Выбрать главу

Wzroku dzieci też zbytnio nie szukałam. Nefret przez cały dzień rzucała mi niechętne spojrzenia, a Ramzes… kto by się spodziewał akurat po nim tak romantycznego gestu? Właściwie popchnął tych oboje sobie nawzajem w objęcia i nikt, nawet Walter, nie miał serca im tego zabronić.

Jak przypuszczałam, Emerson zaproponował Daoudowi i Abdullahowi, by wracali razem z nami. Natomiast sir Edward, który podał mi ramię, oznajmił, że zostaje w Luksorze, jest bowiem umówiony na kolację.

– Mając przy sobie Abdullaha i Daouda, nie będziecie mnie potrzebować – dodał.

– Jest pan bardzo troskliwy i uprzejmy, sir Edwardzie – odparłam. – Przypuszczam, że powoduje panem brytyjskie poczucie noblesse oblige, bo przecież nic pan nam nie jest winien.

– Wystarczającą nagrodą za moje nędzne usługi jest dla mnie przyjemność przebywania z panią i zaszczyt cieszenia się państwa przyjaźnią – odparł.

Zabrzmiało to sztucznie, niczym kwestia z książki lub któraś z dętych mów Ramzesa. Sir Edward zauważył to, gdyż z uśmiechem dodał lżejszym tonem:

– Jak dotąd nie na wiele się przydałem, pani Emerson. To bardzo zagadkowa i trudna sprawa. Czy profesor postanowił już, co będzie jutro robić?

– O ile znam mojego męża, to jutro od samego rana będzie siedział w Dolinie. Stracił dwa dni robocze i zżera go ciekawość, co tam porabia Davis.

– No tak – roześmiał się sir Edward. – Dziś wieczorem będę wszystko wiedział, pani Emerson. Osoba, z którą jem kolację, to pan Paul, fotograf z Kairu. Pracował przy tym grobowcu przez cały dzień, jak sądzę.

– Naprawdę? Rzeczywiście, ktoś wspominał, że miał dzisiaj przyjechać. Zna go pan?

– Mamy wspólnych znajomych i oczywiście wspólne zainteresowania fotografią archeologiczną.

Na przystani sir Edward pożegnał się i zawrócił do Winter Palace, który z rozjarzonymi oknami wyglądał niemal jak królewska siedziba. Idąc do hotelu, pogwizdywał, a jego wydłużony krok świadczył, że cieszy się na ten wieczór. Ludzie, których łączą wspólne pasje, zawsze mają sobie mnóstwo do powiedzenia.

Ja natomiast czułam się tak, jakbym straciła jedynego stronnika, a w każdym razie kogoś neutralnego. Musiałam wciąż samą siebie przekonywać, że działałam w najlepszej wierze, jak zawsze, i że nie powinnam mieć sobie nic do wyrzucenia. Chciałam wcześniej zaproponować, żebyśmy zjedli kolację w Luksorze, ale scena na dworcu przekonała mnie, że reszta rodziny wcale nie widzi powodów do świętowania.

Milczeć bez skrępowania można tylko w towarzystwie dobrych przyjaciół. Zawsze tak było z Abdullahem, lecz teraz złapałam się na tym, że próbuję wymyślić temat do rozmowy. Jego też coś wyraźnie nurtowało. Wschodzący księżyc srebrzył zmarszczki na wodzie. Abdullah odezwał się dopiero wtedy, gdy dopływaliśmy do brzegu.

– Szukam żony dla Davida – oznajmił.

– Co takiego? On jest jeszcze za młody, Abdullahu.

– Ja w jego wieku miałem już dwie żony i czworo dzieci. Mustafa Karim ma córkę. Jest młoda, zdrowa, w sam raz dla niego. Umie nawet czytać i pisać – dodał ponurym tonem.

Nie ośmieliłam się roześmiać. Dla Abdullaha edukacja kobiet była najbardziej szkodliwym z nowomodnych wymysłów. To, że chciał dla wnuka żony niebędącej analfabetką, było wielkim ustępstwem z jego strony.

– Czy wspomniałeś o tym Davidowi? – spytałam.

– Czy wspomniałem? Nie, Sitt. W dawnych czasach nie „wspomniałbym”, tylko powiadomił go, że już to załatwiłem. Ale teraz pewnie będzie chciał ją najpierw poznać.

Westchnął ciężko. Poklepałam go współczująco po dłoni. Biedaczysko, spodziewał się przeprawy z Davidem, obawiałam się jednak, że nie doceniał wagi problemu.

Nie wątpiłam, że wie o tej historii z Lią. Dziwne, wcześniej zupełnie nie przyszło mi do głowy, że on także może być przeciwny temu związkowi. Uświadomiłam sobie też jeszcze jedną dziwną rzecz – poirytowało mnie to.

Selim czekał na nas z końmi. Po tej zmianie warty, bo tak to trzeba nazwać, Abdullah z Daoudem udali się pieszo do Gurna. Selim nie usiadł z nami do stołu; stwierdził, że już jadł, i poszedł do kuchni porozmawiać z Fatimą.

– Chce zostać na noc – powiedział Ramzes. – Tłumaczyłem mu, że nie musi, ale się uparł.

– To dobrzy przyjaciele i honorowi ludzie. – Nefret zerknęła na Davida, lecz chłopak milczał. Nieszczęście spowijało go tak dokładnie, że można je było niemal dostrzec – było jak czarny opar. Nie zjadł ani kęsa.

– To bardzo zacnie z jego strony – stwierdził Emerson. – Szczególnie że ma w domu dwie młode, ładne… ee, mhm…

Ta niewinna uwaga, która mu się wypsnęła, przełamała lodowy mur między nami a córką i synem. Twarz Nefret rozjaśnił uśmiech.

– Pewnie musi im poświęcać wiele czasu – zauważyła.

– Nie słyszałem, żeby się z tego powodu skarżył – odparł Ramzes.

Nefret zaśmiała się ponownie. Nie było to na miejscu, ale tak mnie cieszył widok jej uśmiechu, że przymknęłam oko na ten nietakt.

– A jednak wielożeństwo jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe – pokręciła głową Nefret. – Nie potrafiłabym dzielić się mężczyzną, którego kocham. Zżerałaby mnie zazdrość o każdą kobietę, na którą mój mąż choćby tylko spojrzał.

– Zazdrość jest okrutniejsza od śmierci – oświadczyłam. – Jest… co powiedziałeś, Ramzesie?

– Nic. – Odsunął talerz i wstał. – Za pozwoleniem, pójdę pogadać z Selimem.

Nefret i David poszli razem z nim. Resztę wieczoru spędziłam, przeglądając wykonane przez nich fotografie papirusu pogrzebowego, postanowiłam bowiem spróbować sił w tłumaczeniu go. Bardzo zaniedbałam moją działalność pisarską; poza tym dobrze było choć na trochę pozbyć się dzieci.

Kiedy nazajutrz przybyliśmy do Doliny, okazało się, że Emersonowi udało się poprowadzić przewód z generatora do naszego grobowca. Selim od razu zabrał się do instalowania światła, a Abdullah obserwował go, zagryzając wargi. Nie akceptował nowoczesnych wynalazków i nie chciał niczego się o nich dowiadywać. Selim wierzył niegdyś, że Emerson i ja jesteśmy czarownikami, którzy potrafią czytać w myślach innych i panować nad złymi mocami. Widząc, jak taktownie stara się ignorować cenne porady Emersona, zrozumiałam, że te młodzieńcze złudzenia dawno już się rozwiały. Był przedstawicielem nowego pokolenia; mógł być wnukiem Abdullaha, a nie jego synem. Z obawą myślałam o dniu, w którym będzie musiał zastąpić ojca jako nasz rais, nie wątpiłam jednak, że będzie równie sprawny i oddany nam jak on.

Gdy już mieliśmy światło, Ramzes z Davidem zabrali się do kopiowania reliefów. Pozostały z nich tylko fragmenty, ale były wysokiej klasy, o delikatnym rysunku i ze śladami koloru. Emerson przyglądał się chłopcom przez chwilę, po czym wyszedł na zewnątrz. Nie mógł na razie robić niczego w środku, bo wzniecałby pył i przeszkadzał artystom.

Sir Edward wrócił poprzedniego wieczoru, kiedy wszyscy już spali, i spóźnił się na śniadanie. Wyglądał na zmęczonego i zamyślonego, i zastanawiałam się, czy to rzeczywiście fotograf z Kairu, czy może ktoś bardziej interesujący zajmował go tak długo w noc. Kiedy wyszliśmy z Emersonem z piątki, zastaliśmy go na rozmowie z Nefret.

– Jeżeli mnie na razie nie potrzebujesz, profesorze, to przejdę się zobaczyć, co porabia pan Ayrton – powiedziała Nefret.