Выбрать главу

Ale w jaki sposób Bodil nawiązała z nimi kontakt? W Oslo oczywiście, poza tym ów Holender jest dość przystojny. I nic dziwnego, że nagle Bodil miała mnóstwo pieniędzy, choć nie dostała ich od ojca.

Ale jak dwudziestoletnia dziewczyna może być taka głupia? Myślała z pewnością, że jeśli celnicy znajdą towar, to cała wina spadnie na Indrę. Ale plan zawalił się w Keflavik. Uczucie złośliwej satysfakcji ogarnęło Mirandę, gdy uświadomiła sobie, że Bodil musiała dostać ostrą reprymendę od obu handlarzy za to, że tak gruntownie pomieszała im szyki. I że musieli wyprawiać się na pustkowia w poszukiwaniu swojego skarbu.

Ale dobrze im tak. Wszystkim trojgu. Nie przepuścili żadnej okazji, przecież ktoś wypytywał Addiego o plan podróży. Jakiś kolega. Z pewnością jednak kryli się za tym przemytnicy.

Rozpadlina okazała się niewiarygodnie głęboka i długa. Wkrótce znajdą się z pewnością w samym sercu Askji. Miranda była zafascynowana strumykami, płynącymi tuż pod warstwą lawy, rozchodzącymi się na boki od ciasnych korytarzy. Szła na samym końcu, ale jej to nie przeszkadzało, lubiła tak wędrować w milczeniu, pogrążona w marzeniach. Móri i Marco szli naturalnie na przedzie. Marco po to, by szukać śladów Dolga, Móri zaś myślał jedynie o poszukiwaniu syna. Jednej rzeczy Marco jednak Móriemu nie powiedział: że w rozpadlinie nie wyczuwa już śladów młodego czarnoksiężnika…

Nareszcie dotarli do dna. Z wysoka, ze zbocza góry raz po raz wypływała kaskada wody. Tutaj, jak wszędzie dokoła, lawa zastygła w niezwykłych formacjach, które przy odrobinie fantazji można by uznać za smoki.

Nagle wszyscy przystanęli. Trzeba było mówić głośno, by zagłuszyć szum wody. Masa zlodowaciałego śniegu utworzyła ponad strumieniem wysoki łuk, dałoby się tam pójść, gdyby ktoś chciał.

Móri poszedł. Chciał się dowiedzieć jak najwięcej o losie Dolga. Wciąż wierzył w tę niemożliwą teorię, że jego syn szukał w Drekagil Wrót.

Móri zaufał Marcowi. Jeśli ktoś może znaleźć rozwiązanie tej sprawy, to z pewnością on.

Szukali długo. Każdy milimetr dna i skalne ściany rozpadliny zostały dokładnie zbadane. Marco doniósł już Móriemu i pozostałym, że Dolg nie wyszedł stąd ową długą drogą pomiędzy skalnymi ścianami. To wzmocniło teorię Móriego, że Dolg przekroczył Wrota.

Pech polegał jednak na tym, że tutaj nie było żadnych Wrót. Ani najmniejszego śladu czegoś podobnego.

W milczeniu spoglądali na ściany, które wznosiły się nad nimi niemal do nieba. Nie istniała żadna możliwość, by ktoś mógł się na nie wspiąć.

Czy mógł tutaj umrzeć? Nie znaleźli przecież żadnych szczątków człowieka i Móri odrzucił ten pomysł kategorycznie.

– Dolg, podobnie jak ja, jest nieśmiertelny. Nie mógł tutaj umrzeć, on musi znajdować się w jakimś innym miejscu. Tylko jak w takim razie stąd wyszedł?

Przez głowę Mirandy przemknęła groteskowa myśl o helikopterze. Ale w XVIII wieku? I jaki by to musiał być helikopter? Taki nie istnieje, niezależnie od wszystkiego.

– Nie wiem – zaczęła z wahaniem. – Mam pewien pomysł…

Wszyscy spojrzeli na nią. Każdy pomysł zostanie przyjęty z wdzięcznością, nawet gdyby wydawał się szalony.

– Pomyślałam sobie – rzekła niepewna i zmieszana tym, że cała uwaga skupia się na niej. – Pomyślałam, że może moglibyśmy zrobić tak jak kiedyś na mokradłach. Ująć się za ręce i skoncentrować. Może udałoby się nam wywołać jakiś obraz?

Wielu zebranych z radością przyjęło propozycję, Zwłaszcza zaś ci, którzy byli na mokradłach. Móri, Marco i Nataniel. Reszcie trzeba było wytłumaczyć, o co chodzi.

Indra i Gabriel cofnęli się o parę kroków.

– My nie posiadamy takich zdolności – westchnął Gabriel.

– Oczywiście, że macie! – zawołał Marco. – Jeśli tylko nie będziecie przeciwdziałać, możecie się okazać bardzo przydatni.

Oboje uradowali się z okazanego im zaufania, Indra mocno ujęła rękę Marca, a drugą podała ojcu.

Myśli Mirandy płynęły swobodnie. Dziwne, ale obie z Indra wcale nie patrzyły na Marca jako na ewentualnego ukochanego, nie mówiąc już o kochanku. Bodil tak właśnie postąpiła. Ale głównie dlatego, że chciała go pokazać swoim przyjaciółkom, chwalić się nim. Indra i Miranda natomiast widziały w nim sympatycznego towarzysza. Myśli o miłości, a zwłaszcza o erotyce, odsuwały od siebie, chociaż on jest naprawdę fascynujący. A może właśnie dlatego?

Czy to Marco sam chroni je przed takimi marzeniami? A może to całkiem po prostu sprawy, które go nie dotyczą? Jest przecież obcym przybyszem do ich świata. Jakkolwiek było, Marco cieszył się niezłomną lojalnością obu sióstr. Poczuła ciepło w sercu na myśl o tym.

Przestraszona otrząsnęła się. Tylko na nią czekali z rozpoczęciem seansu. Chcieli zobaczyć, jaka scena rozegrała się tu przed dwustu pięćdziesięcioma laty.

Miranda i trzej panowie mieli już za sobą doświadczenie. Ellen, Gabriel i Indra czekali na instrukcje.

Marco zauważył:

– Jest nas teraz znaczne więcej niż poprzednio i mamy ze sobą Ellen, obdarzoną zdolnościami Ludzi Lodu. To nas wzmocni. A wy, Indro i Gabrielu… wyobraźcie sobie, że jesteście tutaj wraz z Dolgiem! Albo postarajcie się zobaczyć, jak wyglądał, może zresztą uda się wam odczuwać to samo, co on wtedy czuł. Najważniejsze, by nie przerywać koncentracji.

Rozpoczęli seans. Nie było na czym usiąść, wszystko wokół takie nieprzyjemne, zimne, przesycone lodem i śniegiem oraz wodą! Stali w kręgu z zamkniętymi oczyma, krople deszczu spływały im z włosów i toczyły się po twarzach. Miranda czuła w dłoniach ręce Móriego i Nataniela, powoli skupiała się.

Przez chwilę słychać było jedynie plusk wody i deszcz zacinający o skalne ściany. Móri rozpaczliwie starał się pokonać uczucie rozczarowania z powodu, że ślady syna rozpłynęły się w nicość. Był jednak tak przygnębiony, że miał trudności z koncentracją. Ręka Mirandy w jego dłoni zdawała się przemarznięta do szpiku kości, to skierowało jego myśli do jedynej córki, Taran, której nie widział od chwili, gdy rodzina zniknęła po tamtej stronie Wrót, zostawiając jego i Dolga na tym zimnym, pustym świecie. Tęsknił za radosnym, beztroskim śmiechem Taran…

– Ktoś przerywa więź – szepnął Marco.

– To ja. Wybaczcie mi – rzekł z pośpiechem Móri. – Zacznę od początku.

Tym razem poszło łatwiej. Reprymenda, jak widać, podziałała. Cała uwaga Móriego skupiała się na Dolgu i ostatnich chwilach, które przeżył właśnie tutaj, u końca drogi.

Jak cicho, jak cicho. Woda spływała z pluskiem, krople piany rozpryskiwały się i spadały na nich, ale nie miało to znaczenia, bo przecież i tak nieustannie siąpił deszcz.

Czas mijał i nagle usłyszeli głos Nataniela:

– Widzę konia.

– Ja też – dodał Marco.

Wszyscy pomyśleli to samo: To przecież szaleństwo! Żaden koń by tu nie wszedł, w ogóle żadne zwierzę nie pokonałoby otoczenia Askji.

Znowu cisza. Miranda bardzo wyraźnie odczuwała, że otaczające ją ściany przybliżają się, odczuwała też chłód i ten nieustanny deszcz…