Z manuskryptu H
– Jak myślicie, co teraz postanowi profesor? – zapytał David.
Od czasu utarczki z Davisem spotkali się na osobności po raz pierwszy. Nefret z niewiadomych powodów uznała to za okazję do świętowania. Przestała już udawać, że lubi whisky, ale było wino i ciasteczka Fatimy. Zebrali się w pokoju Ramzesa, bo łóżko Nefret zajął Horus i nie zgodził się wpuścić mężczyzn do jej sypialni.
Ramzes wyciągnął się w ulubionym fotelu, ze stopami na podnóżku.
– Nie powie nam za diabła – odparł – dopóki sam nie będzie tego całkiem pewien. Ale spróbuję zgadnąć. Prawdopodobnie pozwoli nam dokończyć kopiowanie w świątyni Setiego, a sam z matką i Nefret wyruszy na poszukiwanie jakiegoś miejsca na przyszły rok.
– Dlaczego ze mną? – zdziwiła się Nefret. Siedziała po turecku na łóżku, fałdy niebieskiej szaty układały się wokół niej niczym fale wokół wodnej nimfy. – Mogłabym wam pomóc tutaj, a oni byliby znacznie szczęśliwsi we dwoje, beze mnie.
– Ludzie by plotkowali – burknął Ramzes. – Sama dobrze wiesz.
– Nie musisz się wściekać. Wiem, że by plotkowali, ale mało mnie to obchodzi. Boże, jacy ci „ludzie” potrafią być beznadziejni.
– To prawda – zgodził się z nią. – Mam nadzieję, że w tym sezonie wrócimy do domu wcześniej niż zwykle. Jedną osobę na pewno by to ucieszyło…
Ale David trwał pogrążony w jakimś błogim transie. Miał przymknięte oczy i uśmiech na ustach.
– Zbudź się – powiedział Ramzes i trącił go obutą stopą.
– Słyszałem, o czym mówiliście. Myślisz, że to możliwe? Naprawdę?
– Zostaw to mnie – zaśmiała się Nefret. – Jak często do niej pisałeś, odkąd wyjechała?
– Codziennie. Ale listy to nie… – przerwał i wytrzeszczył na nią oczy. – Skąd to masz?
Nefret zapaliła zapałkę i przytknęła płomień do długiego, cienkiego cygara, które trzymała w ustach. Jej policzki wydymały się i zapadały jak miechy.
– Od Vandergelta? – zapytał Ramzes, ściskając poręcze fotela i starając się zapanować nad głosem.
– Chciałam spróbować – odparła Nefret po zużyciu czterech zapałek i napadzie kaszlu. – Nie rozumiem, co w tym dziwnego. Pan Vandergelt obiecał, że nie wygada cioci Amelii. Dlaczego to pachnie dużo przyjemniej, niż smakuje?
– Cygarem się nie zaciąga – wyjaśnił Ramzes.
– Ach tak? Hmm. – Wydmuchnęła obłoczek dymu. – Chyba już wiem, o co chodzi. Proszę, nalejcie mi wina…
– Żeby zepsucie było pełne, tak? – mruknął Ramzes. Skinął na Davida, by podał Nefret kieliszek. Sam wolał się do niej nie zbliżać.
– To nie zepsucie, tylko przyjemność. – Dziewczyna oparła się o wezgłowie łóżka i uśmiechnęła do nich promiennie. – Wspaniałe uczucie. Chcę, żeby nic się nie zmieniało. Żeby tak było zawsze.
– Co, chcesz na okrągło pić wino i palić cygara? W najlepszym razie zalejesz się w trupa – prychnął z sarkazmem Ramzes.
– Jeszcze nigdy się nie upiłam. Muszę kiedyś spróbować.
– Wcale nie musisz – stwierdził, ale wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obraz Nefret roześmianej i chwiejącej się na nogach: rozpuszczone włosy, rozchylone usta… Wymierzył sobie w myśli potężnego kopniaka.
– Przecież wiesz, o co mi chodziło – powiedziała. – Miałam na myśli nas wszystkich, takich jacy jesteśmy. Mogłabym się właściwie rozgniewać na ciebie, Davidzie, że to zmieniłeś. Ale oczywiście się nie rozgniewam, bo Lia jest kochana i nie zabierze nam ciebie. Z mężczyznami jest inaczej. To żony wprowadzają się do ich domu, zawsze tak było. Kiedy kobieta wychodzi za mąż, musi się wyzbyć wszystkiego – domu, wolności, nawet nazwiska. Ja tego na pewno nie zrobię.
Ramzesowi odebrało mowę, więc inicjatywę przejął David.
– Nie wyjdziesz za mąż? – zapytał, zerkając niespokojnie na przyjaciela. – Czy to nie nazbyt… ee… dogmatyczne? A jeśli się w kimś zakochasz?
– Cóż, wtedy mój ukochany będzie musiał przyjąć moje nazwisko i robić to, co ja chcę. – Nefret zakreśliła w powietrzu łuk cygarem. – I będzie musiał zamieszkać z nami, z ciocią Amelią i z profesorem.
– Matce chyba nie przypadłoby to do gustu – oświadczył Ramzes, który nagle odzyskał głos. – Ona raczej liczy na to, że kiedyś wszyscy się wyprowadzimy.
– Ale ty wprowadzisz do domu swoją żonę, prawda?
– Do domu matki raczej nie – odparł, kręcąc głową. – I nie… może jednak moglibyśmy zmienić temat?
David popatrzył na niego z wyrzutem i zapytał Nefret, gdzie chciałaby pracować w przyszłym sezonie. Ale dziewczyna po wypaleniu cygara pozieleniała na twarzy i oznajmiła, że idzie się położyć. David odprowadził ją do drzwi, a potem starannie je zamknął.
Ramzes siedział wyprostowany, obejmując głowę dłońmi. Przyjaciel szturchnął go w łokieć.
– Napij się wina – poradził.
– Nie, bo potem będzie jeszcze gorzej. – Ramzes podszedł do umywalki, obmył sobie twarz i stał pochylony, ociekając zimną wodą.
– Ona wcale tak nie myśli – powiedział David.
– Oczywiście, że myśli. A niech to diabli. – Ramzes wytarł twarz ręcznikiem, rzucił go na podłogę i wrócił na fotel. – Jakaż ona jest dziecinna – jęknął bezradnie. – Co się z nią stało przez te wszystkie lata, że się zrobiła taka… taka nieuważna i niewrażliwa? Nigdy dotąd o tych sprawach nie mówiła. Myślisz, że może ktoś…
– Więc to cię tak dręczy? Nie, Ramzesie. Nie sądzę, żeby ktoś ją zranił. Jest taka ufna, otwarta i szczęśliwa. – David zawahał się i po chwili dodał: – Może mógłbyś jednak…
– Nie! O tak, mógłbym. – Ramzes zmusił się do uśmiechu. – Bóg jeden tylko wie, jak bardzo bym chciał. Ale to by było zbyt ryzykowne. Mógłbym stracić to, co już mam: jej zaufanie, jej towarzystwo… Ty i ona jesteście moimi najbliższymi przyjaciółmi, Davidzie. Pragnę jej miłości, ale nie za cenę utraty tej przyjaźni.
David pokiwał głową.
– Masz rację, tego nie da się wymusić. To przychodzi samo albo wcale. Wtedy, w ogrodzie, kiedy Lia… Opowiadałem ci już o tym, prawda?
– Ze dwa razy. – Uśmiech Ramzesa zgasł. – Wyjadę stąd – rzucił nagle.
– Co takiego?
– Nie zaraz i nie na zawsze. Ale muszę przez jakiś czas pobyć z daleka od niej, rozumiesz? To się wymyka spod kontroli… po prostu już nie daję rady.
Ciemne oczy przyjaciela popatrzyły na niego współczująco.
– Dokąd chcesz jechać?
– Nie wiem. Berlin, Chicago… może jakaś oaza na Saharze, gdzie będę mógł oddawać się ascezie, iskać pchły i ćwiczyć panowanie nad emocjami.
David przysiadł na podnóżku.
– Czasami mam wrażenie, że panujesz nad nimi aż za bardzo – stwierdził.
– Na zewnątrz pewnie tak to wygląda. Ale przerażające jest to, co się dzieje w środku.
– Znam to.
Nie, pomyślał Ramzes, nie znasz. Nie aż tak. I miej nadzieję, że nigdy nie poznasz.
Nie bardzo mi się podobał pomysł pozostawienia chłopców w Luksorze, a Nefret z nimi jeszcze mniej. Jej zapewnienia, że będzie ich strzegła przed wpakowaniem się w jakąś kabałę, zupełnie mnie nie przekonały. Robiła jednak wokół tego straszne zamieszanie, a kiedy usłyszała o tym Katherine, zaproponowała dość sensowne wyjście. Można będzie zapobiec plotkom, jeżeli Nefret zamieszka z nią i Cyrusem w Zamku.
– Czy jest pani przygotowana na wszelkie konsekwencje, pani Vandergelt? – upewniał się Ramzes. – Bo Horusa też będziecie państwo musieli przyjąć. Nefret nie zostawiłaby go z nami, nawet gdybyśmy się na to zgodzili.
Katherine zapewniła go, że oboje z Cyrusem – a zapewne także Sechmet – z przyjemnością ugoszczą Horusa. Ramzes tylko pokręcił głową.