Выбрать главу

– Czy Layla ci powiedziała, że to właśnie miało czekać ciebie i Davida? – zapytał.

– Nie tak wprost – odparł. – Ale nawet gdyby niczego podobnego nie sugerowała, taki wniosek sam się nasuwał.

– Piekło i szatani! – wykrzyknęła Nefret. – Musimy znaleźć tę przeklętą kobietę! Gdzież ona się mogła ukryć? W Domu Gołębic? Sama ta nazwa przyprawia mnie o mdłości!

– Nie tam – stwierdził stanowczo Ramzes. – Osoba gustująca w drogim francuskim szampanie poszukałaby bardziej luksusowego schronienia.

– No właśnie, szampan! – zawołałam. – To jeszcze jeden dowód. Boże, to znaczy, że ona mieszkała w domu Layli!

– Przez jakiś czas – rzekł Ramzes. – Tej nocy jej nie było, pewnie poszła przygotować nasze, hm… przenosiny. To również by wskazywało, że nie ma zbyt wielu pomocników.

– Najlepiej, żeby ich w ogóle nie miała – mruknął ponuro Emerson. – Tylko że z tego wszystkiego nic nie wynika. Niech mnie diabli, jeżeli wiem, co teraz zrobić.

– Nikt z nas tego nie wie – pocieszyłam go. – Ale może znowu coś się wydarzy.

– Na przykład znajdę kobrę w łóżku – dorzuciła Nefret, powiedziała to jednak lekkim tonem, uśmiechając się do mnie niemal przyjaźnie.

Nagły trzask i szelest liści bluszczu obwieściły przybycie Horusa. Kot przysiadł na parapecie, wgapiając się w Ramzesa, który przezornie się odsunął.

– Oto twój obrońca przed wężami – powiedziałam. – Święty kot boga Re, który urywa głowę Wężowi Ciemności.

– Gdyby ten tutaj miał bronić Re, słońce już nigdy by nie wzeszło – stwierdził Ramzes.

Nefret podniosła i pogłaskała Horusa, a on zamruczał jak mały, milutki kotek.

– Mój kochany bohater – powiedziała.

– Obrzydliwy potwór – burknął Ramzes.

Trudno było się z nim nie zgodzić.

Ponieważ nie miałam się jak spotkać z panią Buchanan ze Szkoły Misyjnej, zaprosiłam ją wraz z jeszcze jedną panią z misji na kolację. Katherine i Cyrusa oczywiście także. Zamierzałam też zaprosić fotografa, pana Paula, był bowiem w Luksorze po raz pierwszy i nie znał tu nikogo. Sir Edward poinformował mnie jednak, że Paul nie uczestniczy w spotkaniach towarzyskich.

– Jest trochę dziwakiem – wyjaśnił – i źle się czuje w towarzystwie.

Sir Edwarda również zresztą z nami nie było. Te jego częste nieobecności zaczęły się robić podejrzane. Raczej nie sądziłam, żeby właśnie pan Paul tak go absorbował. Wyglądało to na znajomość z którąś spośród turystek. Ale nie zamierzałam wtrącać się do jego życia.

Panią Buchanan już znałam. Towarzyszyła jej niejaka panna Whiteside z Bostonu, też wykwalifikowana pielęgniarka. Ich ubiór nie stanowił raczej ostatniego krzyku mody; obie miały na sobie surowe ciemne suknie z białymi kołnierzykami i mankietami. Były to sympatyczne i interesujące osoby, choć zbyt często skłonne wplatać Boga do rozmowy. Emersonowi raczej nie przypadły do gustu, ale zachowywał się jak dżentelmen, wyrażając swoją dezaprobatę jedynie lekkim krzywieniem ust co jakiś czas. Głównym przedmiotem naszej konwersacji była oczywiście edukacja kobiet; sprawa, którą byłam żywo zainteresowana. Odkryłam jednak, że odbiegam myślami do innych tematów, co po najnowszych rewelacjach nie było niczym dziwnym.

Czy Bertha rzeczywiście powróciła, by mnie znowu dręczyć? Upłynęło już sporo lat od mojej ostatniej z nią styczności i żywiłam szczerą nadzieję, że porzuciła złą drogę.

Miałam nad nią pewną przewagę, której nie miałam nad Sethosem. Wiedziałam dobrze, jak wygląda, ponieważ przestawałam z nią codziennie przez kilka tygodni. Mogła się oczywiście nauczyć od niego co nieco sztuki kamuflażu, lecz brakowało jej naturalnego talentu Sethosa.

Ale z drugiej strony… Nikt, kto widział olśniewającą piękność w pełnej krasie jej wieczorowej toalety, a potem miał okazję oglądać ją rano z podkrążonymi oczami i ziemistą cerą, nie mógłby wątpić w zdolności kobiet w tej dziedzinie. Bertha była młoda i atrakcyjna. Czy rozpoznałabym ją, gdyby tak się ubrała i ucharakteryzowała, że wyglądałaby starzej i mniej urodziwie?

Przeniosłam spojrzenie z pani Buchanan na jej znacznie młodszą towarzyszkę. Obie gardziły kosmetykami i żadnej z nich nie nazwałabym atrakcyjną. Nie, pomyślałam, to niemożliwe. Bertha byłaby zupełną idiotką, gdyby pokazała się mnie lub Emersonowi, który znał ją równie dobrze jak ja (w żadnym razie nie lepiej). Raczej trzymałaby się w cieniu, wprowadzając swoje niecne plany w życie przy pomocy pośredników. Jeśli musiała się pokazać publicznie, najwygodniej by jej było włożyć czarną suknię z czarczafem, noszoną powszechnie przez kobiety z egipskiej klasy średniej. Z przyciemnioną cerą, ukazując przez szparę w zasłonie tylko oczy, mogłaby stać nierozpoznana nawet kilka kroków ode mnie.

Ocknęłam się z zamyślenia, usłyszawszy, że pani Buchanan zadała mi jakieś pytanie. Musiałam ją poprosić, żeby je powtórzyła. Później starałam się ze wszystkich sił pełnić rolę dobrej gospodyni, ale po kolacji ulitowałam się nad Emersonem i pozwoliłam mu pomówić o egiptologii.

Jeśli ktoś mieszka w Luksorze, nie może pozostać obojętny wobec tego tematu. Pani Buchanan słyszała o nowym grobowcu od swojej znajomej, pani Andrews. Kiedy się dowiedziała, że byliśmy w środku, poprosiła o jego opisanie.

– Czy królowa naprawdę ma złotą koronę? – dopytywała się.

Ramzes natychmiast zaczął wygłaszać niekończący się wykład, dzięki czemu zapobiegł wygłoszeniu przez Emersona niekończącej się tyrady skierowanej przeciwko wszystkim, którzy brali udział w tym odkryciu. Gdy jednak mój syn przystąpił do wyliczania i szczegółowego opisywania obiektów znalezionych w komorze grzebalnej, nawet Emerson, dotąd nabzdyczony, zaczął go słuchać z otwartymi ustami.

– Owa tak zwana korona jest w istocie naszyjnikiem lub napierśnikiem – mówił Ramzes. – Dlaczego była na głowie mumii, możemy tylko domniemywać. Ma kształt sępa, ściślej mówiąc bogini-sępa Nechbet, i wykonano ją z cienkiej złotej blachy, dzięki czemu łatwo ją było dopasować do kształtu czaszki. Aha, zapomniałem jeszcze o stosiku paciorków, jakieś czterdzieści sztuk, zapewne pochodziły z rozerwanego naszyjnika lub bransoletki.

Cyrus popatrzył na niego podejrzliwie.

– Słuchaj no, młody człowieku, przecież to niemożliwe, żebyś zapamiętał te wszystkie szczegóły. Ile razy zwiedziłeś tę komorę?

Odpowiedź mojego syna: „Raz, byłem tam przez jakieś dwadzieścia minut” – sprawiła, że w spojrzeniu Cyrusa pojawił się jeszcze większy sceptycyzm. Ja pamiętałam jednak, jak kiedyś Ramzes wyliczył wszystkie starożytności z pewnego sklepu z antykami, spędziwszy tam jeszcze mniej czasu. Zapomniałam o tej jego zdolności – naturalnej lub być może wyuczonej – i Emerson najwyraźniej także, bo przyglądał się synowi tak, jakby coś go nagle zaniepokoiło.

– Pozwolisz później na słówko, Ramzesie – rzekł.

– Oczywiście, ojcze.

Damy z misji pożegnały się wcześnie, pragnąc odizolować się od światowych pokus. Pani Buchanan ponownie zaprosiła mnie do odwiedzenia szkoły, co jej solennie obiecałam.

Vandergeltowie mieli zawieźć panie na przystań swoim powozem, przedtem jednak udało mi się odciągnąć Katherine na słówko na osobności.

– Będziemy chyba musiały się jakoś umówić – stwierdziłam. – Tak rzadko cię ostatnio widuję, a mam ci tyle do opowiedzenia.

– Ja tobie także – odparła. – Cyrus wybiera się jutro do Doliny. Przyjdę z nim i może uda nam się znaleźć chwilę na pogawędkę.

Stałam na werandzie, machając im, dopóki powóz nie zniknął w ciemnościach. Miałam nadzieję, że kiedy wrócę do bawialni, wszyscy już się rozejdą, lecz byli tam w komplecie. Przygotowałam się więc na kolejną porcję pytań i wymówek.