Выбрать главу

Ned z uśmiechem odgarnął ze spoconego czoła kosmyk włosów.

– Cieszę się, że pan to mówi, sir. Przedwczoraj wyrwałem się jak Filip z konopi. Powiadomiłem pana Davisa o znalezieniu grobu, a potem musiałem to odwołać. Wolałem nie popełnić tego błędu powtórnie.

– Zanim wejście zostało zasypane, ten grób mógł już zostać okradziony dziesięć razy – zauważył Emerson. – To prawie pewne, że tak było. Hmm, odkopywanie powinno potrwać jeszcze najwyżej kilka godzin…

I wtedy, drogi Czytelniku, objawił się w całej okazałości charakter człowieka, którego poślubiłam. Emerson niczego na świecie nie pożądał w tej chwili bardziej od widoku tego, co znajdowało się u stóp skalnych schodów. Gdyby to było jego odkrycie – a powinno być – odkopałby schody do końca jeszcze tego dnia, choćby gołymi rękami, a potem przenocowałby na miejscu, żeby pilnować znaleziska. Walka, jaką mój mąż musiał ze sobą stoczyć, była bardzo trudna, lecz w końcu zawodowy honor zwyciężył.

– Przestańcie kopać – powiedział, prostując swoje szerokie ramiona.

– Słucham? – Ned popatrzył na niego zdumiony.

Ramzes, podobnie jak ja, doskonale wiedział, co czuje jego ojciec.

– Nie zamierza pan chyba odsłonić wejścia do grobowca i zostawić go bez opieki na całą noc? – zwrócił się do Neda, kładąc mu przyjacielsko dłoń na ramieniu.

– Dobry Boże, nie, oczywiście, że nie. Poza tym pan Davis na pewno chciałby być przy otwarciu.

– W takim razie niech pan lepiej przerwie pracę, chyba że Davis miałby tu przyjść jeszcze tej nocy. – Ramzes zlustrował wykop fachowym spojrzeniem. – Tam jest jeszcze najwyżej kilka stopni, a wypełnienie jest dość luźne.

– Oczywiście, ma pan rację. – Ned uśmiechnął się przepraszająco. – Musiał pan pomyśleć, że jestem wyjątkowym głupcem. Chyba trochę zanadto byłem podekscytowany. Otwarcie nowego grobu jest zawsze takie podniecające, prawda? Kiedy człowiek nie wie jeszcze, co tam znajdzie…

– Tak – mruknął posępnie Emerson. – W istocie. Jest podniecające.

Ned odprowadził nas do oślego parku, a potem udał się pieszo do domu, który Davis zbudował dla niego tuż przy wylocie Doliny. Nie dziwiłam się jego zadowolonej minie. Nawet gdyby grób okazał się niedokończony albo splądrowany, samo znalezienie go było wspaniałym osiągnięciem.

Tego dnia Cyrus zaprosił nas na jeden ze swoich niedzielnych wieczorków. Zawsze był człowiekiem bardzo towarzyskim, mając zaś przy boku Katherine, znajdował w przyjmowaniu gości jeszcze większą przyjemność.

Zazwyczaj lubię uczestniczyć w takich okazjach towarzyskich, a spotkania u Cyrusa były zawsze bardzo wykwintne i miłe. W dodatku miało przyjść wielu naszych przyjaciół, nie mówiąc już o samych Vandergeltach.

A jednak tego wieczoru jakoś mnie nie ciągnęło do takich atrakcji. Myślami byłam gdzie indziej, wyobrażając sobie, co robią ci, których z nami nie było. Selim z Daoudem jeszcze jechali pociągiem i mieli dotrzeć do Kairu dopiero późnym wieczorem. Następnie czekała ich krótka podróż do Aleksandrii. Wkrótce potem miał zarzucić w porcie kotwicę statek z Anglii, o ile nie będzie spóźniony. Pasażerowie wysiądą na brzeg dopiero nazajutrz rano. Jakichś wiadomości mogliśmy się więc spodziewać najwcześniej po południu, tym bardziej że Walter mógł postanowić jechać mimo wszystko do Kairu, gdzie zarezerwował pokój w hotelu Shepheard’s. Lia tak bardzo cieszyła się na tę podróż, że odstawienie jej do domu bez umożliwienia choćby rzucenia okiem na piramidy i Sfinksa byłoby okrucieństwem. Jeśli zostaną w Kairze przez jakiś czas, może mogłabym się tam wybrać i zobaczyć z nimi, a przy okazji może także trochę się rozejrzeć…

Zbyt wiele tych „może”. Pozostawało czekać cierpliwie co najmniej dwadzieścia cztery godziny, żeby poznać zamiary Evelyn i Waltera. Doszłam do logicznego wniosku, że siedzenie w domu nie wyjdzie nam na dobre, a nic więcej do zrobienia tego dnia już nie było.

Okazało się, że pozostali również byli nastawieni na wyjście i nawet Emerson przystał na to z rezygnacją. Znowu mieliśmy sprzeczkę na temat wkładania stroju wizytowego, którą jak zwykle wygrałam. Cyrus przysłał po nas powóz, lecz byłoby nam w nim trochę ciasno, toteż sir Edward oznajmił, że pojedzie konno. Kiedy wyszło na jaw, że ani on, ani chłopcy, nie ubrali się wieczorowo, Emerson popatrzył na mnie z wyrzutem. Trudno było oczekiwać, że udzielę reprymendy sir Edwardowi, a kiedy wygłosiłam ją Ramzesowi, oświadczył, że nie potrafiłby pozapinać wszystkich sprzączek i spinek jedną ręką.

Postanowiłam tym razem mu darować, ale chciałam wiedzieć coś jeszcze. Obawiałam się mianowicie, że niesprawna ręka posłuży mu za wymówkę do zapuszczenia brody. Mężczyznom zarost chyba bardzo się podoba. Ramzes był jednak porządnie ogolony, więc poprawiając mu krawat i kołnierzyk, zapytałam, jak tego dokonał.

– Od kilku lat używam bezpiecznej brzytwy, mamo – padła odpowiedź. – Dziwne, że tego nie wiesz.

– Nie mam zwyczaju grzebania w twoich rzeczach osobistych – odparłam.

– Oczywiście, mamo. Miałem tylko na myśli…

Emerson przerwał nam uwagą, którą zawsze wygłasza w takich okolicznościach:

– Jeżeli już musimy to zrobić, jedźmy.

Prąd elektryczny, który bywa zawodny, tego wieczoru jednak działał. Wszystkie okna Zamku jaśniały zapraszająco w mroku, a przed wejściem powitał nas Cyrus. Zdążył jednak tylko zapytać: „Coś nowego?” – a ja zdążyłam odpowiedzieć przecząco i porwał go wir obowiązków gospodarza wieczoru.

Wielki salon wypełnił się znajomymi twarzami i postaciami, wokół rozbrzmiewały śmiechy i rozmowy. Stojąc nieco na uboczu i sącząc wino, obserwowałam te twarze z nowym zainteresowaniem. Czy mógł się między nimi znajdować nasz nowy – albo stary – nieznany nieprzyjaciel?

Podczas sezonu do Luksoru przybywało zwykle sporo osób. Część znałam z widzenia i spostrzegłam, że Emerson rozmawia właśnie z jedną z nich. Był to pewien lord, którego nazwisko wyleciało mi z pamięci, wiedziałam jednak, że przybył niedawno do Egiptu dla podratowania zdrowia i interesuje się wykopaliskami. Był wysokiego wzrostu, a jako że towarzyszyła mu żona, pomyślałam, że z pewnością zauważyłaby zmianę w wyglądzie swojego męża. Chyba że sama…

To nonsens, skarciłam siebie w duchu. Sethosa na pewno tu nie ma. Rozpoznałam go w Londynie, więc rozpoznałabym też w Luksorze, w każdym przebraniu.

Jeśli jednak chodzi o nieznanych nieprzyjaciół, możliwości były wręcz niewyczerpane. Większość nielegalnych handlarzy starożytnościami pochodziła z Egiptu lub Turcji, ale bolesne doświadczenia nauczyły mnie, że angażują się w ten niecny proceder również Europejczycy, którzy często bywali bardziej bezwzględni od miejscowych. Od czasu wycofania się Sethosa częścią lub całością jego organizacji próbowali zawładnąć różni osobnicy. Dziarski niemiecki baron, elegancki młody Francuz, wodzący tęsknym wzrokiem za Nefret, angielski właściciel ziemski o czerwonej twarzy – przestępcą mógł być każdy na tej sali.

Z zamyślenia wyrwało mnie czyjeś dotknięcie i zobaczyłam Katherine. Miała na sobie suknię obstalowaną w Londynie, z wstawkami z tureckiego haftu i zielonego jedwabiu oraz biżuterię ze szmaragdami, ślubny prezent od Cyrusa.

– Bez gorsetu – szepnęła z konspiracyjnym uśmiechem. – Usiądźmy gdzieś na chwilę, jestem na nogach od kilku godzin bez przerwy.

Zaszyłyśmy się w spokojnym kącie i Katherine podjęła:

– Chciałabym z tobą porozmawiać o moim nowym projekcie, Amelio. Przed kilkoma dniami rozmawiałam z panią Huchanan z Amerykańskiej Szkoły dla Dziewcząt i było mi naprawdę wstyd, że jestem Angielką. Amerykanie zrobili o wiele więcej od nas dla polepszenia losu egipskich kobiet… ich szkoły i szpitale są w całym kraju.