Выбрать главу

Fatima siedziała przy kuchennym stole z brodą opartą na rękach i wpatrywała się intensywnie w coś przed sobą. Była tak skupiona, że kiedy uświadomiła sobie moją obecność, aż podskoczyła z okrzykiem przestrachu. Okazało się, że studiuje książkę, egzemplarz Koranu otrzymany od Nefret.

– Nie czytaj przy świecy, Fatimo. – Położyłam dłoń na jej ramieniu. – Popsujesz sobie oczy. Wstyd mi, że nie pomagam ci w nauce tyle, ile powinnam.

– Wszyscy mi pomagają, Sitt Hakim – odparła. – Są tacy dobrzy. Czy zechciałabyś posłuchać, jak mi idzie czytanie?

Nie mogłam jej odmówić. Potknęła się raz czy drugi i musiałam podpowiedzieć jej słowo, po czym ją pochwaliłam i kazałam iść spać.

Zajrzałam jeszcze do bawialni. Mężczyźni dalej dyskutowali, a Evelyn spała słodko. Postanowiłam sprawdzić moich pozostałych podopiecznych i wyszłam na dziedziniec. W domowych pantoflach szłam bardzo cicho po pylistej ziemi. Przyłożyłam ucho do drzwi Ramzesa, zachwycając się jednocześnie ciszą i pięknem otoczenia, skąpanego w srebrzystym świetle księżyca. Dzięki staraniom Fatimy mój ogródek rozkwitał. Hibiskus w kącie podwórza, obsypany bujnym listowiem, niemal już dorównywał mi wzrostem.

Nagle zdałam sobie sprawę, że nie tylko ja zachwycam się księżycem. Liście hibiskusa rozchylił wiatr i zobaczyłam, że za drzewkiem ktoś stoi. I to nie jeden człowiek, lecz dwoje ludzi, tak blisko siebie, że wyglądali jak jedna postać. Widziałam zarys długiej białej sukni kobiety i jej smukłe ręce, oplatające szyję towarzysza. Mężczyzna stał do mnie plecami, ale kiedy wiatr zawiał silniej, ujrzałam w blasku księżyca ciemną głowę pochyloną ku głowie dziewczyny i naprężoną na plecach koszulę. Był wysokiego wzrostu. Nefret miała suknię ze szmaragdowej satyny, toteż uznałam, że dziewczyną musi być Lia – w czułych objęciach mojego syna!

Przypuszczam, że nawet gdybym krzyknęła, nie usłyszeliby mnie. Nie byłam jednak w stanie tego uczynić, bo tak dalece nie spodziewałam się czegoś takiego, że mnie kompletnie zamurowało. Ale widocznie wydałam jakiś odgłos albo oparłam się o drzwi, ponieważ nagle się otworzyły i gdyby mnie nie podtrzymały męskie ręce, byłabym upadła.

Ręce należały do Ramzesa. Nie było co do tego wątpliwości, bo cała reszta też należała do niego. Stał za moimi plecami – a nie z Lią w kącie podwórza.

On również spostrzegł tych dwoje. Usłyszałam jego głośny oddech i poczułam dłonie, zaciskające się boleśnie na moich żebrach. Wreszcie odzyskałam głos.

– O mój Boże! – krzyknęłam.

Winowajcy odsunęli się od siebie. Mężczyzna chciał się odsunąć jeszcze dalej, lecz Lia chwyciła go za ramię obiema rękami i mocno przytrzymała. Otworzyły się drzwi pokoju Nefret. Mój okrzyk nie był zbyt głośny, musiała więc nie spać. Przez chwilę spoglądała to na mnie, to na parę niegodziwców.

– A niech to! – jęknęła.

– Co to wszystko ma znaczyć? – spytałam ostrym tonem.

– Tylko się nie denerwuj, ciociu Amelio, proszę – powiedziała Nefret. – Wszystko ci wytłumaczę.

– Ty o tym wiedziałaś, prawda? Od jak dawna?

– Nie gniewaj się na nią. – David wyzwolił się łagodnie z uścisku Lii i podszedł do mnie. – To moja wina.

– Nie, to moja wina! – wykrzyknęła Lia. Podbiegła do Davida i usiłowała go objąć. – Ja… ja go uwiodłam!

– O mój Boże… – jęknął Ramzes. W jego głosie zabrzmiała tak dziwna nuta, że aż się na niego obejrzałam – i po raz pierwszy w życiu zobaczyłam na nieodgadnionym zwykle obliczu mojego syna wyraz tak żywych emocji.

– Wiedziałeś? – zapytałam.

– Nie.

– Rodzice Lii, jak mniemam, nawet nie podejrzewają, że dzieje się… coś takiego – powiedziałam, zwracając się do Davida.

– Zamierzam im właśnie wszystko wyznać – odparł cichym głosem. – Nie, Lio, nie powstrzymuj mnie. Byłoby lepiej, gdybym to zrobił już dawno temu.

– Pójdę z tobą – oznajmił Ramzes. Podniósł mnie, jakbym była lalką, i usunął z przejścia.

– Nie, mój bracie – sprzeciwił się David. – Pozwól mi chociaż raz wykazać się odwagą bez twojej pomocy.

Wszedł do domu. Lia ruszyła za nim.

– No i sprawa załatwiona – westchnęła Nefret. – Przyłączmy się do nich, Ramzesie. Kłótnie rodzinne to w tym domu ulubiony rodzaj rozrywki, a ta zapowiada się na wyjątkowo burzliwą.

12

I rzeczywiście była burzliwa. Wstyd mi było za Waltera. Zachował się jak wściekły tatuńcio z kiepskiego melodramatu i brakowało tylko, żeby wyciągnął oskarżycielsko palec w stronę Davida i zawołał: „Nie waż się więcej przekraczać progu mojego domu!”.

David był zbyt zdenerwowany, żeby wyłuszczyć sprawę subtelnie, lecz to i tak chyba nie miałoby znaczenia.

– Lia i ja się kochamy – oświadczył. – Wiem, że nie mam prawa jej kochać i że powinienem był powiedzieć wam to od razu. Powinienem był wyjechać. Powinienem…

Nie dane mu było powiedzieć więcej. Walter pochwycił swoją córkę, która przylgnęła do Davida, oderwał ją od niego i wyprowadził z pokoju. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek podniósł w gniewie rękę na nią czy inne ze swoich dzieci. Lia była tak zaskoczona, że poszła za nim, nie stawiając oporu. My wszyscy staliśmy jak słupy soli, dopóki nie powrócił, oznajmiając, że zamknął ją w jej pokoju.

– Pójdę do niej – powiedziała Evelyn.

Były to jej pierwsze słowa od chwili wygłoszenia przez Davida jego wyznania. Jej blada, pełna wyrzutu twarz i milczenie bolały go chyba bardziej niż gniewne słowa Waltera. Zwiesił głowę, a Ramzes, który przyglądał mu się z bardzo dziwną miną, podszedł i położył mu dłoń na ramieniu.

– Nawet się do niej nie zbliżaj! – ofuknął Walter żonę. – Spakuj wszystko, wyjeżdżamy porannym pociągiem. Co do ciebie zaś, Davidzie…

– Wystarczy, Walterze – powiedział Emerson. Podczas przemowy Davida fajka wypadła mu z ust. Teraz ją podniósł i obejrzał z bliska. – Złamana. Taka świetna fajka… Cóż, takie są skutki urządzania melodramatycznych przedstawień. To naturalne, że młodzi ludzie popadają czasem w nadmierną ekscytację, zaskoczyło mnie jednak, Walterze, że dorosły człowiek może do tego stopnia stracić panowanie nad sobą.

– To u was rodzinne – mruknęła Nefret, podchodząc do Davida i ujmując go pod ramię. – Drogi profesorze, nie pozwolisz chyba stryjowi Walterowi…

– Nie pozwolę żadnemu z członków mojej rodziny zachowywać się w sposób urągający jego czy jej godności.

Zważywszy na źródło tej wypowiedzi, należało ją uznać za kuriozalną, lecz Emerson oczywiście nie raczył być tego świadom i mówił dalej:

– Davidzie, idź do swojego pokoju. Siedź tam spokojnie i nie rób żadnych głupstw. Jeśli się dowiem, że spałaszowałeś całe laudanum ciotki Amelii albo się powiesiłeś na prześcieradle, będę naprawdę zły. Najlepiej idź z nim, Ramzesie.

– To niepotrzebne, ojcze – odparł cicho Ramzes. – On niczego takiego nie zrobi.

– Ja też nie pójdę – oświadczyła Nefret.

– Czyżbyście uważali, że będzie potrzebował adwokatów dla zapewnienia sobie fair play? – zdziwił się Emerson.

– Tak! – wykrzyknęła z emfazą Nefret.

– Tak – zawtórował jej Ramzes.

Nefret odchyliła do tyłu swoje smukłe ramiona; jej oczy pałały. Ramzes miał oczy przysłonięte rzęsami, a minę nie bardziej nieprzeniknioną niż zwykle, lecz równie buntowniczą jak ona. Oboje byli bardzo przystojni, bardzo młodzi i bardzo wzruszający. Miałam ochotę ich uściskać.