Выбрать главу

– Nie przypuszczałem jednak, że jest aż tak zdesperowana – przyznał Emerson. – Możliwe, że po prostu zabrakło jej już pieniędzy i pomocników. „Zemsta krokodyla”… – niezłe określenie, co, Peabody? Prawie tak literackie jak te twoje powiedzonka. A więc zemsta krokodyla miała na celu zastraszenie jej podwładnych, mogła jednak zaszkodzić także jej samej, bo niemal każdy w końcu odwraca się od mocodawcy, który porażkę karze torturami i śmiercią.

– To wszystko brzmi sensownie – przyznałam – ale dopiero teraz. Kiedy tam szedłeś, nie mogłeś jeszcze tego wiedzieć.

– Masz rację. Nie spodziewałem się jednak aż takich trudności. Raczej… co powiedziałeś, Ramzesie?

– Nic takiego, ojcze – odparł mój syn. – Tylko to, że nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Proszę wybaczyć – wtrącił sir Edward – ale zapomniałem, jak ono brzmiało.

Wyglądał na dość skołowanego. To częsty objaw u ludzi, którzy usiłują dotrzymać tempa naszym procesom myślowym.

– Pytałem, jakim sposobem ojciec przewidział dokładny moment strzału – przypomniał Ramzes. – To, że dom był pusty i nienormalnie cichy, wzbudziło również moje podejrzenia, ale sądząc po zachowaniu ojca…

– …które miało na celu zmylenie przeciwnika – wszedł mu w słowo Emerson, bardzo z siebie kontent. – Było dla mnie oczywiste, że się nas spodziewają. Mówię „nas”, bo przecież ona nie wiedziała, w jakiej sile się zjawimy. Na pewno obserwowali nas po drodze. Bertha miała dość czasu, by odesłać dziewczęta… albo zrobiła to już wcześniej. Ponieważ na dole nikogo nie było, weszliśmy po schodach i wtedy głośno oznajmiłem, że moim zdaniem dom jest pusty. Zrobiłem to po to, żeby osłabić jej czujność, rozumiecie? Żeby myślała, że łatwo wpadniemy w zasadzkę.

– Brzmi to bardzo przekonywająco – mruknął Ramzes.

Emerson aż pokraśniał z zadowolenia, ja jednak miałam wrażenie, że nie był to komplement.

– Nasłuchiwałem czujnie w oczekiwaniu kłopotów – ciągnął mój mąż – toteż udało mi się usłyszeć trzask odbezpieczanego pistoletu. Zepchnąłem Ramzesa z linii strzału i sam też uskoczyłem. Odczekaliśmy chwilę. Wystrzeliła trzykrotnie. Myślałem, że opróżni cały magazynek, ale w końcu… ee…

– …nie wytrzymałem i wszedłem tam – dokończyłam. – A niechże cię, Emersonie!

– To nie było tak, Peabody. Powiedziałem do Ramzesa, że trzeci strzał nie trafił nigdzie w pobliżu. Sądziłem, że tej kobiecie chodziło o zatrzymanie nas na miejscu, żeby mogła zdążyć uciec przez okno. Kiedy ją ujrzałem na łóżku, doznałem szoku. Nic już nie mogliśmy dla niej zrobić, ale po drodze wstąpiliśmy na posterunek policji i poinformowaliśmy o całym zdarzeniu.

– To znaczy, że jej ciało leży teraz w kostnicy?

– Tak sądzę. Tylko mi nie mów, że chcesz iść je obejrzeć. Zapewniam cię, że nie jest to przyjemny widok.

– Tym razem sobie to podaruję – odparłam. – Ale jestem bardzo ciekawa, jaką rolę tym razem grała. Pewnie turystki. Zastanawiam się…

– To przestań się zastanawiać – przerwał mi stanowczo Emerson. – Teraz twoja kolej, Peabody. Jakąż to cenną informację przekazał ci Mohassib?

– Papirus pochodzi z kryjówki w Deir el Bahari.

– Ach, tak. – Mój mąż sięgnął po fajkę, lecz jej nie znalazł, bo był bez płaszcza i koszuli. – Ramzesie, podaj mi, proszę, z kieszeni płaszcza… dziękuję. Tak właśnie przypuszczaliśmy, nieprawdaż, Peabody?

– To była tylko jedna z kilku możliwości, ale na żadną nie było przekonujących dowodów. Mohassib jednak nie miał wątpliwości. Jego zdaniem Abd er Rassulowie trzymali ten zwój w ukryciu przez wiele lat, aż w końcu zabrał go… – przerwałam dla większego efektu.

– Sethos, jak mniemam – oznajmił spokojnie Emerson. – I w ten sposób kółko się zamyka, co? Teoria Nefert okazała się słuszna. Bertha i Sethos działali wspólnie, a potem ona, odchodząc od niego, zabrała papirus.

Pogrążyliśmy się wszyscy w milczącej zadumie. Słońce zaszło, zabarwiając różowawym poblaskiem góry na wschodzie. Z wiosek na płaskowyżu poniosło się śpiewne zawodzenie muezinów. Wieczorny wietrzyk poruszał włosami Nefret,

– A więc to koniec – mruknęła. – Jakoś to do mnie nie dociera. Tak długo byliśmy zepchnięci do defensywy, a teraz wszystko ma się nagle skończyć…

– I najwyższy czas – stwierdził Emerson. – Można będzie wrócić do pracy. Chcę jutro wcześnie wyjść do Doliny, zanim Maspero właduje się do grobowca, bo mam mu przedtem parę rzeczy do powiedzenia.

Dyskusja toczyła się dalej beze mnie, ponieważ zamyśliłam się głęboko. Wszyscy przyjęli za pewnik, że śmierć Berthy zakończyła nasze kłopoty. Nawet Emerson, który zazwyczaj węszy udział Mistrza Występku w każdej podejrzanej historii, przestał już brać go pod uwagę. Ja jednak nie miałam takiej pewności. Bertha zabrała Sethosowi cenny eksponat i kto wie, czy nie ukradła także innych, a nie był to człowiek, który się z czymś takim spokojnie godzi.

A jeśli nie tylko my podążaliśmy tropem Berthy? Może to nie lęk przed nami, lecz przed byłym wspólnikiem kazał jej targnąć się na własne życie? I czy rzeczywiście to zrobiła? Sethos chełpił się kiedyś przede mną, że nigdy nie skrzywdził kobiety, ale zawsze przecież może być ten pierwszy raz. Gniew na tych, którzy go zdradzili, mógł go skłonić do strasznych czynów.

Weszła Fatima i oznajmiła, że obiad na stole. Zauważyłam, że Ramzes celowo zwleka ze wstaniem, więc zaczekałam na niego.

– Czy ojciec niczego nie złamał… to znaczy, czy tobie niczego nie złamał, kiedy na ciebie padł? – zapytałam.

– Nie, mamo. Zapewniam cię, że nie wymagam twoich medycznych zabiegów.

– To dla mnie wielka ulga. Posłuchaj, Ramzesie…

– Tak, mamo?

Zastanawiałam się, jak ująć w słowa to, co chciałam mu powiedzieć.

– Twój ojciec nie zawsze jest… ee, najbystrzejszym obserwatorem – zaczęłam – szczególnie w stanie wzburzenia emocjonalnego, w jakim zapewne się znalazł na widok tej nieszczęsnej kobiety. Czy przypadkiem nie zauważyłeś czegoś, co mogłoby sugerować, że to nie ona sama odebrała sobie życie?

Ramzes uniósł brwi. Odniosłam wrażenie, że zaskoczyło go nie tyle samo moje pytanie, co raczej fakt, że je zadałam. Szybkość, z jaką udzielił mi odpowiedzi, sugerowała, że również zastanawiał się już nad tą kwestią.

– Pistolet leżał przy jej dłoni – odparł. – Nie było śladów walki. Jej ubranie nie było poszarpane i leżała wyciągnięta prosto na łóżku. Tylko oczywiście prawa ręka była zgięta… i na rękawiczce były drobiny prochu.

– A krew była…

– Mokra – dokończył rzeczowo.

– Sprawa wygląda więc na oczywistą.

– Jak pamiętam, Sethos twierdził, że nigdy nie skrzywdził kobiety.

– Nie rozumiem, dlaczego przyszło ci do głowy, że myślałam o Sethosie. Przecież go nie ma w Luksorze.

– Chyba że to…

– Sir Edward? Kompletna bzdura.

– Ale jednak rozważałaś taką możliwość.

– Wiem, że ty ją rozważałeś – poprawiłam go. – Naprawdę sądzisz, że Sethos potrafiłby mnie aż tak zwieść? Rozpoznałam go w Londynie pomimo przebrania i rozpoznałabym go także w Kairze, Luksorze czy gdziekolwiek indziej. Sir Edward z pewnością nie jest Mistrzem Występku!

Poranek przyniósł widok nieczęsto spotykany w Luksorze – nisko wiszące szare chmury i wiatr, targający w porywach gałęziami drzew. Wstaliśmy przed świtem, a że Emerson wczesnym rankiem nie jest w najlepszej formie, zwrócił uwagę na pogodę dopiero wtedy, gdy zasiedliśmy do śniadania.