Выбрать главу

Zanim dotarliśmy do celu, zorientowałam się mniej więcej, gdzie jesteśmy. Mijaliśmy rozrzucone z rzadka domy, widziałam oświetlone okna i zaczynałam rozpoznawać zarysy krajobrazu. Zadziwił mnie tupet tej kobiety. Zabrała mnie z powrotem do Gurna, do tego samego domu, który był wcześniej jej główną kwaterą w wiosce. Jednak dom został dokładnie przeszukany i uważano go teraz za opuszczony, więc może nie było to aż tak ryzykowne. Gdybym ustaliła swoje położenie wcześniej, wyrwałabym się mojemu przewodnikowi i udała do domu Selima, który znajdował się najbliżej. Gdzież on mnie prowadził? Szliśmy – a raczej brnęliśmy i gramoliliśmy się – chyba przez całą wieczność.

W pewnym momencie Sethos zatrzymał się i chwycił mnie za ramiona. Przysunął twarz tak blisko do mojej, że zdołałam usłyszeć, co mówi, choć musiał krzyczeć:

– Jesteś śliska jak ryba, moja droga, i zimna jak bryła lodu, nie będę więc przedłużał pożegnania. Widzisz tamte drzwi? Wejdź tam i nie próbuj mnie śledzić. Dobrej nocy.

Nie mogłabym pójść za nim, nawet gdybym chciała. Szczękałam z zimna zębami, a mokre ubranie oblepiało mnie jak warstwa lodu. Marzyłam o cieple, możliwości wysuszenia się i umycia, o świetle i przyjaznych twarzach ludzi. Wszystko to i jeszcze więcej oczekiwało mnie wewnątrz. Był to dom Abdullaha. Dobrnęłam z chlupotem do drzwi i nacisnęłam klamkę.

Po kompletnych ciemnościach światło dymiących lamp olejowych wydało mi się tak jasne, że musiałam zasłonić oczy. Na mój widok – i to taki widok! – obecni na chwilę zamarli, niezdolni się poruszyć. Byli to Abdullah i Daoud. Siedzieli na dywanie, pijąc kawę i paląc. Abdullahowi wypadł z dłoni cybuch fajki wodnej, a Daoud wziął mnie chyba za nocnego demona, bo cofnął się z krzykiem.

– Przepraszam za mój wygląd – bąknęłam.

Musiałam chyba być w szoku, żeby powiedzieć coś tak idiotycznego. Teraz z kolei Abdullah krzyknął, a Daoud zerwał się z miejsca i przyskoczył do mnie. Powstrzymałam go gestem dłoni.

– Nie dotykaj mnie, Daoudzie, jestem cała w błocie!

Zignorował ostrzeżenie i przytulił mnie mocno do piersi.

– Och Sitt, to ty! Dziękować Bogu! Dziękować Bogu!

Abdullah podszedł do nas powoli, z nieruchomą twarzą. Ale dłoń, którą położył mi na ramieniu, drżała lekko.

– Jesteś więc – powiedział. – To dobrze. Nie obawiałem się o ciebie, ale… cieszę się, że tu jesteś.

Przekazali mnie pod opiekę Kadii. Zajęła się mną z dziką miłością lwicy, która odnalazła swoje zaginione młode. Ściągnęła ze mnie brudne i przemoczone ubranie, wykąpała, zawinęła w koce, zapakowała do łóżka i nakarmiła ciepłą strawą. Gdy już zakryła mnie po samą szyję, przywołała na moją prośbę Abdullaha. Pomiędzy jedną łyżką jedzenia a drugą opowiedziałam mu to, co uważałam za stosowne ujawnić.

– A więc to ona – mruknął, gładząc brodę. – Powiedziała nam, że nie weszłaś do szkoły i że nie wie, dokąd się udałaś. Nie było powodu jej nie wierzyć. Szukaliśmy cię wszędzie, Sitt. Twój mąż sądził, że to sir Edward cię uprowadził.

– Trzeba go ostrzec, i to natychmiast – oświadczyłam. – On nie wie, że Bertha wciąż żyje. Zamordowała tamtą kobietę z zimną krwią, Abdullahu! Otumaniła ją narkotykiem, przebrała w swoje ubranie i zaczekała, aż Emerson znajdzie się pod samymi drzwiami. Dopiero wtedy… Abdullahu, muszę zaraz wracać do domu. Może Kadija będzie tak dobra i pożyczy mi jakieś odzienie?

Arab rozluźnił zaciśnięte usta i pokręcił głową.

– Nie, Sitt Hakim. W sukniach Kadii zmieściłyby się dwie takie jak ty. Daoud już poszedł poszukać twojego męża. Nie wiemy, gdzie on teraz jest. Kazał nam wracać do domu, kiedy się ściemniło i zaczęło padać.

– Och… – jęknęłam – biedny Daoud, w taką pogodę… Nie trzeba go było wysyłać, Abdullahu.

– Nie kazałem mu iść, sam tak zdecydował. Teraz się prześpij. Jesteś bezpieczna. Będę cię strzegł, dopóki efendi Emerson nie przyjdzie.

Popatrzyłam na jego zdecydowaną, okoloną siwą brodą twarz, a potem na silne, brązowe dłonie Kadii, w których trzymała miskę i łyżkę. Tak, byłam z nimi bezpieczna. Bezpieczna i nagle tak słaba i śpiąca, jak niemowlę w beciku. Powieki opadły mi ciężko. Poczułam jeszcze, że Kadija poprawia koce, a inna dłoń, delikatna jak dłoń kobiety, głaszcze mnie po włosach. Po chwili zasnęłam.

Kiedy się zbudziłam, był jasny dzień. Kadija siedziała przy moim łóżku. Natychmiast wstała i pomogła mi usiąść.

– Siedziałaś tak przez całą noc? – zapytałam. – Kadijo, nie powinnaś była…

– A co bym innego miała robić? Ciągle pada, Sitt Hakim. Zostań w łóżku, zaraz dostaniesz jedzenie. I jeszcze coś… – jej twarz rozjaśnił uśmiech -…coś, co cię znacznie bardziej ucieszy.

Mój mąż usłyszał już jednak nasze głosy. Zanim Kadija zdążyła go zawołać, gwałtownie odsunął kotarę i przypadł do mojego łóżka, przyklękając na jedno kolano. Poczułam tak intensywną radość z tego spotkania, że nie potrafiłam wykrztusić ani słowa. Emerson odezwał się pierwszy.

– Dobrze, że nie zabrałem ze sobą dzieci – oświadczył, okrywając mnie kocem. – Jesteś roznegliżowana w sposób skandaliczny i rozkoszny zarazem, Peabody. Gdzie twoje ubranie?

– Wiesz przecież doskonale, mój kochany, że to Kadija mnie rozebrała. Kiedy przyszedłeś? Co ci zdążył opowiedzieć Abdullah? Co się…

Emerson zamknął mi usta swoimi. Po dłuższej chwili odsunął się i przysiadł na piętach.

– Skoro zarzucasz mnie pytaniami, to znaczy, że już doszłaś do siebie – stwierdził. – Mniemam, że Kadija czeka dyskretnie za drzwiami. Czy napijesz się kawy, zanim podejmiesz przesłuchanie?

W pokoju było ciepło i dość ciemno, bo okiennice przymknięto i paliła się tylko jedna lampa. Miło było tak siedzieć, popijając kawę i odpowiadając sobie wzajemnie na pytania. Relacja Emersona była krótka. Kiedy Sayyida Amin oznajmiła, że w ogóle nie weszłam do budynku, nie miał powodu nie wierzyć w jej prawdomówność. Potwierdziły to zresztą panna Buchanan i jej znajoma oraz fałszywa pani Ferncliffe. Dwie pierwsze kobiety nie tylko wyraziły zaniepokojenie, lecz w dodatku było ono nieudawane, mój mąż doszedł więc do wniosku, że uprowadził mnie ktoś ukryty w powozie, który w międzyczasie odjechał.

W rzeczy samej właśnie tym powozem mnie wywieziono, zawiniętą w dywany. Wypytując kogo się dało, Emerson trafił w końcu na człowieka, który widział podobny powóz na przystani. Wrócił więc do szkoły, by zabrać stamtąd Ramzesa i Davida, którzy przeszukiwali budynek. Sayyida Amin nie tylko się na to zgodziła, lecz nawet nalegała.

– Okazałem się idiotą, nie rozpoznając jej – stwierdził Emerson. – Oczywiście była w chuście i przyciemniła sobie twarz i dłonie, ale…

– Nie możesz się za to winić, mój drogi. Myślałeś, że Bertha nie żyje. Poza tym dzięki twoim działaniom nie miała czasu, żeby przeprawić się do mnie na drugi brzeg.

– My sami też ledwie przepłynęliśmy. Zerwała się prawdziwa wichura i lało jak z cebra. Wróciliśmy do domu i zajęliśmy się końmi, bo nieszczęsne stworzenia stały przez cały dzień na dworze. Potem się przebraliśmy i zaczęliśmy zastanawiać, co robić dalej. Ponieważ uznałem, że to Sethos cię porwał, nie miałem pojęcia, skąd rozpocząć poszukiwania. Odnalazłbym cię jednak, moja kochana, nawet gdybym miał przetrząsnąć wszystkie domy na Zachodnim Brzegu.

Uśmiechnęłam się do niego czule.

– Ale nie wpadłeś chyba na niedorzeczny pomysł, że to sir Edward jest Sethosem? – zapytałam.

– Po tej kanalii spodziewałbym się wszystkiego – odparł mój mąż. – Poza tym sir Edwardowi nigdy w pełni nie ufałem. Ta jego cholerna szlachetność trąciła fałszem. Sama zresztą kiedyś stwierdziłaś, że każdy ma jakieś ukryte motywy działania.