Выбрать главу

Był zatem tutaj i chciał wrócić do domu. Wydawało się to możliwe z dwóch powodów.

Po pierwsze, miał niewiarygodne szczęście, że znalazł się na planecie zamieszkanej przez istoty inteligentne i do tego dysponujące wiedzą oraz technologią, aczkolwiek nie tak zaawansowane w rozwoju jak jego gatunek. Był to traf jeden na tysiąc. Gdyby przybył na planetę nie zamieszkaną, byłby całkowicie bezradny. Jeśliby to był glob mający biosferę, ale bez życia świadomego (jak Ziemia przed milionem lat) mógłby wprawdzie — teoretycznie — skonstruować projektor, ale szansę byłyby nikłe. Wyobraźmy sobie, jakie trudności musiałby pokonać dinozaur, nawet kierowany intelektem, żeby znaleźć i wytopić german, a później zrobić z niego tranzystor.

Po drugie, jeśli zdoła powrócić, w domu czeka go wybaczenie, a nawet honory. Zesłańcy zawsze mają tę szansę. Udaje się jednemu na sto.

Powracający z wygnania otrzymuje wysokie godności, staje się bohaterem, jeśli przybywa z wiadomościami o gatunku lepiej nadającym się na żywiciela niż używany dotychczas.

Na to właśnie liczył Mózg. Zauważył u Tommy’ego przeciwstawny kciuk — unikat na skalę galaktyczną, który bardzo ułatwiał chwytanie i operowanie przedmiotami. Może uda mu się zbudować projektor wystarczająco duży, żeby zabrać ze sobą jednego osobnika na wzór. Gdyby się powiodło, odpadłaby potrzeba wysyłania wyprawy zwiadowczej. Mogliby od razu dokonać najazdu.

Wszystko to było w jego mocy, jeśli, działając powoli i ostrożnie, uniknie poważniejszych błędów. Wiedział teraz, że jeden już popełnił: zmniejszył wartość obecnego żywiciela, każąc mu działać wbrew ludzkim obyczajom i w ten sposób przyciągając uwagę innych przedstawicieli jego gatunku. Przez pewien czas młody Hoffman stanie się obiektem zainteresowania i podejrzeń, co w rezultacie zmniejszy jego użyteczność. Ludzie zaczną go obserwować, żeby stwierdzić, czy nie robi jeszcze czegoś, co odbiega od normalnych zachowań.

Gdyby poświęcił kilka minut na przestudiowanie myśli Tommy’ego, postąpiłby inaczej. Kazałby chłopcu przenieść się do tymczasowej kryjówki (na przykład w wysoką trawę), ale nie do jaskini. Potem młody człowiek wróciłby, położył się obok dziewczyny i udawał, że śpi. Mózg miałby wtedy czas na zebranie wiadomości o obojgu, o ludzkich działaniach i emocjach, sprawiając przy tym wrażenie, że chłopiec jest zupełnie normalny. Mógłby nawet — po jej obudzeniu — odbyć z Charlotte „następną rundę” (użył eufemizmu ukutego przez Tommy’ego), z której, rzecz jasna, nie czerpałby rozkoszy. Nie czuł bólu, gdy zabijał żywiciela, ale też nie dzielił z nim żadnych przyjemnych doznań. Miałby z dziewczyną stosunek tylko dlatego, że byłoby to zachowanie naturalne dla Tommy’ego.

Potem, tak jak zamierzali, młodzi ubraliby się i wrócili do domu. Mógł kontrolować żywiciela na dowolną odległość. Rankiem więc Tommy wróciłby sam i ukrył go w jaskini, po czym poszedłby do domu, nie budząc niczyich podejrzeń.

Tak powinien był postąpić. Ale teraz było już za późno. Musi wystarczyć plan zastępczy, oparty na pojęciu amnezji, które znalazł w mózgu żywiciela.

Tommy zostanie przed jaskinią na noc. Wczesnym rankiem wróci na polankę, ubierze się (dziewczyna chyba zostawiła rzeczy, jeśli była mocno zdenerwowana) i pójdzie do domu. Opowie prostą historyjkę: zmęczyli się, położyli, żeby odpocząć. Zasnął, a kiedy się obudził o zmierzchu, był w innym miejscu. Nie wiedział, jak się tam znalazł. Nie mógłby zajść tak daleko we śnie, zresztą nie był lunatykiem. Musiał być jakiś powód, że się przemieścił, ale nie pamięta jaki. A zatem — amnezja. Porozmawiałby ze dwa razy z doktorem i nic by z tego nie wynikło. Od tej pory Tommy zachowywałby się normalnie, przynajmniej w obecności innych, tak długo, dopóki byłby użyteczny jako żywiciel. Potem popełniłby samobójstwo albo — gdyby się udało — zaaranżowałby własną śmierć tak, żeby wyglądała na przypadkową.

Oprócz prostoty i spójności historyjka Tommy’ego miałaby jeszcze jedną zaletę: nie byłaby sprzeczna z opowieścią dziewczyny. Mała była dosyć wystraszona, żeby opowiedzieć rodzinie całą prawdę: że poszli spać nago i że uciekł w tym stanie. Ale mogła też zataić część prawdy. Jeśli oboje nie wspomnieliby o ubraniach, ich wersje by się zgadzały. W przeciwnym razie przyznałby z zakłopotaniem, że owszem, był nagi, gdy szedł spać i kiedy się obudził. Wcześniejsze opuszczenie tej części historii byłoby całkowicie zrozumiałe dla każdego.

Tok myśli został nagle przerwany. Oczami Tommy’ego, zerkającymi przez zasłonę z krzaków, zobaczył dwa kołyszące się światła latarń. Uszami chłopca usłyszał pełne podniecenia ujadanie myśliwskiego psa na tropie. Rozpoznał głos Bucka.

Błyskawicznie zrozumiał, co się stało. Ojciec bardziej się przejmował, niż Tommy mógł się spodziewać. Prawdopodobnie Charlotte powiedziała cała prawdę. Zniknięcie chłopca bez odzienia musiało być znacznie bardziej niepokojące, niż gdyby odszedł ubrany. Tommy myślał (albo raczej myślałby, gdyby mógł się posłużyć własnym mózgiem), że przyjdą szukać go dopiero jutro, a nie teraz, po zapadnięciu zmroku. Poza tym nie wziął pod uwagę Bucka.

Zbliżali się: dwóch mężczyzn i pies. Jednym z nich był prawdopodobnie ojciec Tommy’ego, drugim — ojciec Charlotte. Pies doprowadzi ich prosto do jaskini! Musiał ich jakoś odciąć. Nie mógł dopuścić do ujawnienia kryjówki. Byli już o niecałe sto jardów. Pies prowadził ich prosto śladem Tommy’ego.

Chłopiec (a raczej jego ciało) wyskoczył zza krzaków i pobiegł w kierunku latarni. Biegł, aż się znalazł w kręgu światła. Wtedy się zatrzymał. Buck poszczekiwał radośnie i ciągnął smycz, żeby do niego podbiec. Gus Hoffman krzyknął:

— Tommy, co, u diabła…

Za blisko jaskini. Odwrócił się i znowu zaczął biec. Słyszał, jak ruszyli za nim, ciągle wołając:

— Tommy, Tommy, stój!

Słyszał, jak Garner powiedział:

— Spuść psa ze smyczy. Buck go dogoni. I jak ojciec odrzekł:

— Akurat, pobiegnie za nim i zgubimy obu.

Nie mógł biec prosto. Musiał się trzymać prześwitów między drzewami, gdzie było jaśniej w blasku księżyca. Od czasu do czasu, gdy mieli go w zasięgu wzroku, goniący przedzierali się na skróty, wykorzystując światło latarni. Tommy był znacznie szybszy i wkrótce tak się od nich oddalił, że stracili go z oczu. Zaraz Buck znów spróbuje złapać wiatr i podążać jego tropem. To spowolni pościg.

Mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Łapał oddech. Potem ruszył truchtem. Robił duże koło i wracał do punktu startu.

Ponownie zauważył sztuczny obiekt, ale teraz już wiedział, że to scyzoryk.

Miejsce było ocienione i porośnięte gęstą trawą. Wzrok Tommy’ego na niewiele się zdawał. Musiał szukać po omacku rękami. Było to dziwne uczucie, ale wiedział dokładnie, gdzie jest przedmiot, którego szuka, i w końcu palce chłopca zacisnęły się na nim.

Złamał paznokieć Tommy’ego, próbując otworzyć zardzewiałe ostrze. Wreszcie udało mu się innym paznokciem.

Bez wahania chłopiec przeciął sobie nadgarstek, przyłożył scyzoryk do drugiej ręki i przeciął następny. Nacięcia były głębokie, prawie do kości. Krew tryskała strumieniem. Nie położył się, ale w ciągu minuty upływ krwi zamroczył go. Upadł ciężko.

Był martwy, zanim dwaj mężczyźni z psem zdążyli do niego podbiec.

Mózg znalazł się z powrotem w swoim własnym ciele, bezpiecznie zagrzebanym pod dziewięciocalową warstwą piasku na dnie jaskini.

ROZDZIAŁ 5

Tobyła zła noc dla Gusa Hoffmana. Czuwał przy ciele, podczas gdy Jed Garner poszedł po pomoc. Czekając ubrał zwłoki Tommy’ego w rzeczy, które wziął ze sobą Garner. Nie miał zamiaru okłamywać szeryfa co do stanu, w jakim znaleźli chłopaka. Po prostu uważał, że byłoby nieprzyzwoicie, gdyby ciało leżało nagie.