Выбрать главу

Odpowiedni plan przyszedł mi do głowy, jeszcze zanim dojechaliśmy do domu. Wcale nie zamierzałam pozwolić, żeby Razmes znalazł się w Luksorze sam czy nawet z Davidem. Bezpieczeństwo polega na liczebnej przewadze. Kiedy obwieściłam moją propozycję, wszyscy zgodzili się, że kolacja w hotelu Winter Palace będzie miłą odmianą. Sir Edward powiedział, że przeprawi się przez rzekę razem z nami, ale ma już umówione spotkanie. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie znalazł sobie przypadkiem nowego towarzystwa – oczywiście mając na myśli płeć nadobną. Może naprawdę porzucił już nadzieję zdobycia serca Nefret? W każdym razie nie zauważyłam, żeby go w jakikolwiek sposób zachęcała – a wyćwiczone oko, takie jak moje, bez trudu wyłapuje drobne oznaki, świadczące o zainteresowaniu romantycznej natury. Sir Edward nie należał do mężczyzn tracących energie dla przegranej sprawy, zwłaszcza że było tyle innych dam, które mógł oczarować swoimi nienagannymi manierami i eleganckim wyglądem. A jeśli tak było w istocie, należała mu się wdzięczność za bezinteresowną pomoc.

Wszyscy poszli się myć i przebierać, a ja zostałam przez chwilę na werandzie, by nacieszyć oko moimi kwiatami i podumać nad straszliwym losem nieznanej kobiety. Cóż za dziwny świat! Splatały się w nim ściśle piękno i szczęście, tragedia i przerażenie, tworząc materię życia. Moja oferta wobec Ramzesa była szczera, ale zrezygnowałam z tej nieprzyjemnej misji bez żalu. Wolałabym i jemu tego oszczędzić, ktoś jednak musiał wykonać to zadanie, a jego osoba była tu najlogiczniejszym wyborem.

Kiedy oznajmiłam, że towarzyszyć nam będą Daoud i jego kuzyn Mahmud, nikt nie zaprotestował, ale Walter spojrzał na mnie podejrzliwie. Nie wątpiłam, jaka byłaby jego i Evelyn reakcja na wieść o kolejnej śmierci. Nie było sensu ukrywać tego przed nimi, uznałam jednak, że warto sprawę odłożyć na później, by nie psuć wszystkim wieczoru.

Udawało mi się odwracać ich uwagę przez cały obiad, w czym wydatnie pomagała mi Lia. Cały czas mówiła tylko o tym, jak wspaniale jest z nami przebywać, o atrakcyjnej wycieczce do Doliny Królów i o swoim podziwie dla Moonlight. Trajkotała jak najęta, roześmiana i z błyskiem w oczach. Nefret z właściwą sobie żywością przyłączyła się do niej, pozostali jednak byli niezbyt pomocni. Twarze rodziców dziewczynki wydłużały się coraz bardziej; wiedzieli, że im większy jest jej zachwyt, tym trudniej będzie nalegać na wyjazd. Ramzes nie jadł prawie wcale, a David, który miał mu towarzyszyć, jeszcze mniej.

Wymknęli się zaraz po kolacji, na moje nalegania zabierając ze sobą Daouda i Mahmuda. Uwagę reszty odwróciłam, oprowadzając ich po hotelu, lecz kiedy wróciliśmy do salonu na kawę, zaczęły się pytania. Moje kiepskie wytłumaczenie, że chłopcy pewnie poszli odwiedzić jakiegoś handlarza starożytności, spotkało się z zasłużonym sceptycyzmem.

– Do diabła! – wybuchnął Emerson. – Jeżeli poszli sami, a ty o tym wiedziałaś, Peabody, i nie powiedziałaś mi…

Oburzenie odebrało mu mowę. Aż się skrzywiłam, widząc furię w jego błękitnych oczach.

Twarze pozostałych także nie wyrażały zrozumienia. Spojrzenie Nefret pałało, a oczy Lii rozszerzyły się z niepokoju. Nawet Evelyn patrzyła na mnie srogo.

– Nic im nie grozi – pospieszyłam z zapewnieniem. – Wzięli ze sobą Daouda i Mahmuda, poszli niedaleko i nie na długo. Wkrótce wrócą i wtedy omówimy…

– Mniejsza z tym, Amelio – przerwał mi Walter, a spokojna pewność w jego głosie ostudziła nawet jego rozsierdzonego brata. – My z Evelyn już omówiliśmy co trzeba i raczej nie zmienimy zdania. Przed wyjazdem z Kairu zdążyłem jeszcze dowiedzieć się o rezerwacje. Są miejsca na parowcu odpływającym z Port Saidu w przyszły wtorek. Pojedziemy do Kairu, wsadzę Evelyn z Lią na statek i wrócę tutaj.

Jeżeli sądził, że to załatwi sprawę, nie znał swojej rodziny. Każde z nas miało własną opinię na ten temat i nie omieszkało jej wyrazić. Lia podniosła głos do tak przeraźliwego pisku, że musiałam ją złapać za ramiona i lekko potrząsnąć.

– Na miłość boską, dziecko, nie rób scen – rzekłam surowo. – Nie publicznie w każdym razie.

– Oczywiście – wycedziła Nefret. – My, Emersonowie, nigdy nie ujawniamy publicznie swoich uczuć, co? Jak mogłaś, ciociu Amelio?

– Miałem nadzieję, że uda się to odłożyć na później – powiedział Walter, nieco stropiony. – No ale… Lia, dziecko kochane, nie płacz już!

– Nie publicznie w każdym razie – wycedziła Nefret przez zęby.

Wyglądała, jakby miała chęć mnie z kolei wziąć za ramiona i potrząsnąć. Emerson zresztą też. Od dalszych napaści uratowało mnie przybycie Ramzesa.

Dyskusja była tak ożywiona, że nikt nie zauważył jego wejścia – poza Nefret. Zerwała się z miejsca i byłaby pobiegła mu na spotkanie, gdybym nie przytrzymała jej za rękę.

– Nie publicznie – powiedziałam na poły kpiąco, za co zostałam obdarzona przez nią nieprzychylnym spojrzeniem. Usiadła jednak, złożywszy złączone dłonie na podołku.

Ramzes stanął przy Nefret z uniesionymi wysoko brwiami.

– Słychać was aż na ulicy – oznajmił. – Jaki znowu macie problem?

Jego udawana nonszalancja mogła zwieść innych, ale serce matki zawsze wyczuje oznaki wzburzenia. Gdy spojrzenie Ramzesa napotkało moje, pokręcił nieznacznie głową.

Nie potrafiłam powstrzymać okrzyku ulgi.

– Dzięki Ci, Boże!

– Ty obrzydliwy, podstępny zdrajco – syknęła Nefret. – Gdzie ten drugi gagatek?

– Idzie… – Ramzes wskazał drzwi, w których stał już David. Nie posiadał on takiej umiejętności maskowania się jak mój syn i pewnie zwlekał z wejściem, by zdążyć zapanować nad swoją szczerą, otwartą twarzą. Pomimo że zamordowaną kobietą nie była Layla, dla tak wrażliwego młodzieńca jak on musiał to być straszny widok. Przyjrzałam się baczniej Ramzesowi i zadzwoniłam na kelnera.

– Siedź spokojnie, Nefret – napomniałam ją. – Ramzes chciał ci oszczędzić tego koszmarnego zadania i powinnaś być mu za to wdzięczna. Whisky, synu?

– Tak, proszę – odparł i opadł ciężko na krzesło.

– Czuję, że się do ciebie przyłączę – rzekł Emerson.

Zanim opowieść Ramzesa dobiegła końca, to samo uczynił Walter, a ja zamówiłam szklaneczkę dla Davida, który nie pija mocnych alkoholi, ale tym razem uległ moim namowom. Ramzes pokiwał z aprobatą głową.

– Miał mdłości – oznajmił, patrząc z ukosa na Nefret. – I ja także.

Ujęła jego dłoń tak charakterystycznym dla siebie, impulsywnym i czułym gestem.

– Już dobrze, mój chłopcze; tym razem ci wybaczam. Chyba nie złamałeś naszej zasady, skoro powiedziałeś o tym cioci Amelii. Więc to nie była Layla?

– Nie.

Ciekawa byłam, skąd ta jego pewność. Nie zagłębiał się w szczegóły, lecz pamiętając, jak strasznie był zmasakrowany Yussuf Mahmud, domyślałam się, że twarz ofiary musiała być nierozpoznawalna. Uznałam jednak, że lepiej będzie się nie dopytywać, szczególnie w obecności Lii.

Powinnam była się domyślić, że Nefret i tak to zrobi. Usłyszawszy jej pytanie, Ramzes stracił na moment swój kamienny wyraz twarzy.

– Była… młodsza – odpowiedział. – O wiele młodsza.

Zostało postanowione – cokolwiek poniewczasie moim zdaniem – że natychmiast wracamy do domu. Zgroza ogarnęła nawet tych z nas, których ominęło wysłuchanie opisu pierwszego ze zmasakrowanych ciał. Walter nie przestawał czynić wymówek Ramzesowi za omawianie tych spraw przy Lii. Ja jednak uważałam, że to do ojca należało chronienie córki, którą – tak na marginesie – wszystko to dotknęło o wiele mniej niż dorosłych. Nie była jeszcze nigdy, dzięki Bogu, świadkiem gwałtownej śmierci i nawet nie potrafiła sobie tego wyobrazić.

Ruszyliśmy do przystani – na przedzie Walter z Evelyn, rozmawiający przyciszonymi głosami; za nimi David i Lia, potem Emerson ze mną, a na końcu Nefret i Ramzes. Mój mąż prawie się nie odzywał (pewnie zostawiał sobie przemowę na później), mogłam więc jednym uchem podsłuchiwać rozmowę dzieci za nami.