– Nie chciałbym się wtrącać, Emersonie, ale nie rozumiem, dlaczego nie przystałeś na propozycję sir Edwarda. To całkiem krzepki i bardzo bystry człowiek.
– Nie chcę, żeby się przy nas kręcił i robił oko do mojej żony – odburknął Emerson. – Albo do Nefret.
– No cóż… nie przypominam sobie istnienia prawa, zabraniającego mężczyźnie okazywania uprzejmego zainteresowania kobiecie, dopóki ona nie ma nic przeciwko temu -odparł Cyrus, po swojemu cedząc słowa. – Panna Nefret, jak sądzę, poinformowałaby o tym sir Edwarda w dość zdecydowanych słowach.
– Racja jak… ehm… Oczywiście – odparła Nefret. – Drogi profesorze, nie zachowuj się jak wiktoriański tatusiek. Sir Edward mógłby się nam bardzo przydać, zwłaszcza jeśli przyjedzie wuj Walter z ciotką Evelyn i Lią.
– Nie starczy miejsca dla wszystkich – mruknął Emerson, lecz był to już ostatni pomruk dogasającego wulkanu. Mój mąż ma swoje słabości, nie jest jednak głupcem i wie, kiedy się wycofać.
– Jeżeli uda nam się odwieść naszych bliskich od przyjazdu, będziemy mieli wolny pokój – stwierdziłam. – Sir Edward zatrzymał się w Winter Palace, prawda? Złożymy mu wizytę albo prześlemy wiadomość, że przyjmujemy jego propozycję.
Przynajmniej raz panowała zgodność co do dalszych działań. Najważniejsze było odszukanie Layli, i to jak najszybciej. Najbardziej prawdopodobnym miejscem jej pobytu był w moim przekonaniu Luksor. Na moją sugestię, że Ramzes powinien zostać w domu i odpocząć, on sam odpowiedział kamiennym spojrzeniem, a Nefret zauważyła:
– Ja tam bym go nie zostawiała, ciociu Amelio. Lepiej niech jedzie z nami, żebyśmy mogli mieć na niego oko.
Jej także nie zamierzałam zabierać, ale po namyśle stwierdziłam, że i na nią będzie lepiej „mieć oko”. Pojechaliśmy więc prosto na przystań, skąd dwóch naszych ludzi przewiozło nas na drugi brzeg łodzią.
Z manuskryptu H
– Jak my się od nich uwolnimy? – zastanawiała się Nefret.
Czekali przy kasach biletowych, a starsi Emersonowie wypytywali zawiadowcę stacji. Peron, budynek dworca i prowadzącą do niego drogę wypełniał tłum ludzi zamierzających wsiąść do pociągu do Asuanu. Słońce stało wysoko, a powietrze było aż gęste od pyłu. Nefret zdjęła kapelusz i zaczęła się nim wachlować.
– To czysta strata czasu – oświadczyła. – Jak ten człowiek mógł zapamiętać kobietę z zasłoniętą twarzą? W tych czarnych szatach wszystkie wyglądają tak samo. Poza tym tamci wiedzą, że ich zdradziła, i także zaczęliby poszukiwania od dworca. Jeśli istotnie jest tak sprytna za jaką wy, mężczyźni, ją uważacie, powinna się gdzieś przyczaić, dopóki sprawa nie ucichnie. Logicznie biorąc, jest tylko jedno takie miejsce.
– Nefret, bądźże rozsądna – powiedział Ramzes przyciszonym głosem. – To prawda, że Layla mogła się schronić u swoich dawnych… ee, znajomych. Ale odwiedzić to miejsce możemy tylko za przyzwoleniem ojca. On chce tam iść osobiście, co nie jest dobrym pomysłem, i może uda mi się go przekonać, że ja i David będziemy skuteczniejsi. Jeżeli jednak uzna, że zamierzasz się do nas przyłączyć, nie ma takiej siły, która by go zmusiła do zgody.
– Ja także bym się nie zgodził – stwierdził David. Stał nieco za Ramzesem, lustrując podejrzliwie przechodzący tłum.
Nefret wcisnęła na głowę kapelusz i zawiązała pod brodą wstążki.
– Zobaczymy jeszcze. Właśnie idą. I jak poszło, profesorze?
– Lepiej, niż się spodziewałem – odparł. – Dziś rano jakaś kobieta kupowała bilet do Kairu. Miała strój i ozdoby wieśniaczki, ale kasjer ją zapamiętał, bo podróżowała samotnie i kupiła bilet drugiej klasy. Kobieta tego pokroju podróżowałaby raczej trzecią klasą, jeśli w ogóle. Zamierzam zwrócić się telegraficznie do policji kairskiej, żeby czekali na pociąg.
Zaaranżowanie wszystkiego zgodnie z planem Ramzesa wymagało pewnych manewrów i kilku bezczelnych kłamstw. Z urzędu telegraficznego udali się do Winter Palace. Sir Edwarda nie było, więc postanowili zjeść lunch w hotelu. Kiedy panie poszły się odświeżyć, Ramzes mógł porozmawiać z ojcem. Pierwsza reakcja była taka, jak oczekiwał – stanowcza odmowa.
– Nie możesz tam iść, ojcze – przekonywał go. – Nie będą chcieli w ogóle z tobą rozmawiać.
– A wobec ciebie będą bardziej swobodni, tak? – Emerson zmierzył go lodowatym spojrzeniem.
– Tak, ojcze. Jestem o tym przekonany.
– Każdy w Luksorze czuje przed tobą respekt, profesorze – dodał David. – Będą się bali cokolwiek powiedzieć.
– Hmm… – mruknął Emerson. – Nie, nie, to niemożliwe. Dreszcz mnie przechodzi na samą myśl, co powiedziałaby matka, gdyby odkryła, że pozwoliłem wam odwiedzić burdel.
– A co powie, kiedy się okaże, że ty sam zamierzasz go odwiedzić?
– Ee… tego… – Emerson pogładził podbródek, zerkając niespokojnie ku drzwiom saloniku dla pań.
– Złapał cię w sidła, Emersonie – zaśmiał się Cyrus Vandergelt. – Jesteś kiepskim kłamcą, Amelia od razu przejrzałaby twoje zamiary i chciałaby iść z tobą. Nie zamierzamy przecież pozwolić, żeby się włóczyła po… ehm. Niech chłopaki to załatwią.
Ramzes był w egipskim burdelu tylko raz w życiu, oczywiście w trakcie prowadzenia śledztwa. Miejsce to zbrzydziło go, choć było jednym z mniej ohydnych, obsługiwało bowiem Europejczyków i bogatych Egipcjan. Tym razem jednak było gorzej. Do głównej sali przybytku wchodziło się wprost z ulicy, od której oddzielała ją zasłona z pasków materiału. Okiennice były zamknięte i jedyne światło dawały dwie wiszące lampy. Wokół unosił się odór brudu i potu oraz zapach tanich perfum, słychać też było nieustanne brzęczenie wszechobecnych much.
Po wejściu do środka przybysze usłyszeli również inny dźwięk-melodyjne pobrzękiwanie ozdób na piersiach, w uszach i we włosach kobiet spoczywających na poduchach otomany, będącej tu najważniejszym meblem. Ciemne, obwiedzione czernidłem oczy spoglądały na nich z ciekawością. Jedna z kobiet wstała, wygładzając cienką tkaninę na biodrach uwodzicielskim gestem, ale druga kazała jej usiąść z powrotem i sama wstała. Była starsza od innych, a gdy szła do chłopców, przelewały się na niej wałki tłuszczu. Podobne do monet kółka, przyczepione do diademu na jej włosach i naszyjnika, wykonane były ze złota.
David odchrząknął. Ustalili, że najlepiej będzie, jeśli on pierwszy przemówi, ale głos grzązł mu w gardle z zakłopotania.
– Szukamy kobiety – wystękał, wywołując tą prostolinijną wypowiedzią stłumiony śmiech.
– Oczywiście, młodzi panowie – odpowiedziała właścicielka. – Po cóż innego byście tu przychodzili?
– Jednak dobrze, że nie puściłam was samych – rozległ się za ich plecami opanowany głos.
Ramzes odwrócił się szybko. Nefret odrzuciła kaptur płaszcza i jej włosy zalśniły w smugach wpadającego przez zasłonę światła. Była niczym kwiat, który wyrósł nagle w kloacznym dole. Pierwszą jego myślą było pochwycić ją w ramiona i wynieść z tego przybytku zepsucia. Wiedział jednak, że zareaguje co najmniej krzykiem i wierzganiem, więc chwycił ją tylko za ramię.
– Co tutaj robisz, na Boga?!
– Śledziłam was. Pani Vandergelt poszła z ciocią Amelią do sklepu i wtedy się wymknęłam. To boli – dodała z wyrzutem.
– Davidzie, wyprowadź ją stąd.
– Davidzie, nie waż się mnie dotknąć!
Tymczasem przybywało podekscytowanych widzów tego spektaklu. Do pomieszczenia wśliznęło się kilka kolejnych kobiet, odzianych w liche, jaskrawe szmatki. Ich niezakryte twarze miały różne odcienie, od błękitnawej czerni po jasny brąz, a dłonie i stopy były pomalowane henną.
Nefret zwróciła się do zaskoczonej madame swoim szybkim, prostym arabskim: