem prawdę.
— Jesteś ślepy wobec siebie, Mówco — oświadczyła Jane. — Tak samo jak każdy. Kiedy umrzesz, pozwól mi Mówić o twojej śmierci. Ileż ciekawych rzeczy będę mogła opowiedzieć!
— Zachowaj je dla siebie — mruknął zniechęcony Ender. — W tym fachu jesteś jeszcze gorsza ode mnie. Zaczął spisywać listę pytań bez odpowiedzi: