– Poza tym chciałeś się popisać, prawda? – rzuciłam pogardliwie. – Twoje przebranie jest świetne, ale na pewno bym cię rozpoznała, gdybym mogła ci się przyjrzeć wcześniej.
– Być może. Dlatego na wszelki wypadek starałem się spędzać większość czasu wewnątrz grobowca. – Uśmiechnął się kpiąco. – Sporo się przy okazji nauczyłem o fotografii.
– A niech to! Tego wieczoru, kiedy sir Edward jadł z tobą kolację…
– …udzielił mi skróconych wskazówek na temat zagadnienia, w którym byłem zupełnym ignorantem – przytaknął Sethos. – Posiadam liczne talenty, ale fotografowanie do nich nie należy. Zdjęcia wykonane przeze mnie pierwszego dnia okazały się kompletną klęską. Były tak kiepskie, że postanowiliśmy, iż Edward będzie mi „asystował”. Odtąd tak naprawdę pracował tylko on. Obawiam się jednak, że część fotografii bardzo rozczaruje pana Davisa.
Tknęło mnie okropne przeczucie.
– Mój Boże! Czy to znaczy, że nie ma żadnej dokumentacji fotograficznej?! – zawołałam.
– Naprawdę tak bardzo obchodzą cię te cholerne… o, przepraszam… te grobowce, Amelio? – W jego uśmiechu nie było już kpiny, lecz przyjaźń i dobroć.
Odwróciłam głowę.
Rozległ się gwizdek konduktora i Sethos obejrzał się przez ramię.
– Oczywiście, że jest, Amelio. Ale nie mogę przekazać Davisowi wszystkich zdjęć wykonanych przez Edwarda, bo nawet taki smętny partacz jak on natychmiast się zorientuje, że części obiektów na nich widocznych nie ma już w grobowcu i w trumnie.
– Co takiego? Jak? Kiedy to zrobiłeś?
– W noc przed przyjazdem Maspero do Luksoru – odparł Sethos, a jego oczy za złotymi oprawkami rozbłysły. – Strażników nietrudno było przekupić, ale twój mąż miał szczęście, że Edwardowi udało się go przekonać, by pozostał wtedy w domu. Nie patrz na mnie z takim wyrzutem, droga Amelio. Okradanie grobowców to mój zawód, wiesz przecież.
– Co wziąłeś? I jak to…
– Obawiam się, że nie zdążę już odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. Ale zapewniam cię, że wyrządziłem znacznie mniej szkód od tych tak zwanych uczonych profesjonalistów o ciężkiej ręce. Dysponuję zespołem najlepszych na świecie renowatorów – czy też fałszerzy, jak pewnie byś ich nazwała – i zabytki, które zabrałem z grobowca, naprawdę są pod dobrą opieką. Dokumentacja fotograficzna także jest pełna. Pewnego dnia, kiedy nie będę już dbał o to, czy mnie ściga prawo, udostępnię to wszystko światu – i tobie. Zrobiłem to przecież dla ciebie, wiesz o tym dobrze. To głęboka prawda, że wpływ szlachetnej kobiety może zmienić na lepsze złego mężczyznę! Żegnaj, kochana Amelio. A raczej do zobaczenia.
Pociąg ruszył. Sethos pochylił głowę i przez chwilę myślałam, że… Nie potrafiłabym temu zapobiec. Jednak jego usta musnęły tylko moje czoło, a potem odwrócił się i pobiegł za pociągiem. Wskoczył na stopień wagonu i stamtąd posłał mi dłonią pocałunek.
Najbardziej pochlebiło mi chyba to, że przyjął za pewnik, iż nie zatelegrafuję do władz w Kairze. Wiedziałam, że kiedy pociąg tam dotrze, „pana Paula” i tak nie będzie już wśród pasażerów.
Czy pospieszyłam natychmiast do domu, by opowiedzieć wszystko Emersonowi i reszcie? Nie. Powiem im w odpowiednim momencie, bo przecież postanowiłam niczego przed nimi nie ukrywać. Ale ten moment jeszcze nie nadszedł.
16
Ostateczna katastrofa, jak wypada to określić, nastąpiła w piątek. Spośród naszego grona tylko Nefret dopuszczono do udziału w odsłanianiu mumii. Jak tego dokonała, nie wiem i wolę się nie dowiadywać. Kwalifikacje miała nie gorsze albo nawet lepsze od wielu obecnych tam osób, podejrzewam jednak, że to nie biegłości w zawodzie zawdzięczała zezwolenie Davisa i Maspero. Patrzyliśmy, jak nas mijają w drodze do grobowca: Maspero i Weigall, za nimi Ned z Davisem w tym jego idiotycznym stroju i wielkim kapeluszu, a na końcu nieodłączny pan Smith.
Nefret wróciła dopiero późnym popołudniem. Czekaliśmy na nią – niczym stado sępów, jak zauważył Ramzes – przed naszym grobem numer pięć. Narastająca ciekawość nie pozwoliła nam się skupić na pracy, odesłaliśmy więc ludzi i usiedliśmy w cieniu. Emerson bez przerwy palił fajkę, a ja usiłowałam zająć się uzupełnianiem dziennika. Ramzes także coś skrobał w notesie. Wyglądał, jakby wcale nie zżerała go ciekawość, lecz to on pierwszy zerwał się na nogi, gdy ujrzeliśmy Nefret na ścieżce. Wyszedł jej na spotkanie i znalazł dla niej odpowiedni głaz do siedzenia, a ja odkorkowałam butelkę z wodą.
Emerson wyjął fajkę z ust.
– Czy coś w ogóle zostało z trumny i mumii? – zapytał.
Złowrogi pomruk w jego głosie powinien ją ostrzec, ale była zbyt zdenerwowana, żeby się tym przejąć. Otarła rękawem usta i oddała mi butelkę.
– Pokrywa trumny jest w trzech częściach – odparła. – Ułożyli je na wyściełanych tacach. A sama mumia…
Okazało się, że odsłonili już głowę i szyję mumii. Kiedy Maspero i pozostali podnieśli pokrywę, przekonali się, że ciało jest w całości obłożone grubą złotą folią. Usunęli ją i wyciągnęli mumię z trumny.
Z gardła Emersona wydobył się skowyt ranionego zwierzęcia.
– Będzie jeszcze gorzej – powiedziała ponuro Nefret. Mówiła bardzo szybko, jakby chciała mieć to już za sobą. – Pod mumią była woda i jeszcze więcej złota. Na jednym ze złotych arkuszy jest inskrypcja. Maspero stwierdził, że zawiera jedno z określeń Achenatona. Samo ciało zawinięto w delikatne lniane płótno, ale bardzo pociemniałe. Davis złapał za materiał i ściągnął go razem ze skórą. Zobaczyliśmy żebra. Był też naszyjnik, właściwie kołnierz. Davis zdjął go, a potem zaczął szukać rozsypanych paciorków. I wtedy mumia… po prostu rozpadła się w proch. Został tylko nagi szkielet.
– A co z głową? – zapytał Ramzes. Jego głos był spokojny, ale wyciągnął z kieszeni papierośnicę i zapalił.
Nic nie powiedziałam.
– Davis zdjął pektorał, który z uporem nazywa koroną. Twarz była uszkodzona, ale trochę skóry jeszcze na niej zostało, przynajmniej z początku. Potem jeszcze wypadł jeden ząb, kiedy… No, w każdym razie, żeby już nie nudzić, wszyscy skakali i gratulowali sobie nawzajem, a Davis krzyczał: „To królowa Tei! Znaleźliśmy ją!”. Tyle że to nieprawda.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałam, a Emerson podniósł głowę.
– Chcieli posłać po medyka, który by zbadał szkielet – wyjaśniła Nefret. – Miał określić płeć. Nie było… – spojrzała na mnie. – W każdym razie ja nie zauważyłam. Chociaż może źle patrzyłam…
– Nie, na pewno nie – odparłam. – Ale nie rozumiem, po co im był jeszcze jeden medyk, przecież mieli na miejscu ciebie?
– To niedorzeczne, ciociu Amelio. Czy sądzisz, że mogliby mnie uznać za fachowca? Kobietę? Ned się za mną wstawił i Davis pozwolił mi rzucić okiem, śmiejąc się zresztą przy tym do rozpuku. Powiedziałam mu, że to nie jest szkielet kobiety, ale on tylko dalej się śmiał.
– Masz pewność co do płci? – zapytał Ramzes.
– Na tyle, na ile mogę ją mieć po tak krótkich oględzinach. Nie odważyłam się niczego dotykać. Czaszka jest rozbita, jednak ta nieuszkodzona część wygląda na typowo męską… łuki brwiowe, kształt szczęki, ślady muskulatury. Nie pozwolili mi niczego pomierzyć, ale kąt zgięcia wzgórka łonowego…
– Czyli szkielet jest nienaruszony – wtrąciłam.
– Poza głową, która jest w kiepskim stanie – odparła Nefret.
– To znaczy, że to Achenaton! – wykrzyknął Emerson. – Szczątki najbardziej tajemniczego z faraonów, rozszarpane na sztuki przez czeredę sępów szukających złota!