Выбрать главу

– Nic dziwnego, że sobie uszkodziłeś dłoń. Złamałeś mu szczękę.

– Na to wygląda. I chodził z tym od tylu dni, bez pomocy lekarskiej. Biedaczysko. – Odwrócił zwłoki. Na plecach mężczyzny także widniał otwór, znacznie mniejszy od tego z przodu. – Taki poraniony i naznaczony był im już nieprzydatny – mruknął Ramzes. – Poza tym spaprał robotę, jak Yussuf. Dali mu ostatnią szansę, marną wprawdzie, ale mógł jeszcze liczyć na to, że będziesz sama i nieuzbrojona. A gdybyś jednak była uzbrojona albo gdybyś miała asystę, to i tak czekała go bardziej litościwa śmierć od tej w paszczy „krokodyla”.

Przeszedł mnie dreszcz.

– I co z nim zrobimy? – zapytałam.

Ramzes pochylił się nad zwłokami i przeszukał je. Nieszczęśnik miał przy sobie jedynie nóż i woreczek tytoniu oraz srebrny amulet, wiszący na szyi na sznurku.

– Nie za bardzo mu pomógł – zauważył mój syn. – Musimy zawiadomić policję. Nic więcej tu nie zdziałamy.

– A koza? – przypomniałam mu, kiedy pomógł mi dosiąść konia.

– No tak.

Kozie nic nie było, uwięzła tylko między kamieniami i pobiegła żwawo przed siebie, natychmiast gdy Ramzes ją uwolnił. Ucieszyłam się, bo zwierząt mieliśmy już dość, a to w dodatku było płci męskiej.

Kiedy mój mąż usłyszał, co się stało, nie krył niezadowolenia. Przygotowałam się na obronę Ramzesa, lecz okazało się to zbędne, bo Emerson był zły, ale nie na niego.

– Niech to wszyscy diabli, Peabody! – gorączkował się. – Jak mogłaś nabrać się na taką starą sztuczkę z rannym zwierzęciem? Czy ty się nigdy nie nauczysz?

Wycofaliśmy się do naszej sypialni. Ponieważ trzymał mnie w mocnym uścisku, odpowiedziałam nieco zduszonym głosem:

– Wiem, mój drogi, ale trudno nie zareagować… tacy już jesteśmy, że na nas to działa. Sztuczka ograna, istotnie, ale przecież nawet najbardziej pomysłowy przeciwnik ma ograniczony repertuar.

Emerson roześmiał się i ujął mnie za podbródek, by unieść moją twarz.

Jakiś czas później siedziałam na skraju łóżka, przyglądając się ablucjom mego męża.

– Mam nadzieję że mi wybaczysz ten śmiech – rzucił wśród parskania i plusków. – Ale tłumaczyć wroga z jego ubogiej wyobraźni… doprawdy, Peabody…

– Ramzes też się śmiał – wyznałam.

– Ramzes? – Emerson spojrzał na mnie, ociekając wodą.

– Tak, i zaskoczyło mnie to. Zadziwiające, jak szybko potrafi zmieniać nastroje. Nie sądziłam, że jest aż tak podobny do ciebie. Ale chłopak jest niczego sobie.

– Jest przystojny jak sam diabeł – poprawił mnie Emerson i dodał z uśmiechem: – Po ojcu. Nie zapytam, co powiedziałaś, żeby sprowokować go do takiej reakcji, ponieważ nie byłoby to dla ciebie zabawne.

– Nie pamiętam. Myślę jednak, że prawidłowo ocenił całe zdarzenie. Ta kobieta rzeczywiście bezwzględnie obchodzi się ze swoimi ludźmi. Trzy osoby jak dotąd, jeśli liczyć dziewczynę.

– Była jedną z nich, choć być może nie z własnej woli – stwierdził Emerson. – Zastanawiam się, co takiego mogła wiedzieć, że stała się dla nich niebezpieczna…

– Chodźmy się napić herbaty, mój drogi. Może to nas zainspiruje.

Pozostali zgromadzili się już na werandzie. Brakowało tylko sir Edwarda. Emerson również spostrzegł jego nieobecność, lecz nikt nie znał jej przyczyny.

– Może pojechał z Paulem do Luksoru – zasugerowałam. – Jak sam stwierdziłeś, mój drogi, on nie należy do twojej ekipy.

– Chyba po prostu traci zainteresowanie nami – powiedziała Nefret. – Jak myślicie, czy mógł dać sobie z nami spokój dlatego, że nie zaproponowaliśmy mu pracy przy wykopaliskach?

Siedziała na parapecie obok Ramzesa, który był uprzejmy podciągnąć nogi, żeby jej zrobić miejsce.

– Jeśli nawet tak, trudno go za to winić – odparł. – Jedyne, co potrafimy, to pakować się w jedne tarapaty po drugich.

W jego głosie usłyszałam wyraźną nutę krytycyzmu.

– A co możemy na to poradzić? – obruszyłam się. – Poruszamy się po omacku, nie mając pojęcia, gdzie ukrywa się przeciwnik. Ale pozytywne jest to, że ma teraz o jednego pomocnika mniej.

– Czy zawiadomiliście policję? – zapytał Emerson.

Ramzes skinął głową.

– W końcu pewnie go stamtąd zabiorą, jeżeli szakale i sępy coś zostawią.

– Makabryczne – mruknął David.

– Owszem. Wątpię, by potrafili go zidentyfikować. Nie był stąd, bo przecież bym go rozpoznał już przy poprzednim spotkaniu.

Zapadło ponure milczenie, które przerwał zamyślony głos Emersona:

– Chyba przejdę się do Doliny.

– Emersonie! – zawołałam. – Jak możesz w ogóle o tym teraz myśleć?

– A niech to, Peabody, w tamtej sprawie i tak nie możemy w tej chwili nic zrobić. Jutro przyjeżdża Maspero, a grobowiec…

– Jeśli spróbujesz wyjść z tego domu, to… to…

– To co? – zapytał z zaciekawieniem Emerson.

Na szczęście tę wymianę zdań przerwało nam pojawienie się jeźdźca na drodze.

– O, jest sir Edward – oznajmiłam. – On nam wszystko opowie.

Zrobił to z przyjemnością i na życzenie Emersona opisał wydarzenia dnia z nieznośną precyzją.

– No cóż – podsumował mój mąż z posępną miną – wygląda na to, że przynajmniej dokumentacja fotograficzna będzie kompletna. Jak długo jeszcze…

– Na litość boską, Emersonie, przestań wreszcie przesłuchiwać tego biednego człowieka – przerwałam mu. – Nawet nie zdążył się jeszcze napić herbaty.

– Dziękuję, pani Emerson. – Sir Edward wziął kanapkę z podsuniętej przez Fatimę tacy. – Nie chciałbym zdominować rozmowy. Jak państwu minął dzień?

Zmuszeni byliśmy powrócić do opowieści o naszej drobnej przygodzie. Sir Edward był w szoku.

– Błagam, żeby pani uważała na siebie. Ta stara sztuczka z rannym zwierzęciem…

– Jeżeli moja żona będzie potrzebowała wykładu, sam go wygłoszę – wtrącił dość obcesowo Emerson, marszcząc groźnie brwi.

– Czy zostanie pan na kolacji, sir Edwardzie? – zapytałam.

– Tak, droga pani. Dzisiaj nigdzie się nie wybieram. Ale… czy państwo niczego nie planujecie?

– Myślałem, żeby… – zaczął mój mąż.

– Nie pójdziesz do Doliny, Emersonie!

Sir Edward zakrztusił się herbatą. Wytarłszy brodę serwetką, powiedział z przejęciem:

– Błagam, profesorze, niech pan tego nie robi. Wkrótce zrobi się ciemno, a niebezpieczeństwo wcale…

– On ma rację, Emersonie – powiedziałam i skinęłam sir Edwardowi z uznaniem głową. Był tak szczerze zatroskany, że żałowałam swoich wcześniejszych podejrzeń wobec niego. – Spędzimy spokojny wieczór w domu. Ty powinieneś uzupełnić dziennik prac, a ja też chętnie posiedzę nad notatkami.

– Ja zaś – rzekł sir Edward – pomogę Davidowi przy fotografowaniu papirusu. Oczywiście jeśli się zgodzi.

David otrząsnął się z głębokiej zadumy, której przedmiotu się domyślałam. Odpowiedział z typową dla siebie łagodną uprzejmością, że będzie bardzo wdzięczny za pomoc, bo ostatnio trochę zaniedbał tę pracę.

– Jeśli pan znajdzie chwilę, profesorze, chciałbym pana zapytać o niektóre obiekty z komory grzebalnej – dodał sir Edward. – Uderzyła mnie pewna rzecz. Otóż inskrypcje na trumnie chyba zostały zmienione. Czy pana zdaniem…

To wystarczyło, żeby zaprzątnąć uwagę Emersona, a także Ramzesa. Podprowadzani inteligentnymi pytaniami gościa, przez całą kolację rozmawiali tylko o grobowcu. Ja też wtrąciłam słówko czy dwa, a Nefret, gdy udało jej się przekrzyczeć męskie głosy, także wyraziła swoją opinię. Dyskusja była fascynująca, lecz oszczędzę tu Czytelnikowi szczegółów, opisanych w innym miejscu.