– Emersonie – odezwałam się, uprzedzając ingerencję Ramzesa – nie zagłębiaj się w takie szczegóły. Zanudzasz naszego gościa.
– Ależ skąd – zaprotestował sir Edward z ujmującym uśmiechem. – Profesor prowadzi ze mną małą grę, jak sądzę, lub chce mnie sprawdzić. To nie może być grobowiec Ramzesa Drugiego, bo leży on po drugiej stronie drogi. Numer siódmy, nieprawdaż?
– Tak jest – odparł Emerson. – Jak już wspomniałem, zanim moja żona mi przerwała, nietypowy plan i jeszcze parę innych rzeczy wskazuje na to, że jest to grób zbiorowy. Zaczęliśmy już oczyszczanie pierwszej komory. Idzie to powoli, bo to przeklęte miejsce jest zasypane rumoszem. Ramzesie, nie będziesz mi na razie potrzebny, może, ee… pójdziesz przywitać się z Ayrtonem? Pytał o ciebie. Nie przywitaliśmy się z nim dzisiaj z powodu cholernego spóźnienia – dodał z naciskiem.
– Tak, ojcze – powiedział posłusznie Ramzes i razem z Davidem, który oczywiście musiał mu towarzyszyć, zniknął na dość długo.
Mieliśmy właśnie zrobić sobie południową przerwę na herbatę, kiedy wrócili. Emerson chciał od razu usłyszeć, co się dzieje.
– Nic ciekawego – oświadczył Ramzes, przyjmując filiżankę herbaty. – Ned posłał wczoraj Davisowi wiadomość, że znalazł grobowiec, ale…
– Co takiego?! – zawołał Emerson. – Grobowiec, nie te niszę z dzbanami? To oczywiście…
– Tak, ojcze – odparł Ramzes. – Poniżej tej niszy znaleźli wydzieloną, gładką powierzchnię i wydawało się, że to może być początek grobu. Dlatego zostaliśmy dłużej, żeby zobaczyć, co znajdą. Ale to nie było wejście, Ned właśnie posłał kolejnego człowieka do Davisa z wiadomością, że to fałszywy alarm.
– A co zrobił z dzbanami? – zapytał pożądliwie Emerson.
– Przypuszczam, że kazał je zanieść do jego domu – powiedział Ramzes bezbarwnym głosem. – Pan Davis zapewne będzie sam chciał je zbadać.
– Niech to diabli! – mruknął Emerson.
Tego dnia ani Ayrtonowi, ani nam nie przytrafiły się już żadne odkrycia. Na ścianach pierwszej komory znajdowały się reliefy, lecz mogliśmy się im przyjrzeć przy świecach dopiero pod koniec dnia, kiedy opadł pył wzniecony stopami robotników. Choć częściowo zniszczone, były na tyle ciekawe, by wzbudzić zainteresowanie mojego nadmiernie krytycznego syna.
– Te sceny przypominają wyobrażenia z grobowca książąt, odkrytego przez Schiaparellego w Dolinie Królowych – stwierdził. – Powinniśmy się do nich zabrać jak najszybciej, ojcze. Tynk jest bardzo zmurszały i najlżejsze drgania mogą…
– Do diaska, Ramzesie, przecież też to wiem – odpalił Emerson. – Najpierw jednak musimy jeszcze trochę oczyścić to miejsce. Przydałoby się lepsze światło. Dobrze byłoby zainstalować reflektory, ale trzeba by poprowadzić przewód elektryczny… – przerwał nagle i sposępniał.
Wiedziałam, jaka była tego przyczyna. Przypomniały mu się zapewne dawne czasy, gdy stanowisko inspektora piastował Howard Carter. Wtedy każde życzenie Emersona było dla Howarda rozkazem. Jego następca, pan Quibell, również był skory do współpracy. Natomiast zupełnie nie było wiadomo, czy obecny inspektor, Weigall, zgodzi się na poprowadzenie przewodu od silnika elektrycznego z grobowca Ramzesa XI. Nie byłam w tej kwestii zbyt dobrej myśli.
Po powrocie do domu rozproszyliśmy się w różnych kierunkach. Dzieci odprowadziły konie do stajni, a Emerson zasiadł za biurkiem. Z hotelu przywieziono bagaż sir Edwarda, pokazałam mu więc jego pokój i zostawiłam go tam, żeby się rozpakował. Odświeżyłam się, zmieniłam zakurzone ubranie i poprosiwszy Fatimę o podanie herbaty, zasiadłam na werandzie, żeby przejrzeć pocztę.
Była tylko jedna ciekawa wiadomość, zaadresowana do Emersona. Podałam mu ją, kiedy wszyscy się zebrali.
– Widzę, że już to przeczytałaś, Peabody – zauważył. – Może po prostu powiedz nam, o co chodzi.
– Oczywiście, mój drogi. To telegram z policji kairskiej. Zgodnie z naszą prośbą czekali na pociąg, ale nie wysiadła z niego kobieta, której opis im podaliśmy.
Wcześniej zrelacjonowałam już sir Edwardowi, jakie podjęliśmy dotąd kroki, rozumiał więc w czym rzecz.
– Mogła ich łatwo wyprowadzić w pole – stwierdził, kręcąc z powątpiewaniem głową. – Przecież wiecie, jakie straszliwe zamieszanie panuje na stacji: masy ludzi usiłują jednocześnie wsiąść do pociągu i wysiąść z niego, cały ten tłum przepycha się, krzyczy…
Poprosiłam Nefret o nalanie wszystkim herbaty. W białej muślinowej sukni wyglądała bardzo wykwintnie i kobieco, choć psuł ten obraz Horus, rozwalony na jej podołku i wylewający się na sofę. Kiedy Ramzes podszedł do stolika, by wziąć swoją filiżankę, Horus prychnął na niego. Mój syn znał jednak kocie sztuczki, udało mu się więc nie wylać herbaty i uniknąć podrapania.
– Mogła w ogóle nie pojechać pociągiem – zauważył, wróciwszy na parapet. – Mogła też na przykład, kupując bilet, udawać niewidomą i w ten sposób zwieść ścigających ją ludzi.
– Taka możliwość przyszła mi oczywiście do głowy – powiedziałam.
– Oczywiście – powtórzył Ramzes i wyłowił coś z filiżanki. – Nefret, czy mogłabyś pilnować, żeby ten kocur nie moczył ogona w herbacie?
Sir Edward roześmiał się i zdjął koci włos ze swojej górnej wargi.
– Linieją w porze letniej, prawda? To wyjątkowo ładne stworzenie, panno Forth. Należy do pani, czy tak?
– Jeżeli zamierzacie ględzić o kotach, wracam do roboty – burknął Emerson.
– Zapewniam cię, mój drogi, że mam w zanadrzu poważniejsze kwestie – oświadczyłam. – Pozwól jednak sobie przypomnieć, że to ty niedawno skarżyłeś się na poruszanie przy herbacie nieodpowiednich tematów.
– Rozmawialiśmy wtedy o pokiereszowanych zwłokach i gnijących ranach – żachnął się. Rumieniec ożywienia przydał ciepła jego opalonej, pięknie uformowanej twarzy. – O morderczych sektach. To właśnie ty rzuciłaś ten absurdalny pomysł!
– Nie ma dowodów na jego absurdalność. Bóg-krokodyl…
– Nie ma z tym nic wspólnego! Yussuf Mahmud…
– Krokodyle! – zawołał sir Edward, biorąc kanapkę z podsuniętego przez Fatimę talerza i dziękując jej uśmiechem. – Proszę wybaczyć wejście w słowo, sir, ale sądzę, że nawiązuje pan do zwłok wyłowionych w zeszłym tygodniu z Nilu. Czy myśli pan, że to tajemnicze zdarzenie może mieć jakiś związek z waszymi obecnymi kłopotami?
– W żadnym razie – odparł Emerson. – Moja małżonka jak zwykle zbacza na manowce.
Gdybym nie miała ust wypełnionych kanapką z pomidorem, wypomniałabym mu niesprawiedliwość tego ataku. Ale zanim przełknęłam, do rozmowy włączył się Ramzes.
– To ciekawa sugestia, sir Edwardzie – stwierdził. – Jak wiele panu wiadomo o naszych, ee… obecnych kłopotach?
– Wiem tylko o tym, co się wydarzyło od mojego przyjazdu do Luksoru – odparł natychmiast nasz gość. – Jestem daleki od zagłębiania się w kwestie natury osobistej, ale byłbym dla państwa bardziej użyteczny, znając istotne fakty.
– Trudność polega na tym – wtrąciłam – że nie wiemy, które fakty uznać za istotne. Jednak niektóre zdarzenia rzeczywiście należą do sprawy i przyznaję, że powinien pan o nich usłyszeć.
Oczekiwałam protestów, lecz nie nastąpiły, choć Emerson się nachmurzył, a Ramzes odwrócił twarz. Opowiedziałam więc gościowi o przygodzie naszych dzieci i papirusie z „Księgi umarłych”.