Выбрать главу

Teraz wszystko minęło. Co się stało?

– Jak wiecie, Tiili przeniosła się ze mną do Czarnych Sal. Była strasznie samotna i nieszczęśliwa, więc nie miałem sumienia wyjawić jej prawdy: że ją bardzo lubię, odczuwam dla niej współczucie, ale nic poza tym. Na szczęście zaraz po przybyciu do Czarnych Sal ona sama uświadomiła sobie, że jej uczucie do mnie to jedynie uwielbienie dla bohatera. Wkrótce potem zakochała się ponownie, tym razem głęboko i szczerze, rozstaliśmy się więc jako przyjaciele.

– W… kim? – chciała wiedzieć Ellen. Znowu typowo kobiece pytanie. – W kimś, kogo znamy?

Marco uśmiechnął się, a wyglądał wtedy bardzo pociągająco.

– W moim bracie, Ulvarze. Na szczęście tym razem z wzajemnością i wszystko ułożyło się dobrze.

Ulvar, zły bliźniaczy brat Marca, który pod koniec strasznej walki stał się dobrym człowiekiem. On, jeden z najwierniejszych współpracowników Tengela Złego, odwrócił się do niego plecami i został księciem Czarnych Sal, zgodnie z tym, co zostało postanowione przy jego urodzeniu.

– A czy ty nie mógłbyś sobie znaleźć jakiegoś kobiecego czarnego anioła? – drążyła Ellen.

– Na to mam w sobie zbyt dużo człowieczej krwi.

Przez chwilę panowała cisza.

– A więc wciąż jesteś wolny? – upewnił się Nataniel.

– Jeśli tak to można nazwać. Miałeś rację, Natanielu, wróciłem na Ziemię, ponieważ w znacznej mierze należę do ziemskiego świata. Ale, uff, byłem strasznie samotny na tym zimnym świecie! Szukałem cię ze względu na naszą dawną przyjaźń, wszyscy jednak się poprzeprowadzaliście. Kiedy wezwałeś mnie dzisiejszej nocy, poczułem się bardzo szczęśliwy. No i widzieć was wszystkich tutaj dzisiaj… to zupełnie fantastyczne!

– Nie, zaczekaj chwilkę – rzekł Nataniel zakłopotany. – Mówisz, że mnie szukałeś. Tak, wiem o tym i kiedyś nawet widziałem cię we śnie. Ale przecież musiałeś mnie już wcześniej odnaleźć, bo przecież kiedyś udzieliłeś mi pomocy, prawda?

– A, tak, o to ci chodzi – roześmiał się Marco. – Nie, to nieco bardziej skomplikowana sprawa z tym, kogo potrafię odnaleźć, a kogo nie. Ukazać się komuś we śnie, to dla mnie bardzo proste. Ale wtedy, kiedy ci pomogłem… Nie pamiętam już, o co to chodziło, domyśliłem się jednak, że potrzebujesz pomocy. Błąd polegał na tym, że odnalazłem twoją duszę, twoje myśli, natomiast nie dowiedziałem się, gdzie przebywasz czysto fizycznie. Bardzo dobrze, że kiedy mnie wzywałeś dziś w nocy, tak dokładnie opisałeś, gdzie jesteś, i że przemawiałeś bezpośrednio do mnie. Widzisz, mnie jest bardzo łatwo wezwać. Jeśli jakiś człowiek wzywa mnie osobiście, znajduje mnie natychmiast.

– Rozumiem – mruknął Nataniel i miał nadzieję, iż rzeczywiście rozumie.

Marco zwrócił się do Gabriela z uśmiechem:

– Trudno mi się do ciebie przyzwyczaić jako do dorosłego mężczyzny, Gabrielu. W dalszym ciągu widzę tamtego przestraszonego, ale dzielnego dwunastolatka. A tymczasem ty masz dzieci starsze, niż sam wtedy byłeś.

W jego oczach pojawił się smutek.

– Ziemskie życie płynie tak szybko.

Wkrótce wszyscy odejdziemy, przemknęło przez głowę Ellen. Poczuła, że lodowata obręcz ściska jej serce. A ty pozostaniesz tutaj. Sam.

Marco otrząsnął się ze złych myśli.

– No dobrze. Nataniel i Gabriel opowiedzą mi teraz o tym grobie w lesie.

Przekazali wszystko, co wiedzieli. Marco słuchał z uwagą. Miranda nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy.

Kiedy skończyli opowiadanie, Marco rzekł:

– Musimy tam pójść jak najszybciej. Załatwię tylko parę spraw i spotkamy się ponownie tutaj… powiedzmy za trzy godziny.

– Znakomicie – zgodził się Nataniel. – Ty, oczywiście, będziesz mieszkał w tym samym hotelu co my?

Marco wyglądał na nieco skrępowanego.

– Nie, ja… Ale dam sobie radę. Na swój sposób.

Natanielowi przyszła nagle do głowy pewna myśclass="underline"

– Marco! Ty naturalnie nie masz pieniędzy! Skąd zresztą miałbyś je mieć?

Nieziemsko urodziwy gość potrząsał głową, nie chciał rozmawiać o takich sprawach.

Miranda zdążyła już jednak sięgnąć po swój plecak.

– Dostaniesz ode mnie – rzekła pośpiesznie. – Właśnie wczoraj ojciec wypłacił mi tygodniówkę. Zresztą, jeśli wolisz, może to być pożyczka.

Wszyscy inni również wyjęli portfele.

– Chociaż to możemy dla ciebie zrobić – przekonywał Nataniel. – Za wszystko, co ty zrobiłeś kiedyś dla nas. Dla tych członków rodziny, którzy znaleźli się w potrzebie. Uratowałeś Benedikte. I André. Tovę. Mali. I wielu, wielu innych, nie mówiąc już o mnie samym. Jakbym sobie poradził z Tengelem Złym, gdyby nie ty?

Protesty Marca na nic się nie zdały. Nalegali, by przyjął pieniądze.

– Dziękuję – powiedział wzruszony, biorąc wcale pokaźną sumkę, zebraną od wszystkich. – Muszę przyznać, że uwolniliście mnie od sporego problemu. A także od wielu drobnych. Mam na przykład okropną ochotę znowu skosztować lodów.

Uśmiechali się do niego serdecznie.

– Trzeba coś postanowić w sprawie twoich dochodów – oznajmił Gabriel zdecydowanie. – Ja się na takich sprawach znam, a Ludzie Lodu mają odłożony spory fundusz. Niestety, na naszym świecie trudno sobie poradzić bez pieniędzy.

– Rzeczywiście, zdążyłem się o tym przekonać – przyznał Marco ze smutkiem. – Dziękuję wam wszystkim.

Kiedy ujął dłoń Mirandy, dziewczyna poczuła potężny strumień energii, płynący od niego do niej.

Potem Marco wyszedł, a oni zostali przy stole. Początkowo milczeli, a po chwili podjęli ożywioną rozmowę.

Wkrótce pojawiła się Indra. Z daleka widzieli, że jest niezwykle podniecona, jej na ogół spokojna twarz płonęła.

– Miranda żałuj – wykrztusiła, podchodząc do stołu – Czy wiesz, kogo spotkałam w recepcji? Najwspanialszego mężczyznę świata! Był tak przystojny, że wprost trudno w to uwierzyć.

– To ty powinnaś żałować, że nie wstałaś wcześniej droga Indro – odparła Miranda spokojnie, a wszyscy zebrani uśmiechali się. – Ten twój urodziwy młodzieniec siedział tu przy tym stole. Spójrz, to jego nakrycie i filiżanka.

Indra otworzyła usta.

– To Marco – wyjaśniła Ellen krótko.

– O Boże – szepnęła Indra i opadła na krzesło. – Dlaczego nikt mnie nie obudził?

3

Marco wrócił do hotelu w umówionym czasie. Indra pożerała go wzrokiem, a Miranda szepnęła złośliwie:

– Daj sobie spokój, po prostu się ośmieszysz albo będziesz nieszczęśliwa.

– A skąd ty to możesz wiedzieć?

– Sama się zastanów! W tym przypadku nietrudno przewidzieć, co się może stać. Na nic się nie zda twoje trzepotanie rzęsami. Jego nie interesują dziewczyny wylegujące się na kanapach.

– Zaciekłe reformatorki też z pewnością nie. Ludzie, którzy nieustannie wytykają błędy innym, są po prostu męczący.

– Ktoś musi to robić – odparła Miranda, zraniona w imieniu wszystkich swoich kolegów.

– Oczywiście, ale nie można być zawodowym demonstrantem!

Miranda poczerwieniała. Strzała trafiła celnie, bo rzeczywiście organizowała demonstracje z byle okazji, nie zawsze do końca wiedząc, co chciałaby uzyskać.

Cała grupa udała się na nowe osiedle mieszkaniowe.

Dom Petera i Jenny był niemal gotowy, oni jednak nie tęsknili za przeprowadzką. W każdym razie nie chcieli tu zamieszkać, dopóki las nie zostanie oczyszczony. A później też chyba nie za bardzo.