Выбрать главу

Nie, oczywiście, nikt o czymś takim nie myślał.

– No, jeśli o mnie chodzi, to umiem unikać przykrych sytuacji – uśmiechnął się Marco dobrotliwie. – Ja po prostu znikam.

Nie, nie, nie możesz tego zrobić, pomyślały jednocześnie Indra i Miranda. To by było tak, jakby dać dziecku cukierek i zaraz potem mu go odebrać.

– Proszę was o zachowanie dyskrecji, na ile to możliwe – ciągnął dalej Nataniel. – Wkrótce opuścimy to miejsce i zatrzemy za sobą ślady. Jeśli chcecie o tym, co się tutaj stało, opowiedzieć w domu, to bardzo proszę, chociaż myślę, że i tak nikt wam nie uwierzy. Obiecajcie jednak, że nie pójdziecie z niczym do gazet!

Rozumieli, o co mu chodzi, i obiecali. A ile odważą się opowiedzieć w domu…? Przecież oni sami ledwo mogli uwierzyć w to, co widzieli.

Najchętniej dowiedzieliby się czegoś więcej o historii obu rodzin, a także o tym, co będzie dalej.

Nataniel wahał się.

– Jesteśmy wam wiele winni – zaczął powoli. – Myślę jednak, że musimy zaczekać. Móri powinien odpocząć, a my wszyscy musimy wrócić do Norwegii najszybciej jak to możliwe… Nie będzie więc czasu. Ale Gabriel, który jest najwybitniejszym znawcą historii Ludzi Lodu, później prześle wam jej skrót. Dobrze?

Gabriel obiecał.

– I dowiecie się też ode mnie, czy odnalazłem syna – dodał Móri. – Wtedy opowiem wam naszą historię. Teraz jednak jestem na tyle niespokojny, że nie mogę tu dłużej zostać. Muszę natychmiast rozpocząć poszukiwania i wyjaśnić, co się z nim stało.

Znakomicie to rozumieli. Móri podziękował robotnikom oraz Peterowi i Jenny raz jeszcze za ich wspaniałą pomoc, po czym razem z Ludźmi Lodu opuścił dom. Zanim jednak odjechali, Móri i Marco obeszli dom i ogród, uwalniając go od wszelkich nieprzyjemnych wibracji. Jenny i Peter mówili później, że nigdy nie czuli tak zdrowej i przyjaznej atmosfery, a robotnicy przyznawali im rację.

Tym sposobem młoda para odzyskała wymarzony dom i teraz tęsknili już tylko, by się do niego wprowadzić.

Spotkanie z miastem było dla Móriego szokiem. Już sama jazda samochodem wstrząsnęła nim do głębi. Nataniel mógł wiele wyczytać z jego twarzy.

– Żałujesz tych wszystkich straconych lat? – zapytał.

– I tak, i nie – uśmiechnął się Móri niepewnie. – Któż nie pragnie zajrzeć w przyszłość? Nie, ja myślałem o duchach powietrza i wody. One to przewidziały. Zanieczyszczenia. Dobrze, że w odpowiednim czasie opuściły Ziemię!

– Ty naturalnie nie masz pojęcia, jak się potoczyły losy członków twojej rodziny?

– Najmniejszego. Żywię tylko szczerą nadzieję, że jest im dobrze. I że zdołam znaleźć do nich drogę. Inne Wrota. Miało ich przecież istnieć wiele. Strasznie tęsknię za bliskimi. Teraz jednak liczy się tylko Dolg.

Towarzyszący mu ludzie wiele rozmyślali o owych Wrotach, nie chcieli jednak na razie dręczyć Móriego pytaniami. Opowie im, co wie, kiedy nadejdzie taki czas.

Móri nieustannie był wystawiany na nowe próby. Budownictwo. Jakie obce, takie jakieś kanciaste i… brzydkie! Ubrania ludzi, sposób zachowania, wszystko.

Potrząsał głową na widok długich damskich spodni. Niektóre panie nosiły zresztą spodnie sięgające im zaledwie do pół uda. No a spódnice! Nawet stare kobiety ubierały się w spódnice do kolan. Panie w jego rodzinie używały do końskiej jazdy długich spodni i to szokowało ludzi, których spotykały, ale coś takiego? To przekracza wszelkie granice wyobraźni.

A jak brzydko ubierają się mężczyźni! Nigdy nie widział takiej beznadziejnej szarości i równie paskudnych ubrań, przy tym wszystkie są takie same! Młodzi chłopcy ubierali się nieco jaskrawiej, ale też stereotypowo. Pewnie chodzi o to, by nie wyróżniać się w tłumie.

Nudne. Potwornie nudne i smutne!

Móri uśmiechnął się niepewnie.

– Można by sądzić, że wyspałem się za wszystkie czasy, ale, szczerze mówiąc, bardzo bym potrzebował chwili odpoczynku.

– To są dwie zupełnie różne sprawy – rzekł ze zrozumieniem Marco. – Wiem bardzo dobrze, co odczuwasz. Ja sam niedawno wróciłem do świata po zaledwie trzydziestu pięciu latach, ale też dostrzegam tak wiele nowego, że kręci mi się w głowie. Czuję się całkiem wyrzucony poza margines.

– Właśnie tak – uśmiechał się Móri. – Jeśli już nic więcej, to chciałbym chociaż przez chwilę poleżeć na boku.

Tak więc Nataniel musiał zamówić jeszcze jeden pokój w hotelu i kiedy przekonali się, że Móriemu niczego nie brakuje, opuścili go, by odpoczął przez kilka godzin. Marco mieszkał w pokoju obok, więc gdyby Móri czegoś potrzebował, wystarczy, że zawoła.

Kiedy czarnoksiężnik został sam, najpierw uważnie obejrzał pokój. Znajdowało się w nim tyle rzeczy, których nie rozumiał, a bardzo nie chciał się wygłupić. Najlepiej więc sprawdzić wszystko na własną rękę. Wymknął się na korytarz i dalej do wielkich sal. Największe jego zainteresowanie budziło oświetlenie elektryczne. Kontakty znajdowały się na ścianach. O telewizorze nie wiedział nic, najpierw sądził, że to jakaś odmiana lustra, ale nie odważył się go dotknąć. Opiekacz do chleba w sali jadalnej był czymś kompletnie niepojętym…

Na korytarzu minęła go pokojówka i Móri z wielkim szacunkiem jej się ukłonił. Ona patrzyła na niego obojętnie.

Błazen, pomyślała. Takich najlepiej się wystrzegać.

W pokoju Móri rozebrał się i wślizgnął z największą przyjemnością do pięknej, chłodnej pościeli. Na nocnym stoliku stał jakiś dziwny aparat. To telefon, powiedział Nataniel, nie wyjaśniając dokładniej. Móri postanowił go nie dotykać.

Następnego dnia wypadła niedziela, więc w domu Petera i Jenny nie pracowano. Co prawda Nataniel i jego przyjaciele zamierzali jak najszybciej wrócić do Norwegii, ale wciąż nie opuszczał ich niepokój. Czuli, że nie wszystko jeszcze zostało załatwione tutaj, w Västergötland, a kiedy Móri spotkał Gabriela i Mirandę na hotelowym tarasie już o szóstej rano, wiedział, że wszyscy myślą to samo, co on. Marco przyszedł chwilę potem i Miranda wyruszyła obudzić Nataniela i Ellen. Niepotrzebnie, ponieważ oni też już wstali. Nawet Indra upierała się im towarzyszyć. Rany boskie, jęknęła Miranda, a Gabriel podzielał jej przerażenie.

Ciągnęła ich stara droga przez las. Móri pokazał im, gdzie musieli popasać rycerze zakonni. Teraz okolica wyglądała zupełnie inaczej, było więcej drzew, i to innych gatunków, wierzył jednak, że znajdzie to miejsce.

– Co oni do ciebie mówili, Móri? – zapytał Gabriel. – Co ci odpowiedzieli, kiedy pytałeś, co zrobili z Dolgiem? „Czarnoksiężnik żyje. On leży w…” Czy nie tak to brzmiało?

– Owszem, to prawda. Ale nie dokończyli informacji, bo ktoś im przerwał.

– „Leży w…” – zastanawiała się Ellen. – W czym może leżeć człowiek przy leśnej drodze? W krzakach, nie, to nie o to chodziło. W szałasie? Pod kamiennym usypiskiem, podobnie jak ty?

– Nie zdążyliby usypać w tak krótkim czasie drugiego stosu kamieni. A żadnych szałasów w pobliżu nie widziałem.

– Może w rozpadlinie – zastanawiał się Marco.

Móri myślał przez chwilę.

– O ile pamiętam, w tej okolicy nie było żadnych rozpadlin. A poza tym on z pewnością już tam nie leży. Musiał opuścić las dawno, dawno temu.

Widoki na odnalezienie Dolga rysowały się marne. Po chwili zaczęli się oddalać od tego, co kiedyś stanowiło drogę ciągnącą się przez pół Szwecji.