– Ona się żywi takimi rzeczami – mruknął Emerson.
Evelyn usadziła chłopców obok siebie i przyglądała im się z, czułą matczyną troską.
– Wy dwaj też wyglądacie o wiele lepiej, niż oczekiwałam – powiedziała. – Twoja ręka, Ramzesie…
– Ma się już dużo lepiej – zapewnił ją. – Mama i Nefret robią wiele hałasu o nic.
Evelyn obdarzyła go uśmiechem i obróciwszy się do Davida, musnęła pieszczotliwie dłonią jego policzek.
– O ciebie także się martwiliśmy, mój drogi. Gdyby nie wzgląd na Lię, przyjechalibyśmy tu bez wahania.
David, zbyt poruszony, by coś powiedzieć, pochylił głowę i uniósł dłoń Evelyn ku swym ustom.
Emerson zaczął się nerwowo kręcić. Nie przepada za nadmiernym okazywaniem czułości – w każdym razie nie publicznie.
– Wy dwoje za to wyglądacie jak upiory – oświadczył. – Idźcie do łóżka, jutro porozmawiamy. A wy, chłopcy, powiedzcie dobranoc i idziemy.
– Idziemy? – zdziwiłam się. – Dokąd, o tej godzinie?
– Do Doliny oczywiście. Davis zacznie demolować grobowiec z samego rana i chcę tam być przed nim.
– Nie możesz tego robić, Emersonie!
– Nie mogę udzielić mu paru pożytecznych rad i w taktowny sposób wytłumaczyć, że powinien przestrzegać podstawowych zasad naukowo prowadzonych wykopalisk? A cóż w tym złego?
– To grobowiec Davisa, nie twój. Nie powinieneś…
– Grobowiec – zaczął Emerson górnolotnym tonem, jakim wygłaszał mowy – nie jest własnością Davisa, Amelio. Należy do narodu egipskiego i do świata.
Biła z tych słów taka obłuda, że wybuchnęłabym śmiechem, gdyby nie ogarnęła mnie zgroza. Ale Walter się roześmiał, i to tak gwałtownie, że musiał obetrzeć sobie oczy, a jeśli nawet w jego śmiechu pobrzmiewała odrobina histerii, trudno go było za to winić.
– Nie przejmuj się, kochana Amelio – wysapał w końcu. – Radcliffe opowiedział nam wszystko po drodze. Ani ty go nie powstrzymasz, ani ja. Nie powstrzymają go nawet zastępy niebieskie. Radcliffe, chłopie drogi, jak to dobrze być znowu z wami!
Emerson nie zgodził się zabrać mnie z sobą, oznajmiając, że jestem niezbędna w domu, żeby wszystkiego dopilnować. Nie przejęłabym się tym wcale, gdyby nie to, że jednocześnie uległ naleganiom Nefret.
– Hmm, właściwie czemu nie – stwierdził. – Możesz się nam przydać. Potrafisz podejść Davisa jak nikt inny. Nie zapomnij aparatu.
Przepełniona niepokojem, odciągnęłam Ramzesa na stronę.
– Nie pozwól mu nikogo uderzyć, synu, a szczególnie pana Weigalla. Ani pana Davisa. Ani…
– Zrobię, co się da, mamo.
– I uważaj na Nefret. Nie pozwól jej…
– Nigdzie odchodzić samej? Nie ma obawy. – W jego ciemnych oczach błysnęło jakby rozbawienie. – Będzie zbyt zajęta flirtowaniem z panem Davisem.
– O rany – mruknęłam.
– Wszystko będzie dobrze, mamo. Jak nieprzyjaciel mógłby zastawić na nas pułapkę, skoro nawet my sami nie wiemy, jakie diabelstwo ojciec wymyśli za chwilę?
Wyprawiłam ich w drogę i wróciłam do swoich zajęć. Fatima wyposażyła gościnny pokój we wszystko, co niezbędne, łącznie z płatkami róż w wodzie do mycia; kiedy jednak zajrzałam do sypialni Nefret, by sprawdzić, jak się miewa Lia, ujrzałam jej matkę leżącą na materacu przy łóżku. Obie spały. Otarłam łezkę z oka i podeszłam do drzwi pokoju Waltera. Odgłos chrapania upewnił mnie, że i on się poddał. Drzwi sir Edwarda były uchylone i padało stamtąd światło; mimo że nie wziął udziału w radosnym spotkaniu, najwyraźniej nie spał i czuwał.
Kazałam Fatimie iść spać i sama się położyłam, by złapać choć parę godzin odpoczynku. Odpoczęłam w istocie, lecz natłok wrażeń i pytań w mojej głowie nie pozwolił mi zasnąć zbyt głębokim snem. To, co powiedział sir Edward, uczciwie przyznam, nie przyszło mi samej do głowy. Znając jednak Nefret tak, jak ją znałam, mogłam się obawiać, że miał rację. Należało też rozważyć niesłychany postępek Lii. Myśląc o jej udręczonych rodzicach, znowu poczułam na nią złość. Jak nierozważni i egoistyczni potrafią być młodzi ludzie! Nie wątpiłam w uczucia Lii wobec nas, ale swoim rodzicom winna była ich więcej. Wiedziałam, że przynajmniej w części powodowało nią egoistyczne pragnienie postawienia na swoim.
Moje myśli zajmował jednak przede wszystkim, jak zawsze, Emerson. Czy martwiłam się o jego bezpieczeństwo? Nie za bardzo. Była ich czwórka, wszyscy na koniach i wyczuleni na zagrożenie. Dla pokonania ich konieczny byłby frontalny atak, poza tym nikt nie mógł przypuszczać, że o tej godzinie będą już w drodze. Bardziej niepokoiłam się niepohamowanym temperamentem Emersona. Już miał na pieńku z Departamentem Starożytności, nie wspominając o Davisie. Co on tam teraz robił, w grobowcu Davisa? Co się działo w ciemnościach nocy w Dolinie? I co u diabła mogło się znajdować w tym grobowcu? Sama również nie całkiem byłam odporna na archeologiczną gorączkę.
Z manuskryptu H
Ramzes widział, jak bardzo podekscytowany jest jego ojciec, i był świadom, że nic, poza fizyczną przemocą, nie utrzyma go z dala od grobowca Davisa. Przez chwilę zastanawiał się, czy ojciec przerwałby jakieś ciekawe wykopaliska, widząc, że jego syna ktoś napadł. Zaraz jednak zbeształ się za takie myśli. Emerson oczywiście schwytałby napastnika, znokautował go, zapytał: „Czy nic ci nie jest, synu?” – i powrócił do pracy.
Z Nefret było oczywiście inaczej. Ojciec kiedyś oświadczył, że zabije każdego, kto ośmieli się ją tknąć, i Ramzes nie wątpił, że spełniłby swoją groźbę. Ale on sam zrobiłby dokładnie to samo.
Dotarli do wylotu Doliny na godzinę przed świtem. W oślim parku nie było nikogo poza jednym z gafirów, śpiącym na kupie szmat. Odpowiedzieli na pytania Araba kilkoma monetami i zostawili pod jego opieką konie.
Księżyc zaszedł, ale świeciły gwiazdy. Włosy Nefret połyskiwały w ich blasku.
Robotnicy pozostawieni na straży przy nowym grobowcu spali, lecz jednego z nich zbudził chrzęst kamieni pod butami przybyszy i usiadł, przecierając oczy.
– Ach, to Ojciec Przekleństw – wymamrotał w odpowiedzi na ciche powitanie Emersona – i Brat Demonów, i…
– I inni – dokończył Emerson. – Śpij sobie dalej, Husseinie. Wybacz, że cię obudziliśmy.
– Co zamierzasz robić, Ojcze Przekleństw?
– Posiedzieć sobie na tej skale – padła spokojna odpowiedź.
Mężczyzna zwinął się z powrotem w kłębek. Egipcjanie dawno już stwierdzili, że postępowanie Ojca Przekleństw trudno jest zrozumieć. Opinię tę podzielało także wielu nie-Egipcjan.
Emerson wydobył fajkę, a pozostali usiedli przy nim.
– Nie zamierzasz zajrzeć do grobowca, profesorze? – zapytała Nefret.
– W tych ciemnościach? Nic byśmy nie zobaczyli, moja droga.
– To co będziemy robić?
– Czekać.
Na dno Doliny wschód słońca docierał powoli, lecz światła w końcu przybyło na tyle, że strażnicy pobudzili się i rozpalili ogień, żeby zrobić kawę. Nefret otworzyła kosz z jedzeniem, który wcisnęła jej Fatima, i zaczęła rozdzielać pomiędzy robotników chleb, jajka i pomarańcze, a oni podzielili się z przybyszami swoją kawą. Gdy jedli, zjawił się Abdullah z robotnikami. Wszyscy wesoło gawędzili, aż w pewnym momencie posłyszeli czyjeś kroki.
Był to Ned Ayrton, który przyszedł z resztą swoich ludzi. Ujrzawszy zgromadzonych, stanął jak wryty.
– Zajrzeliśmy na wypadek, gdybyśmy mogli w czymś pomóc – rzucił lekko Emerson. – Ma pan ochotę na jajko na twardo?
– Ee… nie, bardzo dziękuję, ale nie mam czasu. Za parę godzin przyjdzie pan Davis i będzie chciał…