Выбрать главу

Gabriel postąpił podobnie. Przekazał, co posiadał szwagrom a zarazem kuzynom, Finnowi i Olemu Voldenom z Ludzi Lodu. Fakt, że Gabriel jest również bratankiem Nataniela, sprawił, iż w żyłach Indry i Mirandy płynęła niemal czysta krew Ludzi Lodu. To pewnie dlatego Miranda odziedziczyła co nieco ze starego przekleństwa ciążącego nad rodem, które w pewnych przypadkach okazywało się błogosławieństwem. Istnieje na to wiele przykładów.

Niektórych z obciążonych dziewczęta za chwilę spotkają.

Czarne anioły bowiem spełniły życzenie Marca. Porozmawiały z członkami Ludzi Lodu, którzy nie znaleźli dla siebie miejsca w Czarnych Salach, i to oni właśnie teraz nadchodzą. Wyłonili się z ciemności pod drzewami cmentarza.

Dziewczyny nie zdążyły rozpoznać zbyt wielu twarzy, niektóre jednak były tak charakterystyczne, że nie można się pomylić. Na przykład Sol ze swoimi płonącymi żółtymi oczyma i szelmowskim uśmiechem na pięknej twarzy. Ulvhedin górował nad resztą grupy, równie przystojny jak inni. Dwaj mężczyźni bardzo do siebie podobni: władczy Tengel Dobry i Heike, jeden z najważniejszych w rodzinie.

Nikogo więcej nie zdążyły rozpoznać, bowiem drzwi kościoła zostały otwarte i zaczęto wchodzić do środka.

Prowadził Gabriel. Już przedtem odwiedził świątynię żeby się zorientować, którędy mają iść. Nie mieli czasu na poszukiwania.

Co się stanie z tymi, którzy odeszli od Kościoła? zastanawiała się Indra. Na przykład z Sol. Ona absolutnie nie pasuje do tego miejsca. Ani Mar, który wyłonił się z mroku ze swoim wielkim łukiem na ramieniu. Mar zawsze był przecież poganinem, pochodził z najdalszych krańców Syberii!

Kościół okazał się jednak tego wieczora wielkoduszny i przepuścił wszystkich.

Po paru sekundach znaleźli się w ciasnej krypcie. Miranda starała się nie patrzeć na ustawione pod ścianami trumny, czuła się od tego źle, choć przecież nie powinna. Pozbawieni wszelkiej złości umarli, leżący tutaj spokojnie od niepamiętnych czasów.

Być może właśnie ów długi czas tak mnie przeraża, myślała Miranda, która w otoczeniu duchów Ludzi Lodu, czarnoksiężników i w towarzystwie księcia Czarnych Sal posuwała się naprzód.

Dość długo musieli szukać słynnego muru, bowiem ze starości porósł mchem czy czymś takim, i stał się zupełnie niewidoczny. Gdy go odnaleźli i oczyścili, okazało się, że jest zbudowany z wielkich kamiennych bloków. Mężczyźni wypatrywali jakichś szczerb lub innych słabych punktów, od których można by zacząć rozbiórkę. Pojęcia nie mieli, co znajduje się po drugiej stronie, być może kolejny mur. A może otwór, o którym słyszeli, został całkowicie zasypany? Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.

Powinniśmy teraz mieć do pomocy czarne anioły, pomyślała Miranda. Właściwie to czyste szaleństwo, że zgromadziliśmy się tutaj wszyscy, nie wiedząc, co nas czeka. Nikt jednak nie chciał zostać, nie wiadomo bowiem, kiedy znowu będzie można otworzyć kościół.

Jak strasznie odmieniło się moje życie od chwili, gdy tata odebrał telefon ze Szwecji. Telefon w sprawie tajemniczego grobu w jakimś lesie…

Przypomniała sobie rozmowę, którą słyszała przed kilku dniami wieczorem, gdy ich dom odwiedzili Ellen z Natanielem. Nataniel rozmawiał z Dolgiem. O tym, że cała paranormalna siła skupia się teraz w Marcu i Mórim. Losy ich obu zaś, to znaczy Nataniela i Dolga, okazały się bardzo podobne. Obaj zostali wybrani. Nataniel po to, by unicestwić siłę Tengela Złego, Dolg natomiast, by odnaleźć święte kamienie, a przede wszystkim złote Słońce. Teraz, kiedy zadania zostały wykonane, ich siła bardzo zmalała. Zresztą siła Dolga brała się głównie stąd, że posiadał dwa cudowne klejnoty, szafir i farangil. Wspomniał też, że gdyby teraz miał przy sobie szafir, on również spróbowałby uzdrowić buzię Sassy. Szafir jednak znajdował się po drugiej stronie Wrót, tam gdzie jest jego właściwe miejsce.

Miranda strasznie polubiła Dolga. Ten spokój, który zniknął, kiedy młodzieniec powrócił z królestwa elfów, a który teraz pojawił się znowu. Jego znak rozpoznawczy.

W jego marzeniach odnajdywała wiele ze swoich myśli i pragnień. Tak im się dobrze ze sobą rozmawiało, choć na ogół nie mówili wiele. Oboje wiedzieli, że lubią te same rzeczy. Jak na przykład wędrować po bezludnych okolicach i tylko słuchać, odkrywać to, co w naturze ukryte.

Kiedy jednak Miranda zaczynała mówić o problemach społecznych, Dolg nie nadążał za tokiem jej myśli. Tego świata nie rozumiał.

Miranda dbała więc, by mówić tylko o sprawach, które dotyczą ich obojga.

Teraz usłyszała jakiś okrzyk. Mężczyźni przebili się przez mur.

Jakim sposobem tego dokonali, nie wiedziała. Przez cały czas jednak docierały do niej ciężkie odgłosy młota i łomu.

Kiedy już raz znaleźli słabe punkty w murze, nietrudno było wykuć odpowiednio duży otwór. Marco ofiarował się, że pójdzie pierwszy, co zostało przyjęte z radością. Móri i Dolg posuwali się tuż za nim.

Zaraz też zawołali do podążających z tyłu:

– Znaleźliśmy zejście w dół! Tuż po drugiej stronie muru, więc uważajcie, żeby nie spaść!

Móri i Dolg stanęli przy otworze i pomagali innym przedostać się na drugą stronę. Marco zsunął się nieco niżej z wielkim reflektorem. Tymczasem Gabriel odniósł klucze kościelne na umówione miejsce i zamknął drzwi na zasuwę.

Kiedy wrócił, większość już przeszła. Nataniel, on i Móri zostali jeszcze, by spróbować zatkać dziurę w murze. Nieproste zadanie, lecz wszyscy na nich czekali. Uporządkowali kryptę, jak mogli najlepiej.

Tak więc opuszczali ten świat, nie zostawiając śladów.

Ostatniego dnia Gabriel wysłał wyjaśnienia do Petera, Jenny i robotników budowlanych w Szwecji. Nie wspomniał jednak o zamiarze opuszczenia świata.

Dolg szepnął do Mirandy, kiedy pomagał jej zejść ze zbocza:

– Tu wszystko jest inaczej niż w Tiveden. Tam Wrota zatrzaskiwały się nieubłaganie za tymi, którzy przeszli, i nieodwołalnie odcinały drogę powrotną. Tutaj można po prostu zawrócić, gdyby na przykład korytarz się skończył albo gdybyśmy zaczęli żałować. Ale też szwedzkie Wrota były wyjątkowe. To Wrota Świętego Słońca.

Miranda miała nadzieję, że Dolg „słyszy”, jak ona w ciemności kiwa głową.

Nagle przyszło jej na myśl coś tak nieprzyjemnego, że na moment zesztywniała ze strachu.

– Ja wiem – powiedział Dolg ze śmiechem. – Zastanawiasz się, gdzie leżą wrogowie pogan. I czy nie depczemy ich ziemskich szczątków.

– No właśnie.

Korytarz gwałtownie schodził w dół. Przed nimi wędrował tłum ludzi. Niektórzy rozmawiali ze sobą cicho, inni milczeli przygnębieni. Sassa obawiała się o Huberta Ambrozję, więc Marco wziął od niej koszyczek. Miranda widziała, że dziewczynka trzyma swego opiekuna mocno za rękę. Wielu uchodźców przewidująco zaopatrzyło się w kieszonkowe latarki, a nawet duże reflektory. Ona sama o niczym takim nie pomyślała.

Nagle obok niej przemknęła bezszelestnie grupa duchów. Prawdopodobnie chciały się znaleźć w kręgu światła latarki Nataniela. One chyba widzą w ciemności, pomyślała Miranda, ale nie miała odwagi o to zapytać. Nie wiedziała też, czy w ogóle mogłyby jej odpowiedzieć.

Korytarz się rozszerzał, a podłoga zrobiła się znacznie równiejsza. Pojawiały się też jakieś boczne przejścia. Wyglądało to, jakby wszystko powstało w sposób naturalny, ale trudno ocenić, ponieważ korytarze były stare, znajdowała się tu tylko ziemia i kamienie.