— Sprawdź moje imię. Olhado sprawdził. Nie działało.
— Spróbuj wpisać „Jane”.
— Nic. Mówca skrzywił się.
— Sprawdź „Ender”.
— Ender? Ksenobójca?
— Sprawdź. Udało się. Olhado nie rozumiał.
— Dlaczego masz takie hasło? To tak, jakbyś wybrał brzydki wyraz, tyle że komputer nie przyjmuje brzydkich wyrazów.
— Mam spaczone poczucie humoru — wyjaśnił Mówca. — A mój program pomocniczy, jak go nazwałeś, ma jeszcze gorsze.
— Może i tak — zaśmiał się Olhado. — Program z poczuciem humoru… Na ekranie pojawił się bieżący stan konta. Olhado nigdy w życiu nie widział takiej dużej liczby.
— Widzę, że komputer naprawdę może robić kawały.
— Czy tyle mam pieniędzy?
— To na pewno pomyłka. — Wiesz, sporo podróżowałem na podświetlnej. Widocznie w tym czasie niektóre inwestycje przyniosły spore zyski.
Więc liczby były prawdziwe. Mówca Umarłych był bogatszy, niż Olhado uznawał za możliwe.
— Wiesz co? — zaproponował. — Zamiast płacić mi dniówkę, daj po prostu część odsetek, jakie narosną w czasie, kiedy dla ciebie pracuję. Powiedzmy, jedną tysięczną procenta. Za parę tygodni będę mógł sobie kupić Lusitanię i przetransportować wierzchnią warstwę gleby na inną planetę.
— To nie aż tak dużo pieniędzy.
— Mówco, żeby z inwestycji osiągnąć taki zysk, musiałbyś mieć tysiąc lat.
— Hmm… — mruknął Mówca. Z wyrazu jego twarzy Olhado wywnioskował, że powiedział coś zabawnego.
— Czy masz tysiąc lat?
— Czas — odparł Mówca. — Czas jest rzeczą tak ulotną i niematerialną. Jak powiedział Shakespeare: Azaliż po to czas zabijałem, by teraz czas mnie zabijał?
— Co to znaczy „azaliż”?
— Tyle, co „czy”.
— To czemu cytujesz faceta, który nawet nie zna starku?
— Przelej na swój rachunek kwotę, jaką uznasz za uczciwą. I zabierz się do porównania plików roboczych Pipa i Liba z okresu kilku tygodni przed śmiercią.
— Są na pewno chronione.
— Wykorzystaj moje hasło. Powinno znieść blokadę.
Olhado zajął się wyszukiwaniem danych. Mówca Umarłych przez cały czas obserwował go uważnie, od czasu do czasu pytając, co robi. Z tych pytań Olhado wywnioskował, że Mówca wie o komputerach więcej od niego. Nie znał tylko właściwych instrukcji; uczył się patrząc. Pod wieczór, gdy z porównania danych nic szczególnego nie wynikło, Olhado szybko się domyślił, czemu Mówca jest taki zadowolony. Wcale ci nie zależało na wynikach, pomyślał. Chciałeś tylko zobaczyć, jak się to robi. I wiem, czym będziesz się zajmował dziś w nocy, Andrew Wigginie: będziesz prowadził własne badania całkiem innych plików. Może i nie mam oczu, ale widzę więcej, niż sobie wyobrażasz. Głupio tylko, że robisz z tego tajemnicę. Czy nie wiesz, że jestem po twojej stronie? Nikomu nie powiem, że twoje hasło otwiera dostęp do plików osobistych. Nawet jeśli się włamiesz do zbiorów burmistrz albo biskupa. Przede mną nie musisz niczego ukrywać. Jesteś tutaj dopiero od trzech dni, ale poznałem cię już i polubiłem tak, że zrobię dla ciebie wszystko. Byle to nie zaszkodziło mojej rodzinie. Ale przecież nigdy nie skrzywdziłbyś mojej rodziny. Rano Novinha od razu wykryła próby włamania do jej plików. Mówca był arogancko otwarty i zdenerwowała się stwierdziwszy, jak daleko dotarł. Do niektórych zbiorów rzeczywiście uzyskał dostęp, choć ten najważniejszy — zapis symulacji, oglądanej przez Pipa — pozostał dla intruza zamknięty. Najbardziej rozzłościło ją, że nawet nie próbował się kryć. Jego imię wypisane było na każdym katalogu dostępu, nawet w miejscach, gdzie każde dziecko potrafiłoby je zmienić lub wykasować.
Nie pozwoli, by przeszkodziło jej to w pracy, postanowiła. Pakuje się do mojego domu, zajmuje się dziećmi, pcha nos do moich plików — zupełnie, jakby miał prawo…
I tak dalej, i dalej, aż zdała sobie sprawę, że nic nie robi, tylko układa w myślach, co mu powie następnym razem, by brzmiało to możliwie jadowicie. Nie myśl o nim. Myśl o czym innym.
Miro i Ela poprzedniej nocy. Roześmiani. Pomyśl o tym. Oczywiście, rano Miro znowu był posępny, jak zwykle, a Ela, której radość trwała trochę dłużej, wkrótce stała się zmartwiona, zapracowana, drażliwa i niezastąpiona jak zawsze. Grego mógł płakać i obejmować tego mężczyznę, jak twierdziła Ela, ale rano znalazł gdzieś nożyczki i pociął swoją pościel na wąskie, równe paski, a w szkole zaatakował głową krocze brata Adornai, powodując nagłą przerwę w lekcjach i poważną rozmowę z Doną Cristą. To tyle, jeśli chodzi o uzdrawiający dotyk Mówcy. Wyobraża sobie, że wejdzie do mojego domu i naprawi wszystko, co jego zdaniem zrobiłam źle. Szybko się przekona, jak długo goją się niektóre rany.
Z drugiej strony jednak, Dona Cristą powiedziała też, że Quara naprawdę przemówiła w klasie do siostry Babei, przed wszystkimi dziećmi. I dlaczego? Żeby powiedzieć, że spotkała okropnego, strasznego Falante pelos Mortos, że ma na imię Andrew, i że jest dokładnie taki paskudny, jak opowiadał biskup Peregrino, a może nawet gorszy, bo męczył Grega, aż ten zaczął płakać — aż wreszcie siostra Babei kazała jej zamilknąć. To niezwykłe, jak potrafił wyrwać Quarę z izolacji.
I Olhado, zawsze taki oddalony, taki nieśmiały… a wczoraj, przy kolacji, cały czas opowiadał o Mówcy. Wiesz, że on nie ma pojęcia, jak przelać pieniądze? I nie uwierzyłabyś, jakie ma okropne hasło… myślałem, że komputery odrzucają takie słowa… nie, nie mogę ci powiedzieć, to tajemnica… musiałem go uczyć, jak się wyszukuje dane… ale sądzę, że zna się na komputerach; nie jest idiotą ani nikim takim… mówił, że korzystał z programu pomocniczego i dlatego nosi ten kamyk w uchu… i powiedział, że mogę sobie wypłacić, ile zechcę, chociaż nie ma tu wiele do kupienia, ale mógłbym zaoszczędzić do czasu, kiedy już będę dorosły… myślę, że on jest naprawdę stary. I że pamięta rzeczy, które się zdarzyły bardzo dawno temu. Moim zdaniem stark jest jego językiem ojczystym, niewielu ludzi na Stu Światach dorasta mówiąc starkiem, więc może urodził się na Ziemi?
Aż wreszcie Quim wrzasnął na niego, żeby przestał opowiadać o tym słudze piekieł, bo powie biskupowi, żeby odprawił egzorcyzmy, gdyż Olhado jest najwyraźniej opętany. A kiedy Olhado uśmiechnął się tylko i mrugnął, Quim wybiegł z kuchni, wybiegł z domu i wrócił dopiero w nocy. Mówca mógłby właściwie z nami mieszkać, myślała Novinha, skoro oddziałuje na rodzinę nawet kiedy jest nieobecny. A teraz próbuje się dostać do moich plików, ale na to nie pozwolę.
Tyle że — jak zwykle — to tylko moja wina. Ja go tu wezwałam. Ja wyrwałam go z miejsca, które nazywał domem… mówił, że zostawił tam siostrę… na Trondheimie… to moja wina, że tkwi w tym żałosnym miasteczku na głębokiej prowincji Stu Światów, otoczony ogrodzeniem, które i tak nie przeszkadza prosiaczkom zabijać każdego, kogo pokocham…
I znowu pomyślała o Miro, tak podobnym do swego prawdziwego ojca, że nie mogła pojąć, czemu nikt nie oskarżył jej o cudzołóstwo… Wyobraziła sobie, jak leży na ziemi — tak, jak leżał Pipo, i jak prosiaczki rozcinają go strasznymi, drewnianymi nożami. Tak będzie. Nieważne, co zrobię, one go zabiją. A nawet jeśli nie, wkrótce nadejdzie dzień, gdy będzie dorosły i zechce ożenić się z Ouandą, a wtedy będę musiała mu powiedzieć, kim jest naprawdę i dlaczego nie mogą się pobrać. Wtedy się dowie, że zasłużyłam na ból, jaki zadawał mi Cao, który był tylko narzędziem w ręku Boga, karzącym mnie za moje grzechy… Nawet ja, myślała Novinha. Ten Mówca zmusił mnie do zastanawiania się nad sprawami, które ukrywałam przed sobą tygodniami, czasem i miesiącami. Jak dawno temu spędziłam przedpołudnie myśląc o swoich dzieciach? I to z nadzieją? Kiedy ostatnio pozwoliłam sobie myśleć o Pipie i Libie? Jak wiele czasu minęło od dnia, kiedy zauważyłam, że naprawdę wierzę w Boga, przynajmniej w tego mściwego, karzącego Boga Starego Testamentu, który ruchem warg niszczył całe miasta, bo nie oddawały mu czci? Jeśli Chrystus cokolwiek osiągnął, to ja nic o tym nie wiem.