Tej nocy nie mieliśmy co liczyć na wyspanie się. Nefret poszła do Lii, ale ja jakoś nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Poprosiłam Fatimę o zrobienie kawy i poszłam z nią do kuchni.
– Widzę, że się zaprzyjaźniłaś z sir Edwardem – zagadnęłam ją.
– Jest bardzo uprzejmy – odparła, sięgając po tacę. – Czy powinnam przestać z nim rozmawiać, Sitt Hakim?
– Ależ skąd. A o czym rozmawiacie?
– O wielu rzeczach. – Kiedy mówiła, jej pracowite ręce ustawiały cukiernicę, filiżanki i spodki. – O mojej pracy, o tym, jakie życie miałam przedtem, a jakie mam teraz, o… och, o różnych drobiazgach, Sitt Hakim. Nie potrafię mądrze rozmawiać, ale on słucha mnie z uśmiechem. Jest bardzo uprzejmy.
– To prawda – odparłam w zamyśleniu. – Dziękuję, Fatimo. Jest już późno, może chcesz się położyć?
– Och nie, Sitt, nie mogłabym. – Popatrzyła na mnie. – Kiedy przyjadą, będą głodni i zmęczeni, ale na pewno będą bardzo uradowani, że ich dziecko jest bezpieczne. Chciałabym też nacieszyć się ich szczęściem. Czy bardzo będą gniewać się na Daouda, Sitt Hakim? On nie chciał źle, to dobry człowiek.
– Wiem, Fatimo. – Poklepałam ją po ramieniu. – Myślę, że zdołam ich o tym przekonać. Oboje bardzo lubią Daouda.
Pytania, jakie zadawałam na temat sir Edwarda, nie wypływały z podejrzliwości. Nawet tak bujna wyobraźnia jak moja nie potrafiła podsunąć mi żadnego złowrogiego powodu jego zainteresowania Fatimą. Było nie do pomyślenia, żeby jej lojalnością mogła zachwiać łapówka czy groźba, poza tym nie wiedziała niczego, co można by wykorzystać przeciwko nam. Uprzejme zainteresowanie sir Edwarda ujawniło nowy rys jego charakteru; być może, myślałam, kontakt z nami uczynił go bardziej otwartym i łagodnym.
Poszłam z tacą do pokoju Nefret. Siedziała przy łóżku, czytając. Powiedziała, że nie chce kawy i że zostanie z Lią. Wyraźnie czułam, że woli zostać sama, choć nie wiedziałam dlaczego. Moje niespokojne nogi zaniosły mnie na dziedziniec, gdzie przez gałęzie sączyło się światło księżyca, a nocny wiatr chłodził moją twarz. Dostrzegłam nieruchomą postać strażnika, blady kształt w mroku. Zastanawiałam się, czy nie zapadł w drzemkę, a gdy po chwili po prawej stronie coś poruszyło się pod ścianą, zadrżałam. Ale cichy głos sir Edwarda szybko mnie uspokoił.
– Proszę się nie obawiać, pani Emerson, to tylko ja.
Podeszłam do ławki, na której siedział.
– Myślałam, że pan już śpi, sir Edwardzie.
– Jeden z waszych dzielnych strażników przysnął – odrzekł, wstając i biorąc tacę z moich rąk. – A ja i tak nie mogłem zasnąć. Z przyjemnością napiję się kawy. Nalać pani filiżankę?
Przytaknęłam i przyglądałam się, jak jego wypielęgnowane dłonie uwijają się zręcznie pomiędzy naczyniami.
– Czy nie mógł pan zasnąć z jakiegoś szczególnego powodu? – zapytałam.
Sir Edward milczał przez chwilę.
– Zastanawiałem się, czy powinienem panią o tym poinformować – mruknął w końcu. – Nie chciałbym dokładać pani trosk, jednak…
– Wolę nawet nieprzyjemne fakty od niewiedzy – zapewniłam go, przyjmując filiżankę.
– Tak właśnie sądziłem. Więc dobrze… Nie ujawniłem wszystkich moich planów na dzisiejszy wieczór. W istocie byłem na kolacji w Winter Palace, ale później udałem się do pewnego przybytku, o którym już pani wie. Oczywiście wyłącznie w związku z naszym dochodzeniem.
W to nie wątpiłam. Mężczyzny o tak wybrednych gustach z pewnością nie skusiłyby „atrakcje”, oferowane przez ów przybytek.
– Oszczędzę pani szczegółów – ciągnął sir Edward. – Wystarczy powiedzieć, że dość mocno rzucałem się w tym miejscu w oczy i natychmiast wzbudziłem podejrzenia. Wyszedłem stamtąd, nie uzyskawszy żadnych odpowiedzi, wyczułem jednak, że odmowa ich udzielenia wynikała bardziej ze strachu niż z niewiedzy.
– A co z tą dziewczyną, o której mówiła Nefret?
Jego usta ściągnęły się w grymasie niesmaku.
– Jest tam kilka młodych kobiet, ale opis był zbyt ogólny, bym mógł rozpoznać właśnie tę. Reasumując, wizyta okazała się nie tylko nieprzyjemna, lecz i zupełnie bezowocna. Nawet bym o niej nie wspomniał, gdybym nie uznał za konieczne ostrzeżenie pani. Znam panią już dość dobrze i znam pannę Forth. Pod żadnym pozorem nie powinna tam już chodzić. Nigdy!
Taka gwałtowna wypowiedź z ust tak opanowanego człowieka zabrzmiała dziwnie niepokojąco.
– Zgadzam się z panem – odparłam z namysłem. – Wygląda jednak na to, że poza ogólną niewłaściwością takiego działania ma pan na uwadze jakiś szczególny powód, jakieś szczególne zagrożenie. Bardzo proszę, niech pan mi je wyjawi.
– Nie rozumie pani? – Odstawił filiżankę i spojrzał mi prosto w oczy. – Za pierwszym razem przyjście panny Forth ich zaskoczyło… nikt by się nie spodziewał czegoś takiego.
– Ramzesa i Davida także z pewnością nie oczekiwali.
– To prawda, ale to zachowanie panny Forth, jej szczery i pełen współczucia apel do tych nieszczęsnych kobiet mógł komuś podpowiedzieć, że dałoby się zwabić ją w pułapkę. Ja od początku nie wierzyłem w autentyczność tego liściku. Gdyby jej pani nie przeszkodziła, czy nie poszłaby na to spotkanie sama? Czy nie zareagowałaby na kolejne takie wezwanie, czy ulękłaby się niebezpieczeństw tego miejsca, gdyby uznała, że autorce liściku coś grozi? Musi ją pani przekonać, że taki czyn byłby szaleństwem!
Jego głos drżał z emocji. Czyżby aż tak bardzo mu na niej zależało? Może osądziłam go niewłaściwie?
– Czy aż tak bardzo panu na niej zależy, sir Edwardzie? – zapytałam.
Odpowiedział mi dopiero po wydaniu kilku dziwnych odgłosów, przypominających duszenie się.
– Powinienem był już przywyknąć do pani bezpośredniego stylu, pani Emerson. Ostrzegła mnie pani już kiedyś, że nigdy nie uda mi się zdobyć jej względów.
– I miałam rację?
– Tak – odparł cichym jak westchnienie głosem. – Wówczas nie chciałem pani wierzyć, ale teraz już wiem, że nigdy nie będzie moja.
Nie odpowiedział na moje pierwsze pytanie, ale nie zamierzałam go powtarzać. Znałam odpowiedź.
Pociąg się oczywiście spóźnił. Dopiero około trzeciej nad ranem długo wyczekiwany turkot kół kazał mi wybiec na werandę. Emerson wynajął dla podróżników i ich bagaży powóz (wciąż mu powtarzam, że powinniśmy sprawić sobie własny, ale bez skutku) i wreszcie mogłam uściskać Evelyn i Waltera. Byli półżywi ze zmęczenia, lecz żadne nie chciało odpocząć, dopóki nie ujrzą córki na własne oczy.
Nefret usnęła na materacu, który rozłożyliśmy przy łóżku. W świetle lampki nocnej, padającym na zaróżowione snem twarze i rozrzucone loki, dziewczęta stanowiły uroczy widok. Nefret od razu się zbudziła i natychmiast przyłożyła palec do ust, toteż wycofaliśmy się po cichu z sypialni, a ona z nami.
Walter i Evelyn, choć tak bardzo zmęczeni, byli zbyt podekscytowani, żeby zaraz pójść spać. Rozsiedliśmy się więc w salonie, wokół wniesionej przez Fatimę góry jedzenia. Rozpierających nas głębokich emocji i radości nie dało się powściągnąć i znów zaczęliśmy wymieniać serdeczne uściski, popłynęły łzy, posypały się zapewnienia o wzajemnym oddaniu i protesty.
Jako pierwszy wygłosił w miarę spójną kwestię Walter:
– Sam nie wiem, czy powinienem stłuc Daouda na kwaśne jabłko, czy podziękować mu z całego serca.
– To drugie – poradził mu Emerson. – Jest od ciebie dwa razy większy.
– Ale i tak stałby spokojnie i pozwolił się bić – stwierdził Ramzes. – To nie była jego wina, stryju Walterze.
– Wszyscy mi to powtarzają. – Walter przesunął dłonią po oczach. – No, w każdym razie jesteśmy tutaj i wspaniale jest was znowu zobaczyć. Dobrze wyglądasz, Amelio… wyjątkowo dobrze w tych okolicznościach.