— A kiedy się nie zgadzamy, masz…
Urwała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z własnych słów. Jednak Miro wiedział, co chciała powiedzieć. Miał robić, co mu kazała, póki nie zmieni zdania. Jakby był jej uczniem.
— A myślałem, że pracujemy razem… Odwrócił się i odszedł lasem w stronę Milagre.
— Miro! — krzyknęła. — Miro, ja nie chciałam… Zaczekał, aż go dogoni, po czym chwycił ją za ramię i syknął:
— Nie wrzeszcz! Chyba, że cię nie obchodzi, czy prosiaczki nas słyszą, czy nie. Czy może mistrz Zenador uznał, że teraz mogą już słyszeć wszystko, nawet mistrza strofującego ucznia?
— Nie jestem mistrzem. Ja…
— To prawda, nie jesteś — odwrócił się i ruszył dalej.
— Ale Libo był moim ojcem, więc naturalnie jestem…
— Zenadorem z urodzenia — dokończył. — Prawo krwi, tak? A ja kim jestem z urodzenia? Pijakiem i kretynem bijącym żonę? — ujął ją za ramiona i ścisnął boleśnie. — Czy za kogoś takiego mnie uważasz? Za pomniejszoną kopię mojego paizinho?
— Puść! Odepchnął ją.
— Twój uczeń sądzi, że zachowałaś się dzisiaj głupio. Twój uczeń uważa, że powinnaś zaufać jego sądom o Mówcy i jego ocenie, jak bardzo prosiaczkom na nim zależy, gdyż w obu tych sprawach popełniłaś kretyńskie błędy, które, być może, będą kosztowały życie Człowieka. Było to straszne oskarżenie, ale tego właśnie oboje się lękali: że Człowiek skończy tak, jak Korzeniak, jak inni przez te lata — poćwiartowany, z młodym pędem wyrastającym ze zwłok. Wiedział, że jest niesprawiedliwy, i że będzie miała rację, jeśli się wścieknie. Nie miał prawa jej oskarżać, gdyż żadne z nich wcześniej nie wiedziało, czym ryzykuje Człowiek. Ouanda jednak nie była wściekła. Uspokoiła się wyraźnie, oddychała równo i spoważniała. Miro poszedł za jej przykładem.
— Najważniejsze — stwierdziła Ouanda — to nie tracić głowy. Egzekucje odbywały się zawsze nocą. Jeśli mamy ocalić Człowieka, to musimy ściągnąć tu Mówcę dziś po południu, przed zmrokiem.
— To prawda — Miro kiwnął głową. — Przepraszam.
— Ja też cię przepraszam — powiedziała.
— Ponieważ nie wiemy, co robimy, nikt nie będzie winien, jeśli coś zrobimy niewłaściwie.
— Chciałabym tylko wierzyć, że właściwy wybór jest w ogóle możliwy. Ela siedziała na głazie i moczyła nogi w wodzie, czekając aż przyjdzie Mówca Umarłych. Ogrodzenie wznosiło się ledwie kilka metrów dalej, ponad stalową kratą, nie pozwalającą ludziom przepływać dołem. Tak, jakby ktokolwiek chciał tego spróbować. Większość ludzi w Milagre udawała, że ogrodzenie nie istnieje. Nigdy się do niego nie zbliżali. Dlatego umówiła się właśnie tutaj. Dzień był ciepły i trwały już wakacje. Jednak dzieci nie pływały w Vila Ultima, w miejscu, gdzie ogrodzenie przecinało rzekę, a las zbliżał się do ogrodzenia. Pojawiali się jedynie mydlarze, garncarze i wytwórcy cegieł, ale i ci odchodzili zaraz po skończeniu pracy. Ela mogła powiedzieć, co miała do powiedzenia nie obawiając się, że ktoś usłyszy albo przeszkodzi.
Nie czekała długo. Mówca przypłynął małą łódką, jak farmerzy z drugiego brzegu, którzy nie korzystali z dróg. Skórę na plecach miał szokująco białą; nawet Lusos o cerze tak jasnej, że nazywano ich „loiros”, byli o wiele smaglejsi od niego. Ta bladość sprawiała, że zdawał się mały i słaby. Zauważyła jednak, jak szybko, choć pod prąd, płynie łódź, jak równo zanurzają się wiosła za każdym płynnym pociągnięciem, jak skóra opina jego muskuły. Poczuła ukłucie żalu i zrozumiała, że mimo głębokiej nienawiści jest to żal za ojcem. Do tej chwili nie zdawała sobie sprawy, że cokolwiek w nim kochała. Żałowała jednak siły jego ramion i grzbietu, kropelek potu na skórze, błyszczących oślepiająco w blasku słońca. Nie, pomyślała. Nie płaczę po tobie, Cao. Płaczę, bo nie byłeś bardziej podobny do Mówcy, który jest obcym człowiekiem, a jednak w ciągu trzech dni ofiarował nam więcej dobrego, niż ty przez całe życie; płaczę, bo twoje piękne ciało było przeżarte od środka. Mówca dostrzegł ją i podpłynął do miejsca, gdzie czekała. Brnąc przez trzciny i błoto pomogła mu wyciągnąć łódkę na brzeg.
— Przepraszam, że się przeze mnie zabłociłaś — powiedział. — Ale od kilku tygodni nie używałem mięśni, a woda przyzywała… — Dobrze wiosłujesz — zauważyła.
— Planetę, z której przybyłem, Trondheim, pokrywa głównie lód i woda. Jakaś skała tu czy tam, odrobina żyznej gleby, ale ten, kto nie potrafi wiosłować, jest kaleką bardziej jeszcze niż gdyby nie umiał chodzić.
— Czy tam się urodziłeś?
— Nie. Tam ostatnio Mówiłem — usiadł na gramie, przodem do wody. Usiadła obok.
— Mama jest zła na ciebie. Wargi ułożyły się w półuśmiech.
— Mówiła mi. Bez zastanowienia Ela zaczęła usprawiedliwiać matkę.
— Próbowałeś odczytać jej zbiory.
— Odczytałem jej zbiory. Większość. Wszystkie prócz tych, na których mi najbardziej zależało.
— Wiem. Quim mi powiedział — zauważyła, że odczuwa rodzaj dumy z systemu zabezpieczeń mamy, który okazał się dla niego za trudny. Potem przypomniała sobie, że w tej sprawie nie stoi po stronie matki. Od lat próbowała ją nakłonić, by odblokowała dla niej te pliki. Rozpęd jednak niósł ją dalej; wypowiadała słowa, których nie miała zamiaru wypowiadać. — Olhado siedzi w domu z wyłączonymi oczami i na cały regulator puszcza muzykę. Jest bardzo zły.
— No cóż… uważa, że go zdradziłem.
— A to nieprawda? — nie to chciała powiedzieć.
— Jestem Mówcą Umarłych. Kiedy mówię, mówię tylko prawdę i nie trzymam się z daleka od cudzych tajemnic.
— Wiem. Dlatego wezwałam Mówcę. Dla nikogo nie czujesz szacunku.
— Po co mnie tu sprowadziłaś? — spytał poirytowany.
Wszystko przebiegało całkiem inaczej niż planowała. Rozmawiała z nim, jakby była jego przeciwnikiem, jakby wcale nie czuła wdzięczności za to, co już dla nich uczynił. Rozmawiała jak z wrogiem. Czy Quim opanował mój umysł, że mówię nie to, co myślę?
— Sama zaprosiłaś mnie nad rzekę. Nikt z rodziny nie chce ze mną rozmawiać, aż nagle dostaję wiadomość od ciebie. Chcesz się poskarżyć na to, że ingeruję w sprawy osobiste? Czy powiedzieć, że nikogo nie szanuję?
— Nie — odparła żałośnie. — Miało być całkiem inaczej.
— Nie przyszło ci do głowy, że nie zostałbym Mówcą, gdybym nie czuł szacunku dla innych? Zrozpaczona odpowiedziała bez zastanowienia:
— Chciałabym, żebyś dotarł do wszystkich plików. Żebyś wykrył wszystkie jej sekrety i opublikował je na Stu Światach! Miała łzy w oczach, choć sama nie wiedziała, dlaczego.
— Rozumiem. Tobie także nie pokazała zapisów.
— Sou aprendiz dela, nao sou? E porque choro, diga-me! O senhor tem o jeito.
— Nie mam daru skłaniania ludzi do płaczu, Elu — odpowiedział cicho. Jego głos był jak pieszczota. Nie, mocniej: był jak uścisk dłoni trzymającej jej rękę, uspokajający i dodający sił. — To prawda sprawia, że płaczesz.
— Sou ingrata, sou ma filha…
— Tak, jesteś niewdzięczną i okropną córką — zaśmiał się cicho. — Przez wszystkie lata chaosu i zaniedbania utrzymujesz rodzinę matki w całości, z niewielką tylko pomocą z jej strony, a kiedy zaczynasz karierę w jej zawodzie, nie udziela ci najbardziej istotnej informacji. Zasługujesz na jej miłość i zaufanie, ona zaś odpłaca ci zamykając swoje życie, w domu i w pracy. Wtedy wreszcie mówisz komuś, że masz tego dosyć. Doprawdy, jesteś jedną z najgorszych osób, jakie w życiu spotkałem.