Выбрать главу

Maudeen pokręciła głową.

– Nie można nic z niego wyciągnąć.

– Córka twierdzi, że był zdrowy. Że ostatnio nie chorował. – Toby zaświeciła pacjentowi latarką w oczy. Źrenice się zwęziły. – Ledwo dwa tygodnie temu rozmawiała z nim przez telefon i mówił ponoć całkiem rozsądnie. Angus! Angus, co się panu stało?

– …zawsze próbują podwędzić te przeklęte pieniądze…

– Zafiksował się – westchnęła Toby i wyłączyła latarkę. Prowadziła badanie dalej, poszukując symptomów urazu głowy, zwracając szczególną uwagę na nerwy czaszkowe. Na próżno. Nie stwierdziła żadnych objawów, które pozwoliłyby umiejscowić ognisko choroby, nie znalazła nic, co mogło stanowić przyczynę jego nagłej dezorientacji i splątania. Córka wspomniała, że się zataczał. Czyżby miał udar móżdżku? Mogłoby to wywołać zaburzenie koordynacji ruchów.

Rozpięła pas na jego prawym nadgarstku i wyciągnęła ku niemu rękę.

– Angus, czy może pan dotknąć moich palców?

– Jest pani za daleko.

– Moja dłoń jest tu, przed pańską twarzą. Śmiało, niech pan spróbuje jej dotknąć.

Podniósł rękę. Zachybotała w powietrzu, zatańczyła niczym kobra.

Zadzwonił telefon. Odebrała Maudeen.

Ręka Angusa zadrżała, zaczęła dygotać rytmicznie i tak gwałtownie, że aż trząsł się wózek.

– Co mu jest? – spytała Val. – Ma konwulsje?

– Angus! – Toby chwyciła go za głowę i zajrzała mu w oczy. Nie patrzył na nią, patrzył na swoją rękę. – Angus, czy może pan mówić?

– Znowu to samo – szepnął.

– Co? To drżenie?

– Ręka… Czyja to ręka?

– Pańska.

Nagle wszystko ustało. Ramię bezwładnie opadło na wózek. Angus zamknął oczy.

– No – powiedział. – Teraz lepiej. Maudeen odwróciła się ze słuchawką w ręce.

– Toby? Dzwoni jakiś Wallenberg, doktor Wallenberg. Chce z tobą rozmawiać.

Toby podeszła do telefonu.

– Doktor Wallenberg? Mówi Toby Harper, lekarz dyżurny z izby przyjęć.

– Macie mojego pacjenta.

– Pana Parmentera?

– Przed chwilą dzwonili do mnie z pogotowia. Powiedzieli, że przewieziono go do was. Co się stało?

– Znaleziono go w domu, w stanie splątania. W tej chwili jest przytomny i stabilny, choć ma ataksję ruchową i jest bardzo zdezorientowany. Nie rozpoznaje nawet swojej córki.

– Dawno u was jest?

– Karetka przywiozła go koło dziewiątej.

Wallenberg zamilkł. Toby usłyszała w tle czyjeś głosy i śmiech. Przyjęcie.

– Będę u was za godzinę. Nie pozwólcie mu się załamać.

– Panie doktorze…

Nie zdążyła nic dodać. Wallenberg przerwał połączenie.

Toby spojrzała na Parmentera. Leżał nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w sufit. Jego gałki oczne przesuwały się to w lewo, to w prawo, jakby oglądał mecz tenisowy pokazywany w zwolnionym tempie.

– Zróbmy mu tomografię – powiedziała. – I trzeba mu pobrać krew.

Val wyjęła z szuflady garść probówek.

– To co zwykle? Biochemia i morfologia?

– I test na obecność narkotyków. Wygląda na to, że ma halucynacje.

Maudeen podniosła słuchawkę.

– Zadzwonię na rentgen.

– Jeszcze jedno, moje drogie panie – dodała Toby. – Bez względu na to, co się dzisiaj będzie działo, nie wolno nam spuścić go z oka. Do chwili, kiedy zostanie wypisany z izby.

Val i Maudeen przytaknęły ze zrozumieniem.

Toby ujęła rękę Parmentera i starannie przypięła ją do bocznej poręczy wózka.

– A oto nasze przekroje – powiedział technik obsługujący tomograf.

Toby spojrzała na ekran monitora, gdzie widniał pierwszy obraz, owal w różnych odcieniach szarości. Patrzyła na przekrój mózgu Angusa Parmentera. Komputer przeanalizował tysiące promieni X, które przeniknęły jego czaszkę, i uwzględniwszy grubość kości, gęstość płynów ustrojowych oraz mózgu, wyświetlił na ekranie ten obraz. Czaszka, gruba, biała krawędź, przypominała skórkę owocu, pod którą znajdowała się szarawa pulpa mózgu, poprzecinana ciemnymi bruzdami.

Na ekranie pojawiła się seria obrazów, z których każdy przedstawiał przekrój innego fragmentu czaszki pacjenta. Zobaczyła rogi przednie komór (bocznych), dwa czarne owale wypełnione płynem mózgowo-rdzeniowym. Zobaczyła jądra ogoniaste, wzgórze wzrokowe… Nie było tam żadnych przesunięć anatomicznych, żadnej asymetrii, najmniejszych śladów wycieku krwi do którejkolwiek części mózgu.

– Nie widzę tu nic, co odbiegałoby od normy – skonstatowała.

Vince nie był lekarzem, ale jako technik rentgenolog widział więcej przekrojów tomograficznych niż ona. Kiedy na ekranie monitora pojawił się kolejny obraz, zmarszczył czoło i rzucił:

– Moment. To dziwne…

– Co?

– Tu, widzi pani? – Wskazał palcem smugę pośrodku przekroju. – To jest siodełko tureckie. Powinno być wyraźne, a ma rozmazane brzegi.

– Może pacjent się poruszył?

– Pozostała część przekroju jest bardzo ostra. Nie, pacjent się nie poruszył… – Vince podniósł słuchawkę telefonu i wybrał numer domowy radiologa dyżurnego. – Pan doktor? Mówi Vince. Widzi pan te przekroje na swoim komputerze? To świetnie. Tak, właśnie oglądamy je z doktor Harper. Zastanowił nas ten ostatni… – Zatańczył palcami po klawiaturze, przywołując na ekran przekrój siodełka. – Widzi pan? Co pan o tym myśli? Podczas gdy Vince konferował z doktorem Ritterem, Toby przysunęła się bliżej ekranu. Zmiana, którą wychwycił, była tak bardzo subtelna, że prawie niezauważalna. Siodełko tureckie to maleńka kieszeń z cienkiej kości, mieszcząca przysadkę mózgową. Przysadka jest gruczołem niezmiernie ważnym. Wytwarzane tu hormony kontrolują bardzo wiele funkcji organizmu, między innymi płodność, wzrastanie w okresie dzieciństwa, cykl snu i czuwania. Czy to możliwe, by maleńka erozja siodełka wywołała u pacjenta symptomy chorobowe?

– Dobra – rzucił Vince – zrobię gęste przekroje czołowe siodełka. Coś jeszcze?

– Chcę z nim porozmawiać – Toby wzięła słuchawkę. – Cześć, George, mówi Toby. Co myślisz o tym siodełku?

– Niewiele tu do myślenia. – Usłyszała skrzypnięcie fotela, pewnie skórzanego. George Ritter lubił luksus. Wyobraziła sobie, jak siedzi w swoim gabinecie, otoczony najnowszymi osiągnięciami techniki komputerowej. – Gruczolak przysadki mózgowej u pacjenta w jego wieku nie należy do rzadkości. Ma je dwadzieścia procent osiemdziesięciolatków.

– I są duże na tyle, by doprowadzić do erozji siodełka?

– No, nie. Ten jest lekko powiększony. A jak u niego z hormonami?

– Jeszcze nie sprawdzałam. Dopiero co przywieziono go do nas w stanie ostrego splątania. Czy powodem może być gruczolak?

– Nie, chyba że doprowadził do wtórnej anomalii metabolicznej. Sprawdzałaś elektrolity?

– Właśnie czekamy na wyniki.

– Jeśli są w normie, system wydzielania wewnętrznego funkcjonuje prawidłowo i powodem splątania jest coś innego. Ten gruczolak jest za mały, żeby wywierać nacisk na mózg. Kazałem Vince’owi zrobić gęste przekroje czołowe siodełka, to powinno nam dopomóc. Pewnie zechcesz wysłać pacjenta również na MR. Kto go leczy?

– Doktor Wallenberg.

W słuchawce zapadła cisza.

– To pacjent z Brant Hill?

– Tak.

Poirytowany Ritter ciężko westchnął.

– Szkoda, że mnie nie uprzedziłaś.

– Dlaczego?

– Nie diagnozuję pacjentów z Brant Hill, mają swojego radiologa. Co oznacza, że mi za to nie zapłacą.

– Przepraszam, nie wiedziałam. Od kiedy tak jest?

– Od miesiąca. Podpisaliśmy z nimi porozumienie, że pacjenci z Brant Hill nie będą przechodzić przez naszą izbę. Tamtejsi lekarze kierują ich bezpośrednio na odpowiednie oddziały. Jak ten człowiek do was trafił?