Выбрать главу

– Nie pada przecież.

– Będzie padało – oznajmił Abdullah. – Ale dopiero w nocy.

– Widzisz? Już dawno chciałam odwiedzić tę damę, ciągle jednak coś mi stawało na przeszkodzie. Będzie też panna Buchanan i panna Whiteside, toteż spotkanie zapowiada się ciekawie.

– No dobrze, Peabody. Musimy z Ramzesem złożyć oficjalne zeznanie na policji, więc załatwimy to przy okazji.

Wyruszyliśmy do Luksoru wszyscy, łącznie z Selimem i Abdullahem. Na szczęście jesteśmy dobrymi żeglarzami, bo pewnie inaczej nie dotarlibyśmy do celu, ponieważ powierzchnia rzeki była dość wzburzona i łodzią mocno rzucało. Musiałam przywiązać kapelusz długim szalem.

Nefret nie mogła się początkowo zdecydować, czy ma mi towarzyszyć, czy iść z resztą, lecz w końcu zwyciężyła żyłka detektywa. Pozwoliłam jej pójść z nimi, bo wiedziałam, że nie zdoła namówić Emersona, a tym bardziej Ramzesa i Davida, żeby jej pozwolili obejrzeć zwłoki.

Ze względu na pogodę i rozmiary mojego kapelusza postanowiłam wziąć z przystani dorożkę. Emerson z galanterią pomógł mi wsiąść, po czym usadowił się koło mnie.

– A cóż to znowu? – obruszyłam się. – O co mnie tym razem podejrzewasz?

– O nic, moja droga. – Dał znak woźnicy, by ruszał. – A może ukrywasz coś przede mną?

– Na miłość boską, Emersonie, znowu ten Sethos? Chyba ci nie przyszło do głowy, że się w sekrecie z nim komunikuję?

– Wcale bym się nie zdziwił – burknął, ale widząc moją minę, wziął mnie za rękę i lekko ją ścisnął. – To tylko jeden z moich żarcików, kochanie. Nie wątpię w twoje uczucia, wątpię jednak w twój zdrowy rozsądek. Jesteś taka cholernie pewna siebie! Gdyby Sethos wezwał cię na spotkanie, ciekawość i wiara w tak zwany honor tego człowieka skłoniłyby cię do pójścia. Przyznaj, że tak.

– Już nie – odparłam ze szczerym przekonaniem. – Moje milczenie dość nam narobiło problemów. Dlatego, mój drogi, zamierzam mówić ci o wszystkim. I dzieciom też.

Emerson uniósł moją dłoń do ust.

– Nie wiem, czy ja posunąłbym się aż tak daleko – powiedział.

Zajęcia w szkole już się skończyły, lecz okna budynku świeciły ciepło w popołudniowej szarówce. Ulice niemal zupełnie opustoszały, a długie płaszcze nielicznych przechodniów wydymały się niczym żagle. Przede mną przyjechał już jeden gość, którego kryty powóz stał przed wejściem. Żałowałam, że my takiego nie mamy zamiast otwartej dorożki, powietrze było bowiem wilgotne, a wiatr siekł w oczy piaskiem. Woźnica stanął za tamtym powozem. Emerson pomógł mi wysiąść i odprowadził do drzwi.

– Wrócę po ciebie za godzinę – oznajmił.

Jego ostrożność wydawała mi się absurdalna, ale trudno mi było ją odrzucać po tylu przejawach miłości.

– Lepiej za półtorej godziny – odparłam więc tylko. – A bientôt, kochany Emersonie.

Drzwi otworzył schludnie odziany służący; w samą porę zresztą, bo mój kapelusz właśnie zamierzał odlecieć. Lokaj zaczekał, aż rozwiążę szal i wygładzę suknię, po czym otworzył kolejne drzwi, wpuścił mnie do jakiegoś pomieszczenia i zamknął je.

Nie był to bynajmniej salon, lecz skąpo umeblowany pokój bez okien. Światło dawała tylko mała lampa na stole. Jej nikły blask pozwolił mi jednak dostrzec sylwetkę kobiety, która podeszła mnie przywitać. Nie widziałam dokładnie jej twarzy, ale poznałam czepek, który miała na głowie. Mam oko do ubiorów.

– Dzień dobry, pani Emerson – powiedziała. – Doskonale, że pani przyszła.

– Pani Ferncliffe? – zdziwiłam się.

Przyskoczyła do mnie znienacka i uwięziła w uścisku niemal tak mocnym jak męski. Ten chwyt pomógł mi ją rozpoznać, bo już go kiedyś doświadczyłam. Nie mogłam wcześniej odkryć prawdziwej tożsamości pani Ferncliffe, modnej damy z towarzystwa, bo Matilda, pomocnica Berthy, zawsze chodziła w surowym stroju pielęgniarki szpitalnej, a jej toporna twarz nie znała kosmetyków. Taka była moja ostatnia logiczna myśl. Potem jej dłoń zakryła mi nos i usta, a silne ramię udaremniło wszelki opór. Byłam zmuszona wciągnąć w płuca opary z przesyconego chloroformem tamponu.

Kiedy oprzytomniałam, trochę bolała mnie głowa, lecz bezpośredni wpływ narkozy minął. Znajdowałam się w innym pokoju niż ten, w którym mnie pochwycono. Był większy i wygodniej umeblowany, choć w świetle jedynej lampy niewiele widziałam. W każdym razie stało tu łóżko, na którym mnie położono. Nogi miałam związane w kostkach, a ręce skrępowane z przodu czymś znacznie mocniejszym od sznura. Gdy nimi poruszyłam, rozległ się metaliczny brzęk.

– Dzięki Bogu! – zawołał znajomy głos. – Była pani nieprzytomna przez kilka godzin, odkąd tu panią przynieśli. Jak się pani czuje?

Przewróciłam się na bok. Więzy pozwalały mi na pewien niewielki zakres ruchów.

Mój towarzysz był w dużo gorszym położeniu. Przywiązano go na siedząco do krzesła, a ręce skrępowano z tyłu. Prawdopodobnie mógł poruszyć co najwyżej palcami. Blond włosy sir Edwarda były potargane, płaszcz rozdarty, a na twarzy miał zadrapania i sińce. Nawet kiedy pracował w gorącym wnętrzu grobowca Tetiszeri, nie wyglądał aż tak niechlujnie.

– Skąd ja się tutaj wzięłam? – wychrypiałam.

– To teraz nieistotne. Na stoliku przy łóżku stoi kubek z jakimś napojem. Dosięgnie pani?

Przyjrzałam się kajdanom na moich przegubach. Były połączone żelazną sztabą, od której biegł do wezgłowia łóżka łańcuch, zapięty tam na kłódkę. Łańcuch nie pozwalał mi dotknąć związanych nóg, ale mogłam dosięgnąć kubka.

– Osobnik, który tak skutecznie panią skrępował, łyknął sobie raz czy dwa tego napoju – zapewnił mnie mój towarzysz widząc, że się waham – więc raczej nic do niego nie dosypano. Higieniczne to nie jest, ale można pić.

Płyn okazał się piwem, cienkim i kwaśnym, na domiar złego pływały w nim muchy. Jednak nawet dama nie może sobie pozwolić na wybrzydzanie, kiedy ma gardło wysuszone jak pustynia. Zanim się napiłam, udało mi się wyrzucić z kubka trzy muchy.

– Cóż za zadziwiająca troskliwość – mruknęłam, czując się już znacznie lepiej (być może miał na to wpływ zawarty w napitku alkohol). – Z panem tak dobrze się nie obeszli. Czy to odmiana w uczuciach tak podziałała? Jeżeli tak, mówienie o tym Matildzie nie było rozsądne.

– Ależ pani Emerson, co pani sugeruje? Sam fakt, że widzi mnie pani w takim stanie – diabelnie nieprzyjemnym, muszę powiedzieć – powinien panią przekonać, że nie jestem w dobrych stosunkach z tą okropną kobietą ani jej mocodawczynią.

– Obecnie pewnie nie – przyznałam. – Na to przynajmniej wygląda. Ale kiedy zrozumiałam, że naszą przeciwniczką jest Bertha, moje podejrzenia wobec pana odżyły. To nie może być zbieg okoliczności, że zjawia się pan zawsze w tym samym czasie co ona i zdobywa podstępem nasze zaufanie.

Przyjrzałam się swoim więzom. Wyciągnęłam z włosów spinkę i udało mi się dosięgnąć nią kłódki. Sir Edward przyglądał się temu z ciekawością i chyba także z odrobiną rozbawienia.

– Ma pani rację, że mogło to wydawać się podejrzane, pani Emerson, jednak jest pani w błędzie. Gra skończona, więc równie dobrze mogę wyjawić prawdę. Nie chcę, żeby pani uważała mnie za sojusznika Madame Berthy, jak ją nazywamy.

Spinka wysunęła mi się z palców. Uniosłam się na łokciu i spojrzałam na niego.

– Proszę mi tylko nie wmawiać, że to pan jest Sethosem. Poznałabym go wszędzie i w każdym przebraniu!

– Na pewno? – roześmiał się. – Nie, nie jestem Sethosem, ale jestem blisko z nim związany i Madame też była, dopóki nie wzbudziła w nim wściekłości tym nieudolnym atakiem na panią. Pozwolił jej uciec, co było niezbyt rozsądne, jednak on ma romantyczny stosunek do kobiet, o czym pani zapewne wiadomo.