Po drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze przy kilku grobowcach. Lia mogłaby je oglądać w nieskończoność, widziałam jednak, że Evelyn jest już zmęczona, i przypomniałam wszystkim, że wieczorem czeka nas kolacja u Cyrusa i Katherine.
– Dzień pełen wrażeń – stwierdził Emerson, odciągając mnie na stronę.
– I pełnych brzuchów – dodałam i poklepałam się po swoim. – Wątpię, czy zdołamy jeszcze dzisiaj cokolwiek zjeść. Ale mała świetnie się bawi. Jaka szkoda, że musi wyjechać. Czy to naprawdę konieczne, Emersonie?
– Lepiej być mądrym przed szkodą, Peabody – odparł z uśmiechem. – Jak widzisz, ja też potrafię przytaczać aforyzmy.
– Co ci powiedział Abdullah?
– Niech to szlag, Peabody! Nienawidzę, kiedy czytasz mi w myślach.
– Raczej w twojej twarzy, mój drogi. Znam każdy jej rys. A twoje oblicze nie należy do takich, które potrafią coś ukryć.
– Hmh – mruknął Emerson. – I tak zamierzałem ci powiedzieć. Dzięki naleganiom Ramzesa ciało zostało oficjalnie zidentyfikowane, a policja przepytała właścicielkę tego… ee… domu. Nie zajęliby się sprawą, gdyby nie jego naciski, a ona oczywiście sama by się nie zgłosiła.
– Czy to była ta dziewczyna, o której mówiła Nefret?
– Tego się nie da ustalić, Peabody. Takich młodych kobiet było w tym… domu kilka. – Jego koń parsknął i spostrzegłam, że dłonie Emersona zbyt mocno ściągnęły cugle. – Przepraszam – rzekł do konia, a do mnie powiedział: – Żeby to sprawdzić, Nefret musiałaby ponownie obejrzeć te dziewczyny.
– Nie ma mowy, Emersonie!
– W pełni się z tobą zgadzam, moja droga. W każdym razie mamy prawo podejrzewać, że to była ona. Nie wiemy tylko, czy zabito ją, bo chciała uciec z tej piekielnej nory, czy może wiedziała za dużo o Layli, czy też jeszcze z innego, nieznanego nam powodu.
– Dowiemy się tego, Emersonie.
– Tak, moja droga Peabody, dowiemy się.
Była to przysięga i wiedziałam, że Emerson jej dotrzyma. Wiedziałam także, że będę musiała bacznie go obserwować, gdy tylko młodsi Emersonowie wyjadą. Kiedy mojego kochanego męża coś poruszy, bywa lekkomyślny.
Vandergeltowie zamierzali wydać na cześć naszych gości wielkie przyjęcie, ale z powodu krótkości ich pobytu ograniczyli się do kolacji z udziałem – poza nami – jedynie sir Edwarda i Howarda Cartera. Wszyscy słyszeli już o ostatnim morderstwie, ponieważ złe wieści zawsze szybko się rozchodzą. Unikaliśmy jednak tego tematu ze względu na młodzieńczą niewinność Lii. (Dawniej Howard rozszerzyłby ten wzgląd także na Nefret, nauczył się już jednak, że lepiej tego nie robić).
Tematem rozmowy stał się wobec tego grobowiec Davisa. To nieczęsta przyjemność przebywać w towarzystwie osób, które znają temat i są nim równie zainteresowane, jak i my sami. Lia nie znała go wprawdzie tak dobrze, lecz jej żywe pytania inspirowały panów do tłumaczenia i wyjaśniania, co jest jednym z ich ulubionych zajęć.
Nasz opis trumny bardzo zaintrygował Howarda, który jeszcze nie widział grobowca.
– Któż inny mógłby to być, jeśli nie sam Achenaton? – zastanawiał się. – Wiem, że jego grób jest w Amarnie, nie było w nim jednak mumii. Możliwe, że gdy miasto zostało opuszczone, królewskich nieboszczyków przeniesiono dla bezpieczeństwa do Teb.
– Możliwe – zgodził się Emerson. – Ale brakuje kilku faraonów z tego okresu. Jak to się stało, że nie zaproszono cię do wzięcia udziału w tak zwanym oczyszczaniu, Carter? Pracowałeś już przecież dla Davisa. Stanowczo powinien poprosić cię o wykonanie rysunków czy akwarel z niektórych obiektów in situ.
– Wiele bym dał, żeby tak się stało – przyznał Howard. – Ale cóż, pan Smith też jest zdolnym artystą i bliskim przyjacielem Davisa, więc pewnie on to będzie robił.
– On nie ma takiej ręki jak pan – stwierdziła Nefret.
– Być może w ogóle nikt nie będzie tego robił – mruknął ponuro Emerson. – Jak na razie Davis nie uczynił kompletnie nic, żeby cokolwiek zabezpieczyć czy skopiować. Nadzór też jest byle jaki. Miej oko na handlarzy, Carter… wcale bym się nie zdziwił, gdyby przedmioty z tego grobowca zaczęły wypływać na rynku w Luksorze.
– Ani ja – przytaknął Howard. – Rozmawiałem niedawno z Mohassibem… – przerwał, żeby wyjaśnić Lii, o kim mówi: – To jeden z najbardziej szanowanych handlarzy starożytnościami w Luksorze, panienko. Zajmuje się tym już od ponad trzydziestu lat. Pytał, czy pani go jeszcze pamięta, pani Emerson. Ostatnio sporo chorował i myślę, że bardzo by się ucieszył z pani odwiedzin.
Howard starannie ukrywał rozgoryczenie pod maską dobrego wychowania, wiedziałam jednak, że czuje się urażony zatrudnieniem przez Davisa innego artysty, nie tak doświadczonego i nie będącego w takiej potrzebie. Udało mi się później powiedzieć mu na osobności kilka słów pocieszenia:
– Nie zniechęcaj się, Howardzie. Staraj się patrzeć w przyszłość z odwagą i nadzieją.
– Ma pani rację – westchnął. – Staram się tak robić. Czasem ogarnia mnie zniechęcenie, ale mając takich przyjaciół jak pani i profesor, nie powinienem się uskarżać. Wie pani, jak bardzo podziwiam profesora, prawda?
– Ee… oczywiście – odparłam.
Emerson to najwspanialszy z ludzi, lecz z niektórymi cechami jego charakteru lepiej nie mieć do czynienia. A upór Howarda podczas tej historii z pijanymi Francuzami bardzo mi się kojarzył z zachowaniem mojego męża w podobnych sytuacjach.
– To przecież nie koniec twojej kariery, Howardzie – powiedziałam i poklepałam go po dłoni – tylko chwilowe jej zawieszenie. Możesz mi zaufać, coś się na pewno wkrótce pojawi!
Sir Edward z właściwym sobie taktem wymówił się od kolacji, gdy wróciliśmy do domu. Ziewając w dość nieprzekonujący sposób, oświadczył, że jest bardzo zmęczony i idzie się położyć. Niektórzy z nas także moim zdaniem potrzebowali odpoczynku, jednak Lia do nich nie należała. Oznajmiła, że nie ma zamiaru marnować na spanie ostatnich cennych godzin w Egipcie.
– Powinnaś się trochę przespać – powiedziałam z uśmiechem, ale stanowczo. – Jutro czeka nas kolejny wyczerpujący dzień.
– Chodź ze mną, porozmawiamy sobie – zaproponowała Nefret, biorąc dziewczynkę pod rękę. – Nie pokazałam ci jeszcze tej nowej sukni, którą kupiłam w Kairze.
Mając w bliskiej perspektywie rozstanie z moją drogą Evelyn, nie chciałam jej teraz opuszczać, a Emerson czuł chyba to samo wobec brata. Byli do siebie bardzo przywiązani, chociaż brytyjska powściągliwość kazała im to ukrywać. Mój mąż na prośbę Waltera wyciągnął znowu papirus i rozpoczęli żywy, lecz przyjacielski spór o znaczenie różnych sformułowań. Spostrzegłam, że Ramzes nie włączył się do dyskusji, co wystarczyło, by obudzić moją czujność. Podeszłam do niego, zauważając przy okazji, że David już się wymknął.
– Nie wyglądasz za dobrze – stwierdziłam. – Czy dłoń ci jeszcze dokucza?
– Nie, mamo – odparł i wyciągnął rękę, żebym ją mogła obejrzeć. Zdjął już bandaż. Dłoń wciąż była opuchnięta i przebarwiona, nie krzywił się jednak, kiedy zginałam mu kolejno palce.
– Może chcesz coś na sen? – zapytałam. – Doświadczyłeś dzisiaj dość nieprzyjemnych wrażeń.
– Nieprzyjemnych? – powtórzył. – Masz wyjątkowy talent do pomniejszania znaczenia niektórych zdarzeń, mamo. Dziękuję za troskę, ale niepotrzebne mi twoje laudanum. Może rzeczywiście pójdę się położyć. Powiedz ode mnie dobranoc reszcie, nie będę im już przeszkadzał.
Kiedy wróciłam do Evelyn, jej złotowłosa głowa spoczywała na poduszce, a oczy były zamknięte. Przykryłam ją wełnianym szalem i wyszłam na palcach z pokoju. Czemu na palcach, nie wiem, bo Walter z Emersonem rozmawiali podniesionymi głosami.