Выбрать главу

To nieprawda. Byłem dość inteligentny, żeby wiedzieć, co posiadam. Ale zbyt głupi, żeby wiedzieć, jak to zatrzymać.

* * *

Jak w przypadku każdej żyjącej pod tym samym dachem pary ustaliły się wkrótce między nami codzienne rytuały.

Tuż po świcie Pat wtaczał się zaspany do mojej sypialni i pytał, czy już pora wstawać. Odpowiadałem, że jest dopiero środek cholernej nocy, a on natychmiast właził do mnie do łóżka i zasypiał w miejscu, w którym spała kiedyś Gina, rzucając tak długo rękoma i nogami w swoich dzikich dziecinnych snach, że w końcu dawałem za wygraną i wstawałem.

Kiedy Pat zwlekał się z łóżka, siedziałem na ogół w kuchni i czytałem gazetę. Słyszałem, jak zakrada się do salonu i natychmiast włącza wideo.

Teraz, kiedy jego wyrzucono z przedszkola, a mnie z pracy, nie musieliśmy się nigdzie spieszyć. Mimo to niezbyt chętnie pozwalałem mu robić wszystko, na co miał ochotę, a on miał ochotę oglądać wideo przez cały boży dzień. Szedłem więc do salonu, wyłączałem telewizor i prowadziłem go do kuchni, gdzie siedział nad miską Coco Pops, aż zwróciłem mu jego wolność.

Kiedy się umyliśmy i ubraliśmy, zabierałem go na rower do parku. Rower był marki Bluebell i nadal miał boczne kółka. Pat i ja dyskutowaliśmy czasami, czy nie czas je zdjąć i zacząć jeździć na dwóch kołach. Wydawało się to jednak krokiem, na który na razie nie mogliśmy się zdecydować. Wiedza o tym, kiedy można będzie zdjąć boczne kółka, to było coś, czym mogła poszczycić się Gina.

Po południu moja matka odbierała zwykle Pata i miałem wtedy okazję zrobić jakieś zakupy, posprzątać dom, pomartwić się chwilę o pieniądze i pochodzić w tę i z powrotem po pokoju, wyobrażając sobie, jak Gina jęczy z rozkoszy w łóżku innego mężczyzny.

Ale rano chodziliśmy do parku.

Rozdział 16

Pat lubił jeździć rowerem wokół otwartego basenu pływackiego na skraju parku.

Niewielki basen był pusty przez cały rok z wyjątkiem kilku tygodni na początku lata, kiedy to rada miejska niechętnie wypełniała go silnie chlorowaną wodą, po której lokalne dzieciaki pachniały, jakby skąpały się w odpadach przemysłowych.

Na długo przed końcem lata wypompowywano wodę i wyławiano z dna zabłąkane wózki z supermarketu. Choć była dopiero połowa sierpnia, przy małym basenie nie było nikogo z wyjątkiem Pata jeżdżącego na swoim bluebellu.

W widoku prawie stale pustego basenu było coś przygnębiającego. Znajdował się w rzadko odwiedzanej części parku, daleko od placu zabaw, gdzie piszczały z radości dzieciaki, i od kafejki, gdzie mamusie i tatusiowie – choć w większości mamusie – sączyli bez końca kolejne filiżanki herbaty.

Ale otaczający basen wąski pas asfaltu był jedynym miejscem, gdzie Pat mógł pedałować bez przeszkód na swoim rowerze, nie klucząc między niedojedzonymi kebabami, zużytymi kondomami i psimi kupami, którymi usiany był cały park. I szczerze mówiąc, było mi dobrze z dala od tych wszystkich mamuś.

Zgadywałem, co sobie myślały, gdy codziennie rano przychodziliśmy do parku.

Gdzie jest matka?

Dlaczego on nie jest w pracy?

Czy to na pewno jego dziecko?

Biorąc pod uwagę, że większość dewiantów na tym świecie to dumni posiadacze penisa, mogłem oczywiście zrozumieć ich troskę. Miałem jednak dosyć poczucia, iż powinienem przepraszać za to, że zabieram syna do parku. Nie chciałem czuć się jak zboczeniec. Pusty basen pływacki w pełni mnie zadowalał.

– Tato! Popatrz na mnie!

Dysząc ciężko, Pat przystanął po drugiej stronie basenu, obok wąskiej trampoliny, która wystawała znad skraju pływalni.

Uśmiechnąłem się do niego z ławki, na której siedziałem, czytając gazetę. Kiedy tylko Pat ujrzał, że na niego patrzę, ruszył dalej. Oczy mu lśniły, włosy fruwały na wietrze, a małe nóżki pedałowały wściekle, kiedy okrążał basen na swoim bluebellu.

– Nie podjeżdżaj za blisko do skraju!

– Dobrze! Nie będę!

Po raz piąty w ciągu ostatnich pięciu minut zacząłem czytać pierwsze zdanie artykułu na temat upadku japońskiej gospodarki.

Ten temat ostatnio bardzo mnie zainteresował. Współczułem Japończykom, ponieważ wyglądało na to, że żyli w ustroju, który się załamał. Czysto ludzkiemu współczuciu towarzyszyło jednak coś w rodzaju ulgi. Z zapartym tchem czytałem o zamykanych bankach, upokorzonych dyrektorach, którzy kłaniali się nisko i płakali na konferencjach prasowych, o tracących pracę cudzoziemcach, którzy jechali na lotnisko Narita, żeby wrócić najbliższym samolotem do domu. Zwłaszcza o tym. Niestety nie mogłem się skoncentrować.

Przed oczyma widziałem tylko Ginę i Richarda, lecz nie widziałem ich zbyt dobrze. Obraz Giny zaczynał się rozmazywać. Nie była już dłużej moją Giną. Nie potrafiłem wyobrazić sobie miejsca, w którym mieszkała, biura, w którym pracowała, małego barku, gdzie jadła codziennie lunch. Nie potrafiłem zobaczyć nic z tych rzeczy. I nie chodziło tylko o to, że trudno mi było wyobrazić sobie jej nowe życie. Nie widziałem już prawie jej twarzy. Ale jeśli obraz Giny był rozmazany, to Richard stanowił jeden wielki znak zapytania.

Czy był ode mnie młodszy? Bogatszy? Lepszy w łóżku? Chętnie pogodziłbym się z myślą, że Gina związała się ze zgrzybiałym starcem na skraju bankructwa. Były to jednak prawdopodobnie tylko moje pobożne życzenia.

Wiedziałem tylko, że jest żonaty. Ale nawet to było podejrzane – co, u licha, miała oznaczać ta półseparacja? Czy wciąż mieszkał ze swoją żoną? Czy była Amerykanką, czy Japonką? Czy dalej ze sobą sypiali? Czy mieli dzieci? Czy miał wobec Giny poważne zamiary, czy tylko ją zwodził? I czy ja osobiście wolałbym, gdyby traktował to jako przelotny flirt, czy jako miłość swojego życia? Co bardziej by mnie zraniło?

– Tato, popatrz!

Widok Pata sprawił, że zastygłem w bezruchu.

Udało mu się ostrożnie wjechać rowerem na trampolinę i podpierając się teraz z obu stron nogami w brudnych tenisówkach, balansował nad położonym dziesięć stóp niżej kostropatym betonowym dnem basenu. Od wielu tygodni nie miał takiej szczęśliwej miny.

– Zostań tam, gdzie stoisz – zawołałem. – Nie ruszaj się. Uśmiech spełzł mu z ust, kiedy zobaczył, jak zrywam się z ławki. Powinienem podejść do niego wolniej. Powinienem udać, że nie stało się nic złego. Ponieważ kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy, spróbował wycofać się z trampoliny. Łatwiej było jednak wjechać, niż wyjechać, i nagle czas zwolnił bieg, kiedy ujrzałem, jak jedno z bocznych kółek bluebella ześlizguje się z trampoliny i kręci przez moment w powietrzu, a potem obute w brudne tenisówki małe stopy Pata szukają podparcia, którego nie mogą odnaleźć, i mój syn spada głową w dół razem z rowerem do pustego basenu.

* * *

Leżał pod trampoliną przygnieciony rowerem. Wokół grzywy żółtych włosów rozszerzała się plama krwi.

Czekałem, że zacznie krzyczeć – tak jak krzyczał przed rokiem, gdy używając naszego łóżka w charakterze batutu, skoczył w bok i rozbił sobie głowę o komodę; tak jak krzyczał rok wcześniej, kiedy przewrócił swój fotelik, próbując się odwrócić, żeby uśmiechnąć się do Giny i do mnie; tak jak krzyczał wielokrotnie, kiedy rozbił sobie głowę, upadł na twarz albo zdarł sobie skórę z kolana.

Chciałem usłyszeć jego krzyk, ponieważ wówczas wiedziałbym, że to tylko kolejne dziecinne zadrapanie. Ale Pat w ogóle się nie odzywał. Poczułem, jak ściska mi się serce.

Miał zamknięte oczy. Blada skrzywiona twarz wyglądała, jakby prześladował go jakiś koszmar. Wokół jego głowy powiększała się ciemna aureola krwi.

– Och, Pat – jęknąłem, ściągając z niego rower i obejmując znacznie mocniej, niż powinienem. – O Boże.