Kolejny głos. Tym razem Ellen.
– Ważki?
– Ty też je widzisz? – zdumiała się Indra i otworzyła oczy.
Łańcuch został przerwany, musieli zaczynać od nowa.
To się nie uda, myślała Miranda. Zajmuję się nie tym, co trzeba.
Powinnam koncentrować się na Dolgu. Widzieć wszystko jego oczyma, po prostu być nim!
– Ważki? To niemożliwe – oponował Móri. – Tutaj nie ma tego rodzaju owadów.
– Ale ja je widzę – upierała się Ellen. – Zwyczajne i… Takie kolosalne.
– Wiem. Mnie się one również ukazują. Ale to nie może być prawda.
– Nie gadajcie tyle! – syknęła Indra, która teraz całą duszą angażowała się w poszukiwania. Bo także miała przeżycia! Takie same jak Ellen i Móri, jest jedną z nich!
– Indra ma rację – poparł ją Nataniel. – Musimy mówić, co dostrzegamy, ale powinniśmy czynić to nad wyraz dyskretnie, bez zbędnych rozmów.
Umilkli. Miranda powoli wkraczała znowu w cudowny trans. Patrzeć oczyma Dolga… Poczuć się na jego miejscu. A jeśli posunę się jeszcze dalej? Wcielę się w Dolga? Jeśli nie będę myślała jak on, lecz stanę się nim?
Miranda wybrała inną metodę niż poprzednio i teraz zadziałało! Coś jakby w nią wstąpiło, poczuła, że wypełniają ją myśli kogoś innego…
Co to? Jakiś… żal?
Nagle ów żal ogarnął ją tak gwałtownie, że aż krzyknęła boleśnie.
– Co się stało, Miranda?
– Samotność! Rozpacz. Zawód. Bezdenny żal i rozczarowanie tym, co zrobili źli ludzie, którym zaufałam, książęta… Anioł Śmierci. O, nie! To zbyt trudne!
– Brawo, Miranda! – zawołał Móri. – Podążaj tą drogą! Staraj się przeżyć jak najwięcej!
– Nie, ja…
– Owszem, dasz radę!
Przytaknęła skinieniem, nie otwierając oczu. Wrażenia napływały do niej, przenikały ją. Płakała cicho.
Marco przerwał krąg, stanął za nią i położył jej ręce na ramionach. Tym sposobem miała obok siebie takie silne media, jak Marco, Móri i Nataniel. Reszta zamknęła swój krąg i kontynuowała seans.
– Ważki, znowu są – upierała się Ellen, a Indra jej wtórowała. – Albo nie wiem… Niektóre są takie wielkie.
Miranda już tego nie słyszała. Kiedy Marco do niej podszedł, coś się z nią stało. Atmosfera zrobiła się niemal nieznośnie gęsta, kręciło jej się w głowie, jakby rozpadlina i skały wirowały wokół. Domyślała się, że zdaniem Marca i Móriego jest na właściwym tropie, więc starają się wzmacniać jej przeżycia.
Powietrze drgało z napięcia oraz z powodu tych skoncentrowanych wpływów, miała wrażenie, że ziemia się pod nią ugina.
Jakaś ostra wizja przemknęła przez mózg dziewczyny.
– Mały kwiatek? Cały gąszcz kwiatów na skalnej ścianie. Potem znowu tylko jeden jedyny. Jest jesień, inne kwiaty powiędły, czuję więź z tym samotnym.
Umilkła. Towarzysze milczeli również, miała wrażenie, że na nią patrzą, ale stwierdzić tego nie mogła.
– Masz rację – rzekł Marco, wciąż stojąc za jej plecami. – Kwiat coś oznacza. To symbol siły woli. Iskra życia.
– Dzięki ci, dobry Boże – wyszeptał Móri. Miranda drgnęła.
– Ktoś mnie wzywa. Albo… Jakieś cudowne, piękne imię.
– Nie – westchnął Nataniel zrezygnowany. – To niewłaściwy trop.
– Ależ tak. Cieniutki głos woła: „Lanjelin”. Widzę je. To ważki! Nie! Absolutnie nie, o Boże!
– Nie, nie, my się mylimy! – zawołał Móri i przerwał łańcuch. – Obudźcie się, wszyscy, Miranda znalazła rozwiązanie, prowadziliście nas właściwą drogą, tylko sami tego nie pojmowaliśmy! To nie są ważki, to elfy! O mój Boże, jak mogłem być takim głupcem?
Miranda odetchnęła ze świstem, kiedy Marco zdjął ręce z jej ramion. Mogła znowu być sobą.
– Otrzymałam odpowiedź – oznajmiła z dumą. – Dolg odebrał moje wezwanie. Dolg żyje, Móri!
Czarnoksiężnik ujął jej dłonie i serdecznie ściskał. W oczach miał łzy.
– Ale mówiłeś, że elfy opuściły Ziemię, że one również przeszły przez Wrota – zapytał Gabriel, rozcierając przemarznięte ręce.
– Owszem, ale nie wszystkie elfy świata, widziałem tylko gromadkę zmierzającą do Wrót. Nie dostrzegłem na przykład ani króla, ani królowej elfów z Islandii, nie zauważyłem też Starca, pierwotnej siły Islandii. Słyszeliście jednak Mirandę. Ona na moment stała się Dolgiem. Elfy zawsze nazywały go Lanjelin, używały tego imienia, chociaż otrzymał je na chrzcie od swojej babki. Dziękuję ci, Mirando, dziękuję wszystkim, również tym, którzy widzieli konia. Bo to też prawda. Sposób poruszania się elfów, wiecie przecież! To one musiały wynieść stąd Dolga, stosując ten właśnie sposób.
– Wynieść go stąd? – zdziwił się Nataniel. – Owszem, to by wyjaśniło jego nagłe zniknięcie z Drekagil. Tylko dokąd?
Móri westchnął.
– Moim zdaniem istnieje tylko jedno takie miejsce. To Gjáin, piękna dolina elfów.
13
W końcu przemoczeni i dygoczący z zimna wyszli z Drekagil.
– Och, jak dobrze będzie teraz wsiąść do samochodu i włożyć na siebie suche i ciepłe ubranie – rozmarzyła się Indra.
– Powinniśmy też coś zjeść – dodał Nataniel. – Minęło sporo czasu od ostatniego posiłku.
Właściwie nie mieli nic w ustach od śniadania, nawet o tym nie myśleli. Na zewnątrz jednak nie dostrzegli żadnego samochodu, żadnego wytęsknionego jeepa ani Addiego.
– O Boże, a jeśli te dranie go uprowadziły? – jęknęła Ellen.
W tym samym momencie odetchnęli z ulgą. Niezwykły jeep wytoczył się na drogę w najwyższych regionach Askji. Rzucili się na wyścigi, żeby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym wnętrzu pojazdu.
– Już się baliśmy, że uciekłeś od nas – zażartował Gabriel, gdy znaleźli się na swoich miejscach.
– Przecież powiedziałem, że będę trzymał straż w ukryciu – odparł Addi spokojnie. – Ale nikogo tu nie było. No i jak poszło?
– Znakomicie – poinformował Móri. – Teraz jedziemy do Gjáin.
– Gjáin? No to niezły kawałek. A nie powinniśmy przedtem czegoś zjeść? Najpierw wrócimy tam, gdzie do tej pory stałem, skąd widać wszystko, co się porusza w promieniu wielu kilometrów, ale nas nikt nie zobaczy.
W jakiś czas później ruszyli znowu w drogę. Rozgrzani, w suchych ubraniach i najedzeni.
Addi przeczesał palcami swoje kręcone, szpakowate włosy.
– Wyszło trochę głupio – powiedział. – Powinniśmy pojechać na lewo. Przez Gäsavatnaleid. Na południe od Askji i dalej na Sprengisandur, jeśli mamy dotrzeć do Gjáin. Ale po pierwsze, nie przepadam za tamtą drogą. Okropnie się na niej niszczą samochody i trzeba jechać niemal cały dzień, a po drugie, obiecałem policji, że spotkamy się z nimi około Herdhubreidharlindhir, oddamy im narkotyki a wy złożycie dodatkowe wyjaśnienia. To zaś oznacza, że musimy zawrócić i jechać po własnych śladach.
– No to jedziemy – zdecydował Móri – W końcu przecież nam się nie śpieszy. A podróż tędy była bardzo przyjemna.
– Wprawdzie ciekawiej jest poruszać się po nowych drogach, ale my przecież nie podróżujemy dla pięknych widoków – przyznała Indra. – A poza tym można się zdrzemnąć w samochodzie.
Tak też zrobili.
Nie dotarli jednak do Herdhubreidharlindhir. Wielkie, otwarte pola lawowe sforsowali bez trudu, kiedy jednak znaleźli się w ciasnym przejściu między skałami, na drodze z głębokimi koleinami i wysokimi krawędziami, zostali zatrzymani.
W poprzek drogi stał jeep, obok zaś czekali na nich dwaj uzbrojeni po zęby mężczyźni.
W eleganckim hotelu w Reykjaviku Bodil próbowała zabijać czas, flirtując z bogatymi, wytwornymi turystami i zmieniając co godzina swoje piękne, zgodne z najnowszą modą ubrania.