– Dziękuję wam, przyjaciele – rzekł cicho David i zdecydowanym krokiem, nie oglądając się za siebie, wyszedł z pokoju.
Siedziałam przy Evelyn, głaszcząc ją po dłoni.
– No więc tak… – zaczął Emerson. Nic więcej nie powiedział, bo Nefret naskoczyła na mnie:
– Nie masz zamiaru nic powiedzieć, ciociu Amelio? Nie staniesz w ich obronie?
– To nie wchodzi w grę, moja droga. Przykro mi.
– Dlaczego?
– Ona ma dopiero siedemnaście lat, Nefret.
– On poczeka.
– On poczeka?! – wybuchnął Walter. – Co za tupet! Przyjąłem tego chłopaka do własnego domu, traktowałem jak syna, a on wykorzystał dziecko, które…
– Nieprawda! – krzyknęła Nefret. Jej głos zabrzmiał jak róg myśliwski. Odwróciła się ku Walterowi; policzki miała zaróżowione, jej włosy lśniły niczym mosiężny hełm. Wyglądała jak młoda Walkiria. – To Lia pierwsza rozpoczęła zaloty! Czy sądzicie, że David z jego nieśmiałością i skromnością odważyłby się na coś takiego? Chciał o wszystkim powiedzieć, ale nie pozwoliła mu. Dlaczego w ogóle uważacie, że zrobił coś hańbiącego? Kocha ją całym sercem i chce się z nią ożenić… oczywiście nie teraz, lecz kiedy ona dorośnie, a on się jakoś ustabilizuje.
– Nie mogą się pobrać – oświadczył Walter. – Ani teraz, ani nigdy. – Przesunął dłonią po oczach. – Mówiłem przedtem w gniewie i żałuję tego. Powiem to Davidowi, gdyż wcale nie uważam, że zrobił coś hańbiącego. Ale małżeństwo…
Ramzes, który zamykał drzwi za Davidem, stanął pod ścianą z rękami w kieszeniach.
– Jest Egipcjaninem. Tubylcem. To dlatego, tak? – zapytał.
Walter nie odpowiedział. Ramzes nie patrzył jednak na niego, a na mnie.
– Oczywiście, że nie dlatego – odparłam. – Znasz moje podejście do tych kwestii, Ramzesie, i obrażasz mnie, sądząc, że kieruję się uprzedzeniami.
– Co w takim razie uważasz za przeszkodę? – naciskał.
– Jego rodzinę. Ojciec był alkoholikiem, a matka…
– Była córką Abdullaha. Czy to Abdullah ci się nie podoba? A może Daoud albo Selim?
– Dość już, Ramzesie – wtrącił się Emerson. – Nie pozwolę, żebyś się zwracał do matki takim oskarżycielskim tonem.
– Bardzo cię przepraszam, mamo – powiedział Ramzes, choć wcale tak nie myślał.
– Sprawa jest zbyt poważna i nie rozstrzygniemy jej podczas jednego wieczoru, obrzucając się oskarżeniami – oświadczył Emerson. – Możesz zabrać stąd swoją rodzinę, Walterze, skoro się przy tym upierasz. Ale niech mnie diabli, jeżeli myślisz, że zarwę kolejną noc, żeby cię odstawić do Luksoru na poranny pociąg. Nie, Nefret, ciebie też już nie chcę słuchać. Nie dzisiaj.
– Chciałam tylko zapytać, co ty sam o tym myślisz, profesorze.
– Ja? – Emerson wystukał popiół z fajki i wstał. – Mój Boże, czy mnie się w ogóle pyta o zdanie? No cóż, szczerze mówiąc, nie rozumiem, o co ten cały szum. David to utalentowany, inteligentny, ambitny młody człowiek. A Lia to ładne i ujmujące stworzenie, choć trochę rozpuszczone. Będą musieli oczywiście poczekać, ale jeżeli za trzy czy cztery lata nie zmienią zdania, to mogła wybrać gorzej. A teraz wszyscy do łóżek.
Nefret podbiegła do niego i zarzuciła ramiona na szyję.
– Hmm – mruknął Emerson z zadowoloną miną. – Marsz do łóżka, młoda damo.
Rozeszliśmy się w milczeniu. Walter wyglądał na dość zawstydzonego. Był dobrym i łagodnym człowiekiem i z pewnością żałował swojego wybuchu, nie sądziłam jednak, by chciał zmienić zdanie. Sprawy przybrały niefortunny obrót. Walter traktował Davida nie tylko jak utalentowanego ucznia, ale niemal jak własnego syna i wyjawiona dopiero co tajemnica musiała zmienić ich wzajemne relacje na zawsze. Jeszcze trudniejsze było to dla Evelyn, która szczerze pokochała chłopaka.
Pocałowała mnie na dobranoc z twarzą tak smutną, że serce mi się krajało, i podeszła do Waltera. Mąż objął ją ramieniem i razem opuścili pokój. Nefret wzięła za rękę Ramzesa.
– Chodźmy do Davida – zaproponowała i wyszli, nie patrząc na mnie.
– No i tak, Peabody – powiedział mój mąż. – Mamy kolejną parkę zakochanych młodych, co?
Wierzę, że humor pomaga rozładowywać trudne sytuacje, lecz tym razem nie potrafiłam się uśmiechnąć.
– Pogodzą się z tym, Emersonie – stwierdziłam. – Serca się nie łamią, tylko bolą i tęsknią za… Zapomniałam, jak to dalej było.
– No i dzięki Bogu – odparł mój mąż. Wodził za mną oczami, gdy obchodziłam pokój, gasząc lampy. – Wiesz, że teraz wszystko zależy od ciebie?
– Jak to?
– Evelyn ufa twojemu osądowi, a Waltera masz pod pantoflem, zresztą tak jak nas wszystkich. Jeżeli wstawisz się za młodymi…
– To niemożliwe, Emersonie.
– Naprawdę? Ty chyba sama nie wiesz, Amelio, dlaczego jesteś taka nieprzejednana.
Zgasiłam już wszystkie lampy oprócz jednej. Pokój zaległy cienie. Podeszłam do Emersona. Wziął mnie w objęcia i przytuliłam znękaną głowę do jego piersi. To nie był przyjemny wieczór.
– Prędzej czy później będziesz musiała się z tym zmierzyć, moja droga – dodał łagodnie mój mąż. – A ja tym razem nie mogę ci pomóc. Niech to szlag, życie i bez tego jest już dosyć skomplikowane! Gdzieś tam grasuje maniakalny morderca, Davis dewastuje grobowiec, a teraz jeszcze i to. Można mieć dość.
Z manuskryptu H
Nefret poprowadziła Ramzesa do pokoju Davida, trzymając go mocno za rękę. Ramzes wciąż jeszcze nie doszedł do siebie. Pomyślał, że gdyby nie był tak zajęty własnymi uczuciami, być może wcześniej zauważyłby to i owo: jak Lia przylgnęła do Davida przy powitaniu; jak zmieniła się jego twarz, gdy ją obejmował; starania Nefret, by oboje młodzi mogli pobyć choć trochę sami; względy, okazywane przez Lię Abdullahowi – zachowywała się jak przyszła panna młoda wobec swojego teścia. Nic dziwnego, że bez wahania zaufała Daoudowi! Ramzes zrozumiał, że nie docenił tej młodziutkiej dziewczyny. Nie miała w sobie cienia fałszywej dumy i poczuł do niej za to szacunek.
Matka także niczego nie spostrzegła, co go lekko rozbawiło. Tak się szczyciła swoim wyczuciem w romansowych kwestiach! No cóż, nie był to pierwszy raz, że czegoś nie zauważyła.
Na ich widok posępna twarz Davida się rozjaśniła.
– I co się tam działo? – zapytał.
– Mniej więcej to, czego mógłbyś się spodziewać – odparła Nefret. – Cholera, mogłam przynieść whisky.
– Nie potrzebuję alkoholu, moja kochana Nefret – odparł David, uśmiechając się do niej z czułością.
– Ale ja potrzebuję. – Opadła na łóżko i zrzuciła buty. – Daj chociaż papierosa, Ramzesie, muszę uspokoić nerwy. Jestem po prostu wściekła na nich. Dlaczego tak się zachowują?
– Nie rozumiesz? – powiedział z goryczą David. – Można przygarnąć bezpańskiego psa, nauczyć go siadać i aportować, a potem chwalić się, jak dobrze jest wytresowany. Ale to jednak tylko pies. – Ukrył twarz w dłoniach. – Przepraszam… nie powinienem tak mówić.
– To ty nie rozumiesz – mruknął Ramzes. Sam nie wiedział, dlaczego staje w obronie matki, skoro sam ją krytykował, i to prosto w oczy. Matka się myliła, a Nefret miała rację, ale jednak… – Myślę, że matka czuje się w tej chwili fatalnie – ciągnął. – Odkryła w sobie uprzedzenia, o których istnieniu nie miała pojęcia, tak głęboko były ukryte. Dotyczy to również ciotki Evelyn i stryja Waltera. To ich poczucie wyższości nie jest czymś nabytym, lecz oczywistym dla nich od zawsze. Trzeba by trzęsienia ziemi, żeby pozbyli się odczuć, które stanowią fundament ich klasy i narodowej tożsamości. Nie jest im łatwo.
– Davidowi jest jeszcze trudniej – rzuciła ostro Nefret.