– I przerwałbyś prace na całe dwa dni? – zdumiał się Walter. – Radcliffe! Cóż za poświęcenie!
– Tylko bez sarkazmu, bardzo cię proszę, Walterze – burknął Emerson z urazą. – Oczywiście, że nie puszczę was samych. Będziemy podróżowali w dużej grupie, niczym jakaś cholerna banda od Cooka, otoczeni przez…
– Przez Daouda – zaśmiałam się. – To wspaniały kompromis, Emersonie. Musimy też koniecznie pójść na kolację do Vandergeltów… – dodałam i zwróciłam się do Evelyn i Waltera: – Byliby bardzo rozczarowani, nie zobaczywszy się z wami. Pokażemy Lii Zamek i „Amelię”, i…
– I dom Abdullaha – wtrącił Ramzes. – Obrazi się, jeśli nie wstąpimy do niego. Wiem od Daouda, że Kadija już wczoraj zaczęła przygotowywać jedzenie.
Z manuskryptu H
– …i sprowadziłam śmierć na tę biedaczkę! – łkała Nefret.
Ramzes objął ją i dziewczyna skryła twarz na jego ramieniu, lecz nie potrafiłby jej teraz ukoić, nawet biorąc sporą część winy na siebie. Jego także gnębiła ta sprawa, odkąd ujrzał okaleczone zwłoki i dowiedział się, kim była ofiara.
– Wcale niekoniecznie twój apel musiał stać się przyczyną jej śmierci – przekonywał Nefret. – To mogła być równie dobrze kara za coś albo nawet osobista zemsta.
– Na pewno nie to drugie. To wszystko za bardzo do siebie pasuje i… jest zbyt straszne. Jak ci ludzie mogą tacy być, Ramzesie?
Otarła oczy dłonią. Ramzes zaczął grzebać po kieszeniach, co spowodowało, że mimo przygnębienia Nefret roześmiała się.
– Daj sobie spokój, mój chłopcze, przecież ty nigdy nie masz chusteczki. Gdzie moja torebka?
Był to idiotyczny przedmiocik uszyty z jakiejś błyszczącej tkaniny i wiszący u jej przegubu na złotej tasiemce. Dziewczyna odsunęła się i Ramzes opuścił ramię. W każdym razie będzie mógł potem wspominać tę chwilę i czułość w jej głosie, gdy powiedziała:
– Mnie nie zwiedziesz, kochany Ramzesie. Nie jesteś aż tak twardy, na jakiego pozujesz. Przyjdź jeszcze ze mną porozmawiać, zanim się położysz.
Kiedy wrócili do domu, sir Edward już tam był, jak zwykle dobrodusznie uśmiechnięty. Odbyła się typowa rodzinna dyskusja, obfitująca w okrzyki i wybuchy furii (przeważnie głowy rodziny), lecz mimo to bardzo produktywna. Dwa dni zwiedzania i rozrywek powinny załatwić sprawę, a jeśli Lii i to nie zadowoli (było niemal pewne, że nie), będzie musiała pogodzić się z losem.
Ramzes wiedział, dlaczego ojciec zdecydował się poświęcić na to swój czas. Chciał przez te dwa dni zająć czymś wszystkich, podczas gdy on będzie szukał morderców. Śmierć dziewczyny była dla Emersona kroplą, która przepełniła czarę. Ramzes widywał już u niego ten wyraz twarzy i wiedział dobrze, co zapowiada.
Kiedy doszli wreszcie do porozumienia, matka od razu zapędziła wszystkich do łóżek. Ramzes pakował właśnie papirus do skrzynki, sądząc, że został w pokoju sam, ale po chwili ujrzał stojącego w drzwiach Emersona.
– Tak, ojcze? – zapytał, zastanawiając się, czy kiedyś dorośnie na tyle, że będzie mógł zrezygnować z tej oficjalnej formy.
– Pomyślałem, że może potrzebujesz pomocy. Jak twoja ręka?
– Dobrze, ojcze. Najchętniej zdjąłbym już ten przeklęty bandaż, ale Nefret mi nie pozwala.
– Bardzo się troszczy o ciebie i o Davida. A wy o nią.
– Usiłujemy, chociaż to diabelnie trudne. Wiesz, jaka ona jest.
– Mam wieloletnie doświadczenie w obchodzeniu się z upartymi kobietami – mruknął Emerson z lekkim uśmieszkiem. – Ale gdyby takie nie były, nie… ee, nie staralibyśmy się tak bardzo, co?
„Nie kochalibyśmy ich tak bardzo”, chciał powiedzieć. Czemu unika tego słowa, zastanawiał się Ramzes. Może mówił je tylko żonie.
– To prawda – przyznał.
– Hm… udało ci się dzisiaj uchronić ją przed naprawdę okropnym widokiem. Dla ciebie i dla Davida też musiał być nieprzyjemny. Należy się wam pochwała.
– Dziękuję, ojcze.
– Dobranoc, mój chłopcze.
– Dobranoc, ojcze.
David nie zgodził się zaczekać na zewnątrz małego, brudnego pomieszczenia, w którym leżały zwłoki. Stał przy Ramzesie, gdy ściągano z ciała podniszczony całun, i czując podchodzącą do gardła kulę, czekał, aż jego przyjaciel skończy oględziny.
Ale gdy Ramzes podszedł tego wieczoru do drzwi Nefret i usłyszał zza nich przyciszony, pełen napięcia głos Davida, oddalił się, nawet nie zapukawszy. Tej nocy znowu go zabił, wbijając palce głęboko w krtań i waląc głową przyjaciela o podłogę. Leżał potem, nie mogąc zasnąć, aż do świtu, z twarzą zakrytą dłońmi – dłońmi mordercy.
Atmosfera podczas śniadania nie była zbyt przyjemna, pomimo moich wysiłków, by ją rozładować. Walter wciąż zerkał przepraszająco na córkę, Ramzes wyglądał upiornie, a David miał minę człowieka, który ma na sumieniu jakiś brudny sekret – choć trudno mi to sobie wyobrazić, bo nie znam osoby bardziej nieszkodliwej od tego biednego chłopaka. Przez przystojną twarz Emersona raz po raz przebiegał skurcz wściekłości. Wiedziałam, że wyobraża sobie niekończącą się procesję znajomych Davisa, tratujących komorę grobową nowo odkrytego grobowca. Nasz plan miał więc i tę dobrą stronę, że przez dwa dni mój mąż będzie musiał się trzymać z dala od Doliny.
Rodzice Lii poinformowali dziewczynkę o naszym pomyśle w zaciszu swojego pokoju. Według relacji Evelyn – sprawiającej wrażenie dość przygnębionej i znużonej – ich córka przyjęła to spokojniej, niż oczekiwali. Nękały mnie jednak złe przeczucia. Lia zupełnie nie przypominała swego stryja, lecz tego ranka ich podbródki miały dziwnie podobny, zacięty zarys.
Sir Edward był jak zwykle czarujący i wspólnym wysiłkiem zdołaliśmy w końcu nieco ożywić atmosferę. Zamierzaliśmy spędzić cały dzień poza domem, rozpoczynając zwiedzanie od świątyń Ramesseum i Medinet Habu, skąd mieliśmy wracać przez Gurna, by zjeść lunch w domu Abdullaha.
Nie będę zanudzała Czytelnika opisami widoków Luksoru, można je bowiem znaleźć nie tylko w poprzednich moich książkach, lecz także w bedekerze. Nie można powiedzieć, żebyśmy sami byli już nimi znudzeni, bo mnie zabytki Luksoru nigdy nie nużą – jednak tym razem przyjemność sprawiał nam przede wszystkim zachwyt Lii. Obawy co do przyszłości zastąpiła radość obecnej chwili; twarz dziewczynki pokraśniała, loki podskakiwały i chłonęła wszystko z entuzjazmem pilnej studentki. Nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele czasu poświęciła studiom przez miniony rok. Evelyn powiedziała mi, że zeszłego lata David zgodził się ją uczyć, a był doskonałym nauczycielem. Lia znała już nazwy i skomplikowaną historię wszystkich odwiedzanych miejsc. Blask w jej oczach, gdy z rewerencją muskała palcami kartusz Ramzesa II i odczytywała hieroglify, sprawił, że jeszcze bardziej żałowałam niefortunnych okoliczności, które kazały nam ją odesłać do Anglii.
Wizyta u Abdullaha także okazała się bardzo przyjemna. Dom udekorowany był kwiatami i liśćmi palmowymi zupełnie jak na wesele, a Kadija nagotowała jedzenia chyba dla dwudziestu osób. Lia próbowała wszystkich dań i wzorem Nefret usiłowała siedzieć po turecku, a jej wysiłki, by mówić po arabsku, wywoływały uśmiech nawet na dostojnym obliczu Abdullaha. Odnosiła się do drogiego nam starca z lękliwym szacunkiem, który ujmował wszystkich za serce. Nie przejmowała się złą wymową i koślawą gramatyką i udawało jej się być rozumianą.
Udało jej się także z Daoudem, pomyślałam, patrząc na jego rozpromienioną twarz. Chłopak miał serce wielkie jak on sam, a teraz przybyła mu jeszcze jedna osoba do kochania.
Po jedzeniu mężczyźni wyszli na dwór zapalić, mogłyśmy więc porozmawiać trochę z Kadiją. Mówiła niewiele – najwyraźniej wolała opowiadać swoje dowcipy samej tylko Nefret – ale widać było, że i jej nasza wizyta sprawiła radość.