Przeredagowała także ostatni akapit pracy tak, by nie było najmniejszych wątpliwości co do jego znaczenia: „Zebrane dane dopuszczają jedną tylko interpretację: szczep prosiaczków, zamieszkujący okolice Milagre, uprawia i zbiera wysokoproteinowe ziarno, niewykluczone, że chodzi o amarant. Hodują także, zabijają i strzygą cabry, zaś dokumentacja fotograficzna sugeruje, że czynią to używając jakiejś broni miotającej. Działalność ta, w poprzednim okresie nieznana, rozpoczęła się w ciągu ostatnich ośmiu lat. Towarzyszy jej gwałtowny wzrost populacji plemienia. Fakt, że amarant — jeśli istotnie chodzi o roślinę ziemskiego pochodzenia — zapewnia prosiaczkom użyteczny pokarm białkowy, dowodzi, że został poddany restrukturyzacji genetycznej i dopasowany do potrzeb ich metabolizmu. Ponadto, ponieważ ludzie na Lusitanii nie korzystają z urządzeń miotających, prosiaczki nie mogły poznać sposobów ich użycia drogą obserwacji. Nieuniknionym wnioskiem z tych danych będzie twierdzenie, że obserwowane aktualnie przemiany kulturowe prosiaczków są bezpośrednim rezultatem świadomej interwencji ludzkiej.”
Jednym z ludzi, którzy otrzymali raport Jane i przeczytali rozstrzygający akapit, był Gobawa Ekumbo, przewodniczący Ksenologicznego Komitetu Nadzorczego Gwiezdnego Kongresu. W ciągu godziny przekazał odpowiedzialnym osobom kopie tekstu Jane — politycy nigdy by nie zrozumieli znaczenia nieprzetworzonych danych — wraz ze zwięzłą sugestią: „Rekomendacja: Natychmiastowa likwidacja kolonii na Lusitanii”. No właśnie, pomyślała Jane. To powinno narobić trochę zamieszania.
ROZDZIAŁ 12
PLIKI
POLECENIE KONGRESU Nr 1970:4:14:0001: Licencja Kolonii na Lusitanii zostaje cofnięta. Wszystkie pliki kolonii będą odczytane, niezależnie od statusu zabezpieczenia. Po odczycie danych i trzykrotnym ich skopiowaniu w systemach pamięciowych Stu Światów, zarządza się całkowitą blokadę plików, z wyjątkiem bezpośrednio związanych z podtrzymywaniem warunków życia.
Zarządcę Lusitanii mianuje się Pełnomocnikiem Kongresu. Jego zadaniem jest bezwzględne wykonywanie rozkazów Komitetu Nadzorczego Ewakuacji Lusitanii, powołanego Poleceniem Kongresu Nr 1970:4:14:0002.
Statek kosmiczny, znajdujący się obecnie na orbicie Lusitanii, należący do Andrew Wiggina (zaw:mów/um,ob:ziemia,ewid:001.1998.44-94.10045), staje się własnością Kongresu zgodnie z Uchwałą o Należnej Rekompensacie, PK 120:1:31:0019. Statek posłuży do niezwłocznego przetransportowania ksenologów: Marcosa Vladimira „Miro” Ribeiry von Hesse i Ouandy Quenhatty Figueiry Mucumbi na najbliższą planetę, Trondheim, gdzie z oskarżenia Kongresu staną przed sądem w procesie o pozbawienie uprawnień, pod zarzutem zdrady, nadużycia, sprzeniewierzenia, fałszerstwa, oszustwa i ksenobójstwa, zgodnie z odpowiednimi artykułami Gwiezdnego Kodeksu i Poleceniami Kongresu.
POLECENIE KONGRESU Nr 1970:4:14:0002: Komitet Kontroli Eksploracji i Kolonizacji wyznaczy nie mniej niż 5 i nie więcej niż 15 osób dla utworzenia Komitetu Nadzorczego Ewakuacji Lusitanii.
Komitet ma za zadanie jak najszybsze zarekwirowanie i wysłanie odpowiedniej liczby statków kolonizacyjnych, w celu całkowitej ewakuacji populacji ludzkiej Kolonii Lusitanii. Komitet przedstawi także do zatwierdzenia przez Kongres plany dokładnego usunięcia wszelkich śladów obecności ludzi na planecie, w tym likwidacji miejscowej flory i fauny, zdradzającej zmiany genetyczne bądź behawioralne, będące wynikiem działalności ludzkiej. Komitet oceni ponadto stosowanie się mieszkańców Lusitanii do Poleceń Kongresu, we właściwych momentach informując o potrzebie dalszej interwencji, aż do użycia siły włącznie, dla wymuszenia posłuszeństwa, bądź też sugerując możliwość zdjęcia blokady z plików Lusitanii lub innych ustępstw jako nagrodę za współpracę.
POLECENIE KONGRESU Nr 1970:4:14:0003: Zgodnie z postanowieniami Aktu Tajności Gwiezdnego Kodeksu, powyższe polecenia i wszelkie związane z nimi informacje pozostaną ścisłą tajemnicą aż do zakończenia odczytu i zablokowania plików Lusitanii oraz przejęcia przez przedstawicieli Kongresu niezbędnych statków.
Olhado nic z tego nie rozumiał. Przecież Mówca był dorosłym mężczyzną. Czy nie podróżował z planety na planetę? A mimo to nie miał bladego pojęcia, jak wykonać na komputerze choćby najprostsze zadanie. W dodatku trochę się zdenerwował, gdy Olhado o to zapytał.
— Powiedz po prostu, jaki program mam uruchomić.
— Nie mogę uwierzyć, że nie wiesz. Przeprowadzałem porównania danych odkąd skończyłem dziewięć lat. Wszyscy się tego uczą w tym wieku.
— Olhado, już bardzo dawno skończyłem szkołę. W dodatku nie była to normalna escola baka.
— Ale przecież wszyscy korzystają z tych programów. Przez cały czas.
— Jak widzisz, nie wszyscy. Ja nie korzystam. Gdybym wiedział, jak to zrobić, nie musiałbym cię wynajmować. A ponieważ będę ci płacił z funduszy pozaplanetarnych, twoja pomoc istotnie poprawi ekonomię Lusitanii.
— Nie rozumiem.
— Ja też nie za bardzo, Olhado. Ale, skoro już o tym mowa, nie bardzo wiem, jak mam ci zapłacić.
— Przelewem ze swojego konta.
— Jak się to robi?
— Chyba żartujesz. Mówca westchnął, uklęknął przed chłopcem, ujął go za ramiona i powiedział:
— Błagam cię, Olhado, przestań się dziwić i pomóż mi. Są rzeczy, które muszę wykonać, a nie mogę tego zrobić bez pomocy kogoś, kto umie korzystać z komputerów.
— To przecież tak, jakbym cię okradał. Jestem tylko dzieckiem. Mam dwanaście lat! Quim bardziej by ci się przydał. Ma piętnaście i naprawdę się na tym zna. I jest lepszy z matematyki.
— Ale Quim uważa mnie za niewiernego i codziennie się modli, żebym umarł.
— Nie, tylko dopóki cię nie poznał. Tylko lepiej mu nie mów, że ci powiedziałem.
— Jak dokonać przelewu? Olhado wrócił do terminala i wywołał Bank.
— Jak się naprawdę nazywasz? — zapytał.
— Andrew Wiggin — Mówca przeliterował. Nazwisko wyglądało na pochodzące ze starku — może Mówca był jednym z tych szczęściarzy, którzy uczą się starku w domu, zamiast wkuwać go na lekcjach.
— W porządku. Jakie masz hasło?
— Hasło? Olhado oparł czoło o klawiaturę, wygaszając przy tym część ekranu.
— Tylko mi nie mów, że nie znasz swojego hasła.
— Posłuchaj mnie, Olhado. Miałem taki program, bardzo sprytny program, który pomagał mi w tym wszystkim. Mówiłem tylko: kup to i to, a program sam zajmował się finansami.
— To nielegalne! Nie wolno włączać programów pomocniczych tego typu do systemów publicznych! Czy do tego służy ta zabawka, którą nosisz w uchu?
— Tak, i dla mnie to nie było nielegalne.
— Straciłem oczy, Mówco, ale przynajmniej nie z własnej winy. I widzę, że niczego nie umiesz zrobić!
Dopiero kiedy to powiedział zdał sobie sprawę, że przemawia do Mówcy, jakby był jego szkolnym kolegą.
— Widzę, że uprzejmości uczą u was dopiero trzynastolatków — stwierdził Mówca. Olhado spojrzał na niego — mężczyzna uśmiechał się. Ojciec zacząłby na niego krzyczeć, a potem chyba zbiłby mamę za to, że nie nauczyła dzieci dobrych manier. Ale przy ojcu Olhado nigdy by czegoś takiego nie powiedział.
— Przepraszam. Ale nie mogę dotrzeć do twojego konta bez hasła. Musisz wiedzieć, jakie ono jest, chociaż w przybliżeniu.