– Davis wciąż uważa, że to królowa – powiedziała Nefret. – Udał się na poszukiwanie medyka… prawdziwego, jak zaznaczył. – Poczucie humoru przeważyło nad urażoną zawodową ambicją i wybuchnęła śmiechem. – Wyobrażacie sobie, jak buszuje w tłumie turystów i woła: „Czy jest wśród państwa lekarz?”. W końcu wrócił z jakimś amerykańskim ginekologiem i stał mu nad głową, powtarzając w kółko: „Znaleźliśmy królową Tei! To szkielet kobiety! Nie ma żadnych wątpliwości, prawda, doktorze?”. No i co ten biedaczyna miał powiedzieć? Potwierdził, że to kobieta, i uciekł. A ja za nim, bo nie mogłam już tego znieść.
– Ojcze – odezwał się Ramzes, który już od paru chwil wiercił się niespokojnie na swoim kamieniu – czy przyjrzałeś się dobrze hieroglifom na trumnie?
– Nie dość dobrze – odparł kwaśno Emerson. – Kartusze zostały wycięte, ale z pewnością były to określenia dotyczące Achenatona. „Żyjący w prawdzie, piękne dziecię Atona”, i tak dalej.
– Zgadza się – mruknął Ramzes z miną niemal tak tajemniczą jak sam Achenaton.
Emerson zerknął na niego podejrzliwie.
– Co masz na myśli?
– Nie mów nic teraz! – krzyknęłam do mojego syna. – Chyba nadchodzą. Słyszę głos pana Davisa. Trzymaj ojca, Ramzesie.
Ale to oczywiście nic nie pomogło. Uważam, że zawinił Davis. Gdyby przeszedł razem z innymi, nic nie mówiąc, może zdołalibyśmy powstrzymać Emersona. Ale ten głupiec oczywiście musiał przystanąć, żeby się ponapawać sukcesem.
– Mam nadzieję, moja droga, że doceniasz szczęście, jakie cię spotkało – zwrócił się do Nefret, głaszcząc ją po głowie. – Być obecną przy takim wydarzeniu!
– To bardzo uprzejme z pana strony, że mi pan na to pozwolił – bąknęła Nefret.
– Gratulujemy panu – dodałam, ciągnąc Emersona, który stał jak słup soli, ale jego twarz nie wróżyła niczego dobrego. – Musimy już iść, jesteśmy spóźnieni. Do widzenia, panie Maspero, panie Weigall, panie…
– Cóż to za urocza dziewczyna – powiedział rozpromieniony Davis, patrząc na mnie. – Czarująca! Ale nie powinna jej pani pozwalać zajmować się mumiami, pani Emerson. Kobiety nie mają głowy do takich rzeczy. Proszę sobie tylko wyobrazić: usiłowała mi wmówić, że to nie królowa!
Maspero odchrząknął.
– Mais, mon ami…
– Nie próbuj mnie tylko przekonywać, że jest inaczej, Maspero! – krzyknął Davis. – Wiem, co znalazłem. Co za triumf, na Jowisza! – zawołał i po tych słowach zadał ostateczny cios: – Jeżeli chcecie, możecie jutro zajrzeć tam wszyscy. Tylko uważajcie, żeby nie narobić bałaganu.
W tym momencie nastąpiła katastrofa. Nie mogę tu ze względu na przyzwoitość przytoczyć wypowiedzi mojego męża. Jej część, w znienawidzonym przez siebie francuskim, skierował do Maspero, ale większość obelg spadła na głowę zdumionego Davisa, który nie miał pojęcia, dlaczego Emerson go tak traktuje. I to w dodatku po tak serdecznym zaproszeniu do zwiedzenia grobowca!
Koniec końców Davis zażądał, żeby Emerson został usunięty z Doliny. Oświadczył, że tylko jego wyrozumiałości zawdzięczaliśmy możliwość pracy, ponieważ to on posiadał firman. Próbował żyć z nami w zgodzie i poszedł na większe ustępstwa, niż powinien, lecz, na Jowisza, nie było najmniejszego powodu, żeby się zgadzał na takie… ee… phh… traktowanie!
Obaj z Emersonem krzyczeli na siebie, a wokół zebrał się tłum gapiów. Maspero nie próbował ingerować, stał tylko, głaszcząc brodę i spoglądając to na jednego, to na drugiego. Najwyraźniej zabrakło mu odwagi do podjęcia odpowiedniego działania i oczekiwał, że ja go w tym wyręczę. Przywykłam już do tego, że mężczyźni tak się zachowują. Emerson nigdy by nie uderzył starszego, słabego człowieka, obawiałam się jednak, że Davis dostanie ataku serca. Nie chciałam, by mój mąż miał go na sumieniu, podniosłam więc głos do krzyku o takiej przenikliwości, że mało kto potrafiłby to zignorować, i kazałam im się uciszyć. Davisa obstąpili jego przyjaciele, a my obstąpiliśmy Emersona.
W końcu udało mi się zwrócić na siebie uwagę mojego męża w ten sposób, że stanęłam na palcach, przyciągnęłam jego głowę i szepnęłam mu wprost do ucha:
– Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego, Emersonie. Odejdźmy na bok, żeby Davis nie słyszał.
Mój mąż potrząsnął ze złością głową, ale tymczasem ekipa Davisa trochę się oddaliła i zaczął się uspokajać. Zdołaliśmy go zaprowadzić do naszego grobowca wypoczynkowego i namówić, żeby coś przekąsił.
Kiedy mu opowiedziałam o spotkaniu z Sethosem, wybuchnął z równą gwałtownością, jak przedtem. Przez jakiś czas jego niecenzuralne wrzaski uniemożliwiały normalną rozmowę. Pierwszy zdał sobie sprawę z doniosłości tego spotkania Ramzes, który nie żywi wobec Mistrza Występku takich uprzedzeń jak ojciec.
– To znaczy, że jednak istnieje pełna dokumentacja fotograficzna? – zapytał z niedowierzaniem. – Na pewno jednak nie ma zdjęć samej mumii. W jaki sposób by tego dokonał?
– Nie mam pojęcia – odparłam. – Ale powiedział, że mu się to udało, czy raczej – udało się sir Edwardowi. Choć to niewielkie pocieszenie, prawda? A co do płyt sarkofagu i drzwi korytarza, jedyną dokumentacją mogą się okazać rysunki Davida.
Emerson spojrzał na mnie z miną winowajcy.
– Skąd ci przyszło do głowy, Peabody…
– Leżały na twoim biurku, mój drogi – odparłam niezupełnie zgodnie z prawdą. – Wiedziałam zresztą, że coś knujesz tego dnia, kiedy poszedłeś do Doliny sam z dziećmi. Chyba rozumiesz, że nigdy nie będziesz mógł tego opublikować? Nie miałeś prawa do czegoś takiego.
– Hmm – mruknął Emerson.
– Jeżeli chcemy jeszcze kiedykolwiek pracować w Egipcie, nie będziemy mogli mówić publicznie o większości naszych działań w tym grobowcu – zauważył Ramzes.
Emerson uznał, że lepiej zmienić temat.
– Niech to diabli, Amelio! – zawołał. – Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś? Może byśmy złapali tego suk… gagatka!
– Nie sądzę – stwierdziła Nefret z rozbawieniem. – Ale czy rzeczywiście oddałbyś go w ręce władz, profesorze? Przecież uratował ciocię Amelię!
Emerson zastanawiał się przez chwilę.
– W istocie, zadowoliłbym się raczej przetrzepaniem łobuzowi skóry i zmusiłbym go do oddania zrabowanych przedmiotów – odparł. – Czy wyjawił, co to było, Peabody?
Pokręciłam głową.
– Możemy spróbować to ustalić – powiedział Ramzes – porównując obecną zawartość komory grzebalnej ze spisem, jaki sporządziłem po pierwszym wejściu.
– Ned chyba mógłby zrobić to samo, prawda? – zapytałam.
– Być może. Ale śmiem twierdzić, że nie ma tak dobrej pamięci jak ja.
Mój syn nie cierpi raczej na nadmiar fałszywej skromności. Jednakże nikt mu się nie sprzeciwił, bo powiedział prawdę.
– Fotografa z pewnością nikt nie będzie podejrzewał – ciągnął Ramzes. – W ostatnich dniach przez grobowiec przewinęły się dziesiątki osób, łącznie z robotnikami Davisa. Może się jeszcze okazać, że winniśmy Sethosowi wdzięczność za uratowanie tych obiektów przed zniszczeniem albo wpadnięciem w łapy mniej kompetentnych złodziei. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby niebawem część tych rzeczy wypłynęła na rynku starożytności.
I tak się w rzeczy samej stało. Pewien człowiek z Luksoru pokazał kilka złotych elementów i fragmenty biżuterii Howardowi Carterowi, a potem zaoferował je Davisowi za czterysta funtów i obietnicę nietykalności. Davis, jak mnie poinformowano, czuł się głęboko zraniony nielojalnością swoich strażników.