Выбрать главу

Natychmiast za nimi pobiegła.

– Mówiłam, żeby nigdzie go nie zabierać!

– Pani doktor, kazano nam zwieźć go na dół…

– To na pewno jakaś pomyłka. Doktor Wallenberg jest jeszcze w szpitalu. Zaczekajcie, aż z nim porozmawiam…

– O czym, pani doktor?

Toby odwróciła się na pięcie. W drzwiach stał Wallenberg.

– O sekcji zwłok – odrzekła.

Wallenberg wszedł do sali. Drzwi zamknęły się za nim z cichym fuknięciem.

– To pani do mnie dzwoniła?

– Tak. Zabierają zwłoki do kostnicy. Kazałam im zaczekać, aż zarządzi pan autopsję.

– Nie ma takiej potrzeby.

– Przecież nie wiadomo, dlaczego się załamał. Nie wiadomo, dlaczego był w stanie splątania.

– Najbardziej prawdopodobną przyczyną był udar.

– Badanie tomograficzne tego nie potwierdziło.

– Niewykluczone, że zrobiono je za wcześnie. Poza tym mogliście nie zauważyć martwicy.

– To są tylko domysły, panie doktorze.

– Czego pani chce? Żebym zlecił badanie komputerowe głowy martwego pacjenta?

Zafascynowani sanitariusze przysłuchiwali się gwałtownej wymianie zdań, spoglądając to na niego, to na nią. Teraz patrzyli na nią, czekali na odpowiedź.

– Harry Slotkin miał identyczne symptomy. Ostry napad splątania i drgawki ogniskowe. Obaj mieszkali w Brant Hill, obaj byli poprzednio zdrowi…

– Ludzie w ich wieku mają skłonność do udarów.

– Tak, ale może chodzić o coś innego i tylko drogą autopsji można to ustalić. Czy są jakieś powody, dla których nie chce pan jej przeprowadzić?

Wallenberg poczerwieniał. Wpadł w złość, w złość tak wielką, że niewiele brakowało, a Toby by się cofnęła. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, w końcu nad sobą zapanował.

– Nie zlecę autopsji, ponieważ córka zmarłego nie wyraziła zgody. A ja szanuję jej życzenie.

– Może nie rozumie, jakie to ważne. Gdybym z nią porozmawiała…

– Niech pani nawet o tym nie myśli. Naruszyłaby pani jej prywatność. – Utwierdziwszy się w przekonaniu, że ugruntował swoją przewagę, zerknął na sanitariuszy. – Zabierzcie go na dół. – I zbywając Toby przelotnym spojrzeniem, wyszedł z sali.

Sanitariusze podprowadzili wózek do łóżka i zablokowali koła. Toby obserwowała ich w milczeniu.

– Raz, dwa, trzy – już!

Przenieśli zwłoki i przymocowali do wózka pasem. Zrobili to nie dla bezpieczeństwa, tylko ze względów estetycznych – po drodze wózek mógł na coś wpaść, rampy były strome, a widok nieboszczyka spadającego na podłogę nie należał do przyjemnych. Nad zwłokami zamocowali materac, który przykryli długim prześcieradłem, tak że postronny obserwator mógł odnieść wrażenie, że ma przed sobą pusty wózek.

Potem wywieźli ciało z sali.

Toby została sama. Wsłuchiwała się w popiskiwanie opon na korytarzu i myślała. Na dole, w kostnicy, będą musieli wypełnić stos dokumentów, formularzy, upoważnień i zezwoleń. Potem zmarłego załadują do karawanu i przewiozą do zakładu pogrzebowego, gdzie ściągną ze zwłok płyny ustrojowe, by zastąpić je środkiem balsamującym.

A może go skremują? Ogień zredukuje ciało do garstki popiołu i na wszelkie pytania czy odpowiedzi będzie za późno?

To była jej ostatnia szansa, ostatnia okazja, żeby wykryć przyczynę śmierci Angusa Parmentera. Niewykluczone, że Harry’ego Slotkina również. Ponownie zadzwoniła do córki zmarłego.

Tym razem miała szczęście.

– Halo?

– Pani Lacy? Mówi doktor Harper. Poznałyśmy się w zeszłym tygodniu w szpitalu.

– Tak, pamiętam.

– Bardzo mi przykro z powodu śmierci pani ojca. Przed chwilą się o tym dowiedziałam.

Kobieta westchnęła, raczej ze znużeniem niż smutkiem.

– Spodziewaliśmy się tego. I szczerze mówiąc, przyjęliśmy to z ulgą. To brzmi strasznie, wiem, ale przez tydzień patrzyłyśmy, jak się męczy i… – Znowu westchnęła. – On nie chciałby tak żyć.

– Nikt by nie chciał, proszę mi wierzyć. – Toby zawahała się, szukając odpowiednich słów. – Proszę pani, wiem, że nie jest to właściwa pora, by o tym mówić, ale naprawdę nie mam wyboru. Doktor Wallenberg powiedział mi, że pani sobie nie życzy sekcji zwłok. Zdaję sobie sprawę, jak ciężko jest rodzinie wyrazić na to zgodę, ale naprawdę uważam, że w tym przypadku autopsja jest niezmiernie istotna. Nie wiemy, co było powodem śmierci pani ojca. Może się okazać, że…

– Nie sprzeciwiałam się sekcji.

– Doktor Wallenberg twierdzi, że nie wyraziła pani zgody.

– Nie, w ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Toby zamilkła. Dlaczego Wallenberg skłamał?

– W takim razie – zapytała – czy zechce pani wyrazić zgodę? Córka Angusa Parmentera wahała się tylko kilka sekund.

– Skoro uważa pani, że to konieczne – odrzekła cicho. – Tak.

Toby odłożyła słuchawkę. W pierwszej chwili chciała zadzwonić na patologię, ale zmieniła zdanie. Wiedziała, że jeśli sprzeciwił się temu lekarz prowadzący, żaden ze szpitalnych anatomopatologów nie przeprowadzi sekcji zwłok, nawet za zgodą rodziny.

Dlaczego Wallenberg chce uniknąć autopsji? Czego się boi?

Spojrzała na telefon. Podejmij decyzję. Musisz zdecydować już, teraz, natychmiast. Podniosła słuchawkę i zadzwoniła do informacji.

– Poproszę o numer urzędu anatomopatologa stanowego w Bostonie.

Zanim podano jej numer i zanim połączyła się z odpowiednim wewnętrznym, upłynęło kilka minut. Czekając, wyobrażała sobie, jak zwłoki Angusa Parmentera wędrują do kostnicy. Winda. Automatycznie otwierające się drzwi. Piwnice. Korytarz pełen jęczących rur na ścianach…

– Urząd anatomopatologa stanowego. Mówi Stella. Toby wróciła do rzeczywistości.

– Doktor Harper ze Springer Hospital w Newton. Czy mogłabym rozmawiać z anatomopatologiem stanowym?

– Doktor Rowbotham jest na urlopie, ale mogę panią połączyć z jego zastępcą, doktorem Dvorakiem.

– Bardzo proszę.

Kilka trzasków i głos mężczyzny, beznamiętny i znużony:

– Dvorak, słucham.

– Dopiero co zmarł mi pacjent – powiedziała. – Uważam, że trzeba przeprowadzić sekcję zwłok.

– Można spytać, dlaczego?

– Przyjęliśmy go tydzień temu. Badałam go na dyżurze w izbie przyjęć, gdzie przywieziono go karetką…

– Stwierdziła pani jakieś obrażenia?

– Nie. Pacjent był oszołomiony i rozkojarzony, miał objawy móżdżkowe. Dziś rano doszło do zatrzymania oddechu i zmarł.

– Czy pani widzi w tym coś podejrzanego?

– Nie, ale…

– W takim razie autopsję może przeprowadzić anatomopatolog szpitalny. Nie musi pani meldować o zgonie pacjenta, chyba że śmierć nastąpiłaby w ciągu dwudziestu czterech godzin od jego przyjęcia.

– Tak, zdaję sobie sprawę, że koroner z reguły nie zajmuje się takimi przypadkami. Rzecz w tym, że lekarz prowadzący nie wyraża zgody na autopsję, co oznacza, że nasz anatomopatolog jej nie przeprowadzi. Dlatego do pana dzwonię. Rodzina się zgodziła.

Usłyszała długie westchnienie, szelest papierów i niemal ujrzała go oczyma wyobraźni: zmęczony, przepracowany, otoczony niezliczonymi symbolami śmierci – siedział za biurkiem i wzdychał. Smutny zawód – pomyślała – i Dvorak ma głos smutnego człowieka.

– Pani doktor, wydaje mi się, że nie rozumie pani roli naszego urzędu. Interweniujemy tylko wtedy, gdy dochodzi do przestępstwa albo gdy zagrożone jest zdrowie publiczne…

– No właśnie, może być zagrożone.

– Jak to?

– To już drugi przypadek w tym miesiącu. W ciągu jednego miesiąca przyjęłam dwóch pacjentów z identycznymi objawami: obaj byli oszołomieni i splątani, obaj mieli objawy móżdżkowe i drgawki ogniskowe. A najbardziej niepokoi mnie to, że obaj mieszkali w tym samym ośrodku dla emerytów. Pili tę samą wodę, jadali w tej samej restauracji. Prawdopodobnie się znali.