Zebrani w milczeniu podziwiali jego rozsądek. Za czymś takim musi się kryć długie doświadczenie.
Deszcz dawał na siebie czekać, wiedzieli jednak, że wkrótce nadejdzie.
Znajdowali się w okolicy gęsto pokrytej sterczącymi w górę skałami.
– Muszę się trochę przejść – oznajmiła Miranda pośpiesznie.
– Znowu? – jęknęła Indra. – Dlaczego piłaś rano tyle herbaty?
Ellen wtrąciła spokojnie:
– Wiesz, Mirando, znam bardzo dobry sposób, który stosuję podczas takich długich wypraw jak ta. Pij na śniadanie tylko czysty sok pomarańczowy. Mam oczywiście na myśli nie koncentrat, który należy rozpuścić w dwudziestu litrach wody, lecz naturalny, świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy, może zawierać również kawałki owoców. Jedz, co chcesz, ale nie pij ani kropli niczego innego, ani herbaty, ani kawy, ani mleka czy wody! Wtedy długo dasz sobie radę.
– Dziękuję – uśmiechnęła się Miranda. – Zapamiętam to.
Addi zatrzymał się i wszyscy wysiedli. Jechali już od dłuższego czasu i przyjemnie było rozprostować nogi Zniknęli wśród skał, każdy w innym kierunku.
Indra i Miranda poszły razem. Indra spoglądała na chmury.
– Nie zabrałam mojego płaszcza przeciwdeszczowego, chyba głupio zrobiłam. Oj, widzę tu ślady jeepa! Zupełnie świeże.
– Deszcz nie spadnie tak zaraz – pocieszyła ją Miranda. – Zresztą nie było jeszcze okazji, by użyć naszych rzeczy przeciwdeszczowych, Bogu dzięki.
Każda z sióstr wybrała swoją skałę i ukryła się za nią. Później spotkały się ponownie, przystanęły i z lękiem rozglądały wokół.
– Oj, chyba odeszłyśmy za daleko od drogi – zaniepokoiła się Indra.
– Pomyśl, co by to było, gdybyśmy zaczęły krążyć pomiędzy skałami?
– Nie ma takiego niebezpieczeństwa – uśmiechnęła się Miranda. – Po prostu pójdziemy z powrotem po naszych śladach.
– Jesteś genialna – zachichotała Indra. – Może jednak najpierw wejdziemy na to wzniesienie za nami i rozejrzymy się po okolicy.
– Oczywiście!
Ruszyły ku wielkim kamiennym blokom, dyskutując o tym, czy owe skały to bazalt, czy porfir, a może inna skała wulkaniczna, i okrążyły wielki głaz.
Za skałą stało dwóch mężczyzn, jeden ciemnowłosy, a drugi wysoki blondyn, gotowi rzucić się na dziewczyny.
Siostry zawróciły w miejscu i rzuciły się do ucieczki, gubiąc własne ślady i poczucie kierunku, lecz uciekały w śmiertelnym strachu, a prześladowcy gnali za nimi.
12
Dlaczego biegniemy? zastanawiała się Miranda, choć bardzo dobrze znała odpowiedź. Ci dwaj to nie żadni wielbiciele jeżdżący za Indrą dookoła Islandii W ich oczach można było raczej wyczytać nienawiść i pragnienie mordu.
Ale, na Boga, dlaczego? Czego oni chcą od obu sióstr, a już zwłaszcza od Indry?
Nie miała czasu zastanawiać się nad tym dłużej. Teraz chodziło o to, by jak najszybciej wydostać się stąd na drogę.
Ale gdzie jest droga?
Nie było widać żadnych śladów stóp w sypkim podłożu, wszystkie skały wyglądały tak samo, niebo, deszczowe chmury, dokąd biec? Czy ciemne chmury nadchodziły z południa od strony Kverkfjöll? Miranda nie widziała przed sobą nic, tylko kawałek szarego nieba w górze, skały tkwiły tutaj bardzo gęsto w ziemi.
Jeden z mężczyzn o mało nie zdołał złapać Indry. Miranda szarpnęła siostrę ku sobie, pociągnęła ją tak mocno, że tamta omal się nie przewróciła.
– Stójcie, bo jak nie, to będę strzelał! – zawołał jeden z mężczyzn, ściślej mówiąc zawołał tak, jak w amerykańskim serialu kryminalnym: „Freeze!” Miranda o mało nie wybuchnęła śmiechem, takie to było tanie i głupie.
Sytuacja jednak nie nastrajała do śmiechu. Ona sama z pewnością dałaby sobie jeszcze przez jakiś czas radę, lecz Indra była śmiertelnie zmęczona, ze świstem wciągała powietrze i z trudem stawiała nogi.
Miranda nie pamiętała, czy zdążyły zawołać pomocy, czy nie, teraz było już na to za późno, bowiem w płucach miały za mało powietrza. Z jakąś wściekłą determinacją zdołała przyśpieszyć tak, że obaj mężczyźni zostali spory kawałek za nimi. Indra jednak chwiała się na nogach, nie uciekną więc daleko.
I nagle obu ukazał się cudowny widok. Spomiędzy skał wyłonił się superjeep. Addi otworzył drzwi.
– Do środka! Szybko.
Miranda najpierw wepchnęła Indrę. Addi wciągnął ją jedną ręką, po czym Miranda rzuciła się za nią. Jeep sunął dalej z wciąż otwartymi drzwiami, zrobił duże okrążenie i wyjechał na drogę. Teraz drzwi zamknęły się z trzaskiem.
Reszta pasażerów stała w oddali Niektórzy byli już gotowi biec między kamienne bloki i szukać dziewcząt, ale zobaczyli zbliżający się samochód.
– Dzięki – wykrztusiła Miranda do Addiego. – Skąd mogłeś wiedzieć…?
– Widziałem ślady jeepa – wyjaśnił. – I słyszałem krzyk.
– Aha, więc jednak jesteśmy dość inteligentne – westchnęła Miranda.
– Owszem, a poza tym rozmawiałem dziś rano z ludźmi na Herdhubreidharlindhir. Powiedzieli mi, że w nocy przyjechało jeepem dwóch mężczyzn, którzy wypytywali, dokąd podróżujemy. Powiedziano im, że prawdopodobnie kierujemy się w okolicę Askji.
– Słyszałam ich. Ale że znajdą się akurat tutaj? Tu, gdzie się zatrzymaliśmy.
– Zatrzymujemy się niemal co minuta. Prawdopodobnie widzieli nas z góry. A że przypadkiem zrobiliśmy sobie przerwę akurat w tym miejscu, tego nie mogli się spodziewać. Mieli szczęście, po prostu zdobycz sama wpadła im w ręce.
– Zdobycz, owszem. Dlaczego oni chcieli nas złapać?
– Nie mam pojęcia. Gdyby mieli czyste intencje, przyszliby i powiedzieli wprost, o co im chodzi. Tak jednak nie zrobili.
Wszyscy pasażerowie wsiedli do samochodu i kiedy ruszyli dalej, zaczęła się ożywiona dyskusja
– Czy oni naprawdę mieli broń palną? – zapytał Nataniel z niedowierzaniem.
– Tego nie wiemy – odparła Miranda – Oni po prostu wołali „Freeze!”, ale robili to tak, że o mało nie wybuchnęłam śmiechem.
– Miranda uratowała mi życie – rzekła Indra cicho. – W ogóle nie mam kondycji fizycznej. Już nigdy więcej nie będę się wylegiwać w łóżku.
– No, no, nie obiecuj zbyt wiele – rzekł Nataniel z dobrodusznym uśmiechem. – Nie możesz utracić swego stylu, a zresztą przecież nie każdego dnia człowiek jest narażony na takie niebezpieczeństwa
– Zastanawiam się, czy to ma coś wspólnego z Dolgiem – rzekł Móri zmartwiony.
– Trudno powiedzieć – odparł Gabriel. – Niczego nie rozumiem.
Nikt z obecnych chyba niczego nie rozumiał. Po trwającej niemal wieczność jeździe u podnóża góry, gdzie nie było żadnej roślinności, ani wysoko na skałach, ani na ziemi, okrążyli ją nareszcie i wtedy zobaczyli wznoszący się na linii horyzontu ogromny masyw.
– Askja – rzucił Addi lakonicznie.
– Uff! – jęknęła Ellen. – Jaka wielka!
– Krater zajmuje całe pięćdziesiąt kilometrów kwadratowych – informował Addi. – To jest tak zwana kaldera, czyli ogromne wgłębienie, które powstało w wyniku osunięcia się skał po eksplozji. Wielkie jezioro, o którym mówiłem, powstało po wybuchu w tysiąc osiemset siedemdziesiątym piątym roku. Wtedy niebo było całkiem czarne od popiołu i pumeksu. Popiół opadał nawet nad Sztokholmem. Tu na Islandii była to straszna katastrofa.
– Pięćdziesiąt kilometrów kwadratowych – powtórzył Gabriel – Nie bagatela. Łatwiej teraz zrozumieć, że wybuch musiał mieć katastrofalne konsekwencje. Czy to ostatni wybuch tego wulkanu?
– Nie, mieliśmy jeszcze jeden w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym pierwszym, ale już nie taki gwałtowny.