– Właśnie miałem to państwu zaproponować – powiedział męski głos.
Nowo przybyły stał w drzwiach, odziany w doskonale skrojony tweedowy garnitur i lśniące buty, z kapeluszem w ręce i fryzurą tak gładką, jakby dopiero co ją przyczesał.
– Sir Edward! – zakrzyknęłam. – Co pan tutaj robi?
– Jestem tu już od pewnego czasu, pani Emerson. Dzień dobry wszystkim – dodał z ujmującym uśmiechem.
– Daoud miał przecież nikogo nie wpuszczać – zdziwił się Ramzes.
– Uznał, że ten zakaz nie obejmuje mojej osoby – odparł sir Edward. – Pamięta mnie jako waszego współpracownika i przyjaciela. A jako przyjaciel nie mogłem stać z boku. Dziś rano wieści rozniosły się po całym Luksorze. Stwierdzam jednak z ulgą, że były przesadzone – jego chłodne błękitne oczy przesunęły się po Ramzesie i zatrzymały się na Davidzie – chociaż nie całkiem nieścisłe. Jakżebym mógł nie zaoferować wam swojej pomocy?
– Niepotrzebnie – oświadczył Emerson. – Panujemy nad sytuacją.
– Czy rzeczywiście? Znam wszystkich państwa na tyle dobrze, iż nie wątpię, że potraficie się obronić przed zwyczajnym wrogiem. Jednak już samo to, że ten, z którym państwo macie obecnie do czynienia, potrafił zdobyć się na porwanie Ramzesa wraz z jego służącym…
– David nie jest moim służącym – przerwał mu Ramzes.
– …jego przyjacielem – poprawił się gładko sir Edward. – A więc porwanie dwóch silnych młodych ludzi, z pewnością przygotowanych na wszystko, świadczy o tym, że jest to ktoś wyjątkowo niebezpieczny i pozbawiony skrupułów. Jak wspominałem już pani Emerson, szukam dla siebie jakiegoś zajęcia. Jako że moje usługi w dziedzinie archeologii są najwyraźniej zbędne, błagam, by pozwolili mi państwo służyć sobie w charakterze obrońcy.
– Zapewne obrońcy kobiet? – zapytała Nefret, trzepocąc rzęsami. – Och, sir Edwardzie, jakież to rycerskie! Jakie szlachetne! Nigdy nie zdołamy się panu odwdzięczyć!
Parodia była tak oczywista, że miałam ochotę się roześmiać. Sir Edward również nie dał się nabrać, ale nie wypadł z roli.
– Ochrona bezradnych kobiet to święty obowiązek każdego Anglika, miss Forth – powiedział, przykładając dłoń do okolicy serca i rzucając Nefret spojrzenie pełne uczucia, godne prowincjonalnego aktora w roli sir Galahada.
Emersona jakoś to nie rozbawiło.
– To nonsens – burknął. – Tu nie ma się z czego śmiać, sir Edwardzie.
– Doskonale to rozumiem, drogi panie. Jeżeli moje informacje są prawdziwe, właścicielka tego domu to ta sama kobieta, którą spotkaliśmy z panią Emerson przed kilku laty. Udało mi się wówczas wyświadczyć pańskiej żonie małą przysługę. Czy byłoby zbytnim zadufaniem sądzić, że mogę uczynić to znowu?
Emerson odpowiedział na tę propozycję zmarszczeniem brwi i gestem oznaczającym stanowczą odmowę.
– Szkoda czasu na puste uprzejmości – stwierdził. – Musimy dokończyć przeszukiwanie domu.
Sir Edward miał dość rozumu, by nie próbować dalszej dyskusji, lecz podążał za nami w dyskretnej odległości, gdy badaliśmy resztę pokoi oraz płaski dach. Z rzeczy osobistych znaleźliśmy jedynie pustą puszkę po opium i nargile. W kuchni, osobnym budyneczku obok głównego domu, również panował rozgardiasz. Cuchnęło nadgniłymi jarzynami, skisłym mlekiem i cienkim, kwaśnym egipskim piwem. Jedynym niezwykłym przedmiotem była tu rozbita zielona butelka. Ramzes poszukał wśród jej szczątków fragmentu z nalepką.
– Moët and Chandon – przeczytał.
– Ta dama ma kosztowne gusta – zauważył Emerson.
– I lubi je zaspokajać – dodałam. – Pochowała już dwóch bogatych mężów.
Pozostała nam jeszcze do przeszukania szopa. Już sam widok pokoju, w którym więziono Ramzesa, był dla mnie dość bolesny – knebel i mocno związane sznury były niemymi, lecz dobitnymi świadectwami wielu godzin spędzonych w niewygodzie i niepewności. W brudnej szopie było jeszcze gorzej. Moja współczująca wyobraźnia – na której brak nie mogę narzekać – podsunęła mi obraz Davida leżącego na twardej ziemi, rozpaczliwie wyczekującego pomocy i zamartwiającego się o przyjaciela, którego kochał jak brata. Jaki ich czekał los, gdyby Layla nie przyszła im z pomocą? Z pewnością nie szybka, bezbolesna śmierć, bo napastnicy mogli się ich pozbyć już wcześniej. Przyszło mi do głowy kilka możliwości i przeszedł mnie dreszcz.
Nie mieściliśmy się wszyscy w tym wstrętnym miejscu, pozostawiłam więc poszukiwania Emersonowi i Ramzesowi. Znaleźli tylko przewrócony dzban po piwie, stos niedopałków, glinianą lampkę i wiązkę stęchłej słomy.
Wróciliśmy do domu Abdullaha, mając nadzieję, że wszczęte przez niego dochodzenie przyniosło jakieś nowe informacje. Nasi ludzie pracowali od świtu i przyznam, że rzetelnie przeczesali wioskę. Oczekiwał nas tłumek świadków, po części zrzędzących i niechętnych, po części zaś roześmianych i zaciekawionych. Popijaliśmy podaną przez Kadiję herbatę, a Abdullah przyprowadzał ich do nas kolejno.
Wszyscy wiedzieli o powrocie Layli; interesowało to zwłaszcza niektórych mężczyzn. Gdy jednak chcieli ją odwiedzić, żeby odnowić starą znajomość, odprawiała ich z kwitkiem. Nie zdziwiło ich to bynajmniej, choć byli niezadowoleni. Layla zawsze była „nieprzewidywalna”, jak to określił jeden z nich.
– Takie są skutki pozwalania kobietom na posiadanie własnych pieniędzy – dodał filozoficznie. – Robią wtedy, co chcą, zamiast tego, co każą im mężczyźni.
– Racja jak wszyscy diabli – burknęła Nefret, gdy ten ostatni świadek wyszedł. – Ciociu Amelio, pani Vandergelt, wybaczcie.
– Wybaczone – odparła z uśmiechem Katherine. Przywykła do niewyparzonego języka Nefret, a ja porzuciłam już nadzieję na oduczenie jej tego. Sporo zresztą przejęła w tej dziedzinie od Emersona.
Poza niezbyt przydatną informacją o Layli, większość świadków niewiele miała nam do powiedzenia, choć mówili chętnie i bardzo długo. Widziano obcych, wchodzących i wychodzących z domu Layli; byli to bardzo niesympatyczni ludzie, nigdy nie przystanęli na pogawędkę i nie odpowiadali na pytania. Wreszcie Emerson przerwał całą tę procedurę.
– To prowadzi donikąd – stwierdził. – Jeżeli nawet któryś z Gurnawi zna tych osobników, i tak się do tego nie przyzna. Musimy znaleźć Laylę, to nasz najlepszy trop. Gdzie ona może się podziewać?
Sir Edward, który przyłączył się do nas, odchrząknął i powiedział:
– Jest bardzo prawdopodobne, że przedostała się na drugą stronę rzeki, do Luksoru. Wioski na tym brzegu są nieduże i blisko ze sobą związane, więc obcy od razu rzucają się tu w oczy. W Luksorze natomiast jest pewna dzielnica… Proszę wybaczyć, nie powinienem o tym wspominać w obecności pań.
– Ach, ta dzielnica. Hmm… – mruknęłam.
– Mnie też to przyszło do głowy. – Ramzes spojrzał z niechęcią na sir Edwarda, który uśmiechnął się do niego w odpowiedzi.
– Ty tam nie pójdziesz – oświadczyłam. – Ani David. Nie zabroniłam iść Nefret, bo nie postało mi w głowie, że mogłaby to zrobić. Sekcje zwłok, zmasakrowane ciała, owszem. Mieszkania zatwardziałych przestępców, a jakże. Ale dom zakazanej miłości?
Wciąż nie pojmuję, jak mogłam być tak głupia.
Sir Edward pożegnał się z nami przed domem jednego z niezliczonych młodych krewniaków Abdullaha, u którego trzymaliśmy konie. Nie ponowił propozycji pomocy, ale jego znaczące spojrzenie upewniło mnie, że wciąż ją podtrzymuje. Doskonale prezentował się na koniu i gdy odjeżdżał ku przystani promu, jego wyprostowaną sylwetkę odprowadzało nie tylko spojrzenie Nefret.
Kiedy skierowaliśmy konie ku domowi, Cyrus powiedział: